Witam wszystkich.
Oglądając Hobbita: Pustkowie Smauga delikatnie się rozczarowałem jak dużo akcji jest w nim wprowadzone, jak wiele efektów i sztuczności podczas gdy zarówno w pierwszej części tak i w Władcy Pierścieni (nie mówie że powinno być tak samo ale powinno trzymać podobny klimat) można było się bardziej skupić na postaciach, otoczeniu, problemach zaistniałych. Tutaj nie czujemy "wagi" tego filmu ponieważ akcja jest co 5 minut i składa się ona z 95% efektów komputerowych.
Też mieliście wrażenie że zarówno Orkowie jak i same efekty specjalne mimo że kręcone ponad 10 lat temu w Włady Pierścieni są jednak lepsze i przyjemniejsze dla oka ?
Dodatkowo ubolewam iż jest tutaj znacznie mniej skupienia na postaci Bilba, dla mnie to gorzej ponieważ kreacja Martina Freemana (w obu częściach) jest kapitalna.
Zapraszam do obejrzenia video w którym opowiadam troszkę więcej o problemach filmu oraz o jego końcowym odbiorze i ocenie. http://www.youtube.com/watch?v=XNaAp-QMMBE
Jak dla mnie pierwsza część Hobbita była o wiele lepsza. Wiem, że ludzie narzekali na brak akcji w filmie, ale właśnie to sprawiało, że można było bardziej wczuć się w fabułę, do tego świetny soundtrack z motywem Lonely Mountain i świetny utwór podczas sceny z orłami. W Pustkowiu Smauga w ogóle nie zwróciłam uwagi na muzykę, wszystko było jakby wtórne i mało ważne, bo przesłonięte multumem akcji (często niepotrzebnej). Co do soundtracka, to chyba największym błędem było porzucenie motywu Samotnej Góry, przez co nie czuje się spójności tych dwóch ścieżek dźwiękowych.
Moim zdaniem Peter Jackson przesadził z ilością dodanych wątków, a raczej z długością jednego dodanego wątku. Gdyby pominął watek Lego-Tauriel-Kili i kontynuował tempo z pierwszej części dodając do tego mroczny klimat, to film byłby o wiele lepszy. Swoją drogą ten cały trójkąt miłosny to chyba najnudniejsza część całego filmu.
Dokładnie, niedość że totalnie zbyteczny wątek miłosny to jeszcze kompletnie nie przekonywujący widza. Bardzo słaba decyzja.
Zgadzam się, brakuje tutaj mrocznego klimatu i to strasznie, film ani trochę nie oddaje takiego klimatu jaki powinien.
Zgadzam się - nie wiem skąd przyszedł do głowy Petera ten głupi pomysł dotyczący trójkąta między Legolasem/Tauriel/Killim:/ Wyszło mega żałośnie - nie mogę uwierzyć, że reżyser który we Władcy tak świetnie wyczuł co powinno się rozszerzyć względem książki wymyślił badziewny wątek który na dodatek na nikim nie zrobił wrażenia.
Sama postać Tauriel miała być chyba przeciwwagą dla męskiej części bohaterów. Szkoda, że spłyconą ją do poziomu panienki latającej od Legolasa do Killiego. Kolejna sprawa to sam Legolas - jedna z najlepszych postaci we Władcy. Tutaj Legolas prezentuje się słabo. Nie wzbudza sympatii, a jego dziwne wygipasy w czasie walki nudzą - wszystko to już widzieliśmy we Władcy. Na dodatek razi wręcz sztuczność wyglądu elfa, którego na siłę starano się odmłodzić o 10 lat. Legolas utracił swój chłopięcy urok, który tak czarował kobiecą część widowni we Władcy pierścieni.
I najważniejsza rzecz - coś o czym wspomniałam w innym wątku. Bilbo z narratora został zepchnięty do postaci trzecio planowej. To już nie jest jego opowieść z wyprawy do smoka Smouga. To opowieść przede wszystkim o Legolasie, Tauriel i jej rozterkach miłosnych oraz krasnalach. Bilbo gdzieś się rozpłynął. Muszę przyznać, że I część była bardziej klimatyczna.
Akurat ja nie uważam że postać Tauriel jest spłycona. Owszem jej wątek miłosny jest beznadziejny ale moim zdaniem jako sama postać wyszła bardzo fajnie. Ma swoje zdanie, nie boi się wypowiadać i jest przeciwwagą jeśli chodzi o stosunek elfów do krasnoludów - ona jako jedyna stara sieje poznać, zrozumieć (no może nie do końca bo poznawała tylko Kilego ale ta scena jeszcze nie była taka zła, najgorsza była w Esgaroth). Widzi też zagrożenia jakie niosą za sobą pająki, orkowie i inne bezkarnie pałętające się po królestwie Thranduila robaki.
Zgadzam się co do Legolasa. Po przeczytaniu książki (WP) bardzo go polubiłem ale moją pełną sympatię zdobył dopiero w filmie. Rewelacyjna kreacja i świetna gra Orlando Blooma. W WP z zimną krwią wycinał orków w pień, zachowywał przy tym odpowiednią grację i był moim zdaniem naprawdę naturalny.
Tutaj zamiast tego dostaliśmy Supermana, który fika po głowach krasnoludów jakby to były wielkie kamienie; podczas jednego skoku jest w stanie wystrzelić nieskończoną liczbę strzał a jak już spadnie na ziemię to wyrżnie jednym ciosem 5 orków. Co gorsza stroi jakieś niezrozumiałe miny czy ma wściekle niebieskie oczy które zupełnie do niego nie pasują.
Trochę za bardzo się rozpisałem :D
Ale nie masz wrażenia, że ona chciała poznać czy zrozumieć krasnoludy, dopiero po tym jak wpadł w jej oko Kili?:) Nie mówię, że nie masz racji, może po prostu dla mnie postać Tauriel byłaby bardziej przekonywująca, gdyby pominięto ten wątek miłosny. Mimo wszystko uważam, że aktorkę fajnie dobrali i jej charakteryzacja też mi się podobała.
A co do min, które Bloom strzelał, to ja miałam wrażenie, że on czasem sam siebie parodiował:D Nie wiem czy to było zamierzone czy nie.
Pozwolisz, że podczepię się pod Twoją wypowiedź, bo widzę, że Ciebie też boli, że z postaci Legolasa została tylko peruka. Wczoraj poszłam jeszcze raz do kina, żeby specjalnie poprzyglądać się dokładniej niektórym scenom. W całym filmie jest tylko jeden moment, kiedy Legolas wygląda normalnie, w momencie kiedy Thranduil nakazuje zamknięcie bram itp. Legolas dowiaduje się, że Tauriel sobie poszła i jest takie mega zbliżenie na jego twarz. Tylko w tym momencie Bloom wygląda naturalnie, w całej reszcie filmu ma jakiś mega make up albo komputerowy retusz, nie mam pojęcia co to było;) I nie rozumiem po co to było, skoro w tym jednym jedynym zbliżeniu można zobaczyć, nie wiem jak to nazwać, tę "świeżość" elfa z LOTRa, a nawet w videoblogach z planu aktor wygląda bardzo naturalnie.
Co do jego wygibasów no to kolejna przesada. Racja, jak większość zauważyła tu na forum, w LOTR też było kilka takich scen, ale dla mnie były one do przełknięcia. Nawet ten zjazd na tarczy. Jedyna scena, która mi się nie podobała to ta w której Legolas wskakuje na konia z Gimlim, robiąc jakieś salto, a właściwie to nawet nie wiem co to było. Nie dość, że było to niepotrzebne to jeszcze tak bardzo sztuczne, że aż oczy bolą. Jednak mimo wszystko jego sceny walki były dobrze zrobione. Tutaj, w Pustkowiu, jeśli dobrze się przyjrzycie są dwa momenty, w których Legolas nawet nie patrzy, w którą stronę celuje i do kogo a i tak zabija wszystko co mu stanie na drodze. Można powiedzieć, że Legolas spokojnie mógłby zastąpić Hawkeye'a z Avengersów.
No ale żeby nie było, że piszę zupełnie nie na temat. Nie mówię, że ten film jest słaby czy zły, ale jak autor wątku zauważył rozczarowanie to rzeczywiście pierwsze uczucie, które mi towarzyszyło po pierwszym seansie. Według mnie problemem tego filmu jest przesyt wszystkiego i wszystkich oprócz biednego Bilba.
Ale z Legolasem właśnie o to chodzi, że nie wzbudza sympatii. Poznajemy go, gdy jeszcze nie zaprzyjaźnił się z Gimlim i hobbitami i gardzi innymi. Byłoby nudne, gdyby był taki sam jak w WP.
Mroczny klimat? To ma być baśń, nie dark fantasy. Przypominam, że w pierwszej części krasnoludy biegały, walczyły i spadały z ogromnych wysokości i kompletnie nikomu nic się nie stało.
Chodziło mi o dodanie TROCHĘ mroczniejszego klimatu, do tego co było w pierwszej części, to akurat wyszło w filmie dosyć dobrze. Nie oczekiwałam, że będzie jeszcze mroczniej.
Swoją drogą, byłam na maratonie hobbita i oglądając obie części pod rząd, pustkowie już tak nie razi odrębnością. Specjalnie teraz zwróciłam uwagę na muzykę i jedyny motyw muzyczny jaki się przebija to ten w Laketown, chociaż raczej lepiej by było go nazwać po prostu utworem, bo właśnie niestety nie wykorzystano go w innej formie.
Co do fabuły, to nadal uważam, że najbardziej irytujący był wątek Kili - Tauriel. Legolas o dziwo mnie aż tak nie irytował jak zazwyczaj (zdecydowanie nie jestem jego fanką), no ale ta scena z "leczeniem" Kiliego wygląda bardziej jak... coś zupełnie innego i moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie (może ktoś mi wytłumaczy PO CO ta scena była nakręcona w takiej manierze).
Mnie akurat ten wątek nie irytował tak bardzo, bo lubię obie te postacie, natomiast rozumiem, dlaczego ludziom się nie podobał.
Zgadzam się z autorem tematu, zarówno pod tym co napisał jak i z tym co powiedział w video
Większość rzeczy które mówisz na temat filmu są prawdziwe. Dałem ci suba na youtube ;p
Mnie się podobają obie części "Hobbita", ale jednak w pierwszej części zmienili o wiele mniej niż w drugiej. W "Pustkowiu Smauga" zbyt wiele zmienili. Beorn jest jakiś taki.... nie wiem, nie tak go sobie wyobrażałem. Zaś elfy z Mrocznej Puszczy z groźnych i nieco egoistycznych, ale jednak w gruncie rzeczy porządnych osób stały się jakimś zwyrodniały bydlakami. Legolas chętnie by zabił krasnoludy za samo to, że są krasnoludami. Z kolei Thrandruil jest jakiś... sam nie wiem. Nędznik bez honoru, żałosna kreatura przeżarta nienawiścią do rodu Thorina (chociaż to on ich pierwszy zdradził w imię rzekomej miłości do swego ludu). Król elfów z Mrocznej Puszczy w książce potrafił wzbudzić mój podziw. W filmie mam ochotę mu przywalić.
Zdecydowanie dzieło P. Jacksona moim zdaniem odebrało całej historii baśniowość. Wielka szkoda, że postawili na zarobek i efekty specjalne, a nie na wierność książce i zachowanie baśniowości.
Dla mnie największy minus to wątek miłosny, bez niego film byłby znacznie lepszy. Jakby byli Tauriel i Legolas to nie miałbym nic przeciwko, no ale Kili i Tauriel to już przesada. Oczywiście powtarzam słowa, które są na prawie każdym temacie o tym filmie ;p
Dla mnie również przesadą było komplikowanie fabuły pokazywaniem mściwości króla elfów oraz skomplikowanej sytuacji w Mieście na Jeziorze, która w powieści wcale taka nie była. I jeszcze niepotrzebnie ożywili Azoga oraz dodali walkę Gandalfa z Sauronem w Dol Guldur. Ale czego się nie robi dla pieniędzy? Wątek miłosny również uważam za mało trafiony.
No właśnie i być może biedna widownia musiałaby pozostać przy dwóch filmach i nici z trylogii oraz zarobieniu na niej kasy. Można by powiedzieć, że "Hobbit" to dosłownie Władca Kasy. W pierwszej części zmiany czy dodatki do fabuły były nawet ciekawe. Ale jednak w dwójce nie tyle było rozwinięcia akcji, co wręcz rażących zmian. Naprawdę szkoda, a mógł z tego całkiem przyjemny film wyjść. Oby trójka była lepsza.
Dokładnie, sytuacja w Mieście nad Jeziorem kompletnie mi się nie podobała a sam jego Władca ani trochę mnie nie urzekł o czym mówiłem w video. Kolejna nietrafiona rzecz...faktycznie jak się tak zastanowić nad tym filmem to jest okropnie zepsuty w porównaniu do pierwszej części.
No cóż, Peter Jackson mocno zepsuł również drugą część "Władcy Pierścieni" nie wiedzieć czemu zbyt mocno rozwijając wątek walki wojsk Isengardu z królestwem Rohanu oraz zbyt mocno rozwijając wątek Faramira ukazując go jako zachłannego drania pełnego kompleksów, co nie jest zgodne z książką. Co prawda pewnie chodziło im o ukazanie złej woli Pierścienia oraz grozy wojen. Ale mogliby sobie to darować i zachować większą wierność książce. Podobnie stało się z drugą częścią "Hobbita". Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że trzecią część trylogii "Hobbit" Jackson nie spieprzy. Byłoby bardzo miło, gdyby tym razem zachował wierność powieści Tolkiena.