Ten film ma tyle słabych punktów, że nie wiadomo od czego zacząć jego krytykę... Może od tego, że jest przeraźliwie wręcz nudny. I nie chodzi tu wcale o jakieś zaskakujące zwroty akcji, czy trzymające w napięciu momenty. Ale to w końcu film rozrywkowy, ponoć nawet komediowy, tymczasem na ekranie nie dzieje się kompletnie NIC ciekawego. Film jest za długi i ciągnie się jak gumka od majtek - kolejne wydarzenia z życia bohaterów, ich rozterki sercowe i drętwe dialogi praktycznie w ogóle nie posuwają akcji do przodu, nie mówiąc już o tym, że - i to jest kolejny zarzut - nic a nic mnie one nie obchodziły. Bo też bohaterowie są po prostu tak irytujący, że trudno się ich problemami przejmować. Poziom intelektualny tego gniota jest z gatunku kiepskiej telenoweli, a sztampowe, rzekomo budujące "przesłanie" przyprawiać może o mdłości.
Przez wątek Iris da się w sumie jeszcze jakoś przebrnąć dzięki niezłej grze Winslet (co ją skusiło, żeby zagrała w takiej kaszanie??? Pozostanie to dla mnie jedną z tajemnic wszechświata) i Blacka oraz sympatycznej postaci Arthura Abbota (znów - szkoda widzieć wielkich aktorów obijających się w czymś takim...). Ale już wątek Amandy, którego jest niestety więcej, jest po prostu tragiczny - głupi, wkurzający i fatalnie zagrany. Cameron Diaz działa na mnie jak czerwona płachta na byka, a tutaj przeszła samą siebie prezentując aktorstwo tak fatalne, że przy niej błyszczą nawet Steven Seagal i Małgorzata Foremniak. To jej rozdziawianie gęby, wybałuszanie oczu i głośne zaczerpywanie oddechu przed, w trakcie i po każdej kwestii... Hollywood naprawdę schodzi na psy, jeśli ktoś taki ma tam status gwiazdy :/
Wreszcie - jak na komedię, czy nawet tylko częściową komedię, ten film nie jest w ogóle zabawny. Momentów, w których się zaśmiałem były 2 (słownie: dwa!) - rozmowa telefoniczna trójki bohaterów i nieudane przełączenie linii oraz scena w wypożyczalni z Dustinem Hoffmanem. I to tyle na ponad dwie godziny projekcji :/
Ogółem: nie polecam, a wręcz doradzam trzymanie się od tego gniota z daleka. Infantylna bajeczka dla głupiutkich gimnazjalistek albo kur domowych zapatrzonych w "Modę na sukces".
No i gdzie te słabe punkty? Rozpisałeś się na 10 cm a słabych punktów ni widu ni słychu :] Nudny? Każdego nudzi co innego, mnie Holiday w ogóle nie nudził, nie ciągnął się, co chwila była jakaś ciekawa scena. No i co z tego wynika? Kolejnym zarzutem jest to, że wątki cię nie obchodziły. No to już Twój problem nie filmu, że bierzesz się za oglądanie komedii romantycznej, w której wątki nie różnią się bardzo od większości komedii romantycznych. Mnie te wątki obchodziły, były ciekawe i zabawne. Co z tego wynika?
Nie jestem miłośnikiem komedii romantycznych (choć od czasu do czasu lubię sobie obejrzeć) co pozwala mi dosyć trzeźwym okiem spojrzeć na taki film, i Holiday gniotem z pewnością nie jest. Co więcej, to komedia romantyczna z prawdziwego zdarzenia. Wątki - ciekawe czy nieciekawe (to tylko kwestia gustu) - poprowadzone są bardzo dobrze, dobra reżyseria, niezły inteligentny scenariusz, kilka na prawdę świetnych scen. Jak na komedię romantyczną ten film całkiem udanie zapędza się w trochę bardziej ambitniejsze strefy. Głównie chodzi o wątek ze staruszkiem - scenarzystą. Dlatego ja polecam i mogę zagwarantować, że film jest niezły, a czas spędzony na jego oglądaniu będzie przyjemny, a być może nawet wzruszający. W końcu to tylko komedia romantyczna i Holiday w pełni wywiązuje się ze swojego zadania. Dobry film, dobra bajka.
Gdzie te słabe punkty? W tekście - jak nie czytałeś uważnie, to twój problem. Napisałem wyraźnie co w tym filmie jest nie tak. I, co chyba oczywiste, jest to moja subiektywna opinia. Jak ty uważasz inaczej, to świetnie, tylko powiedz mi - cytując ciebie - co z tego wynika? Tyle, że tobie się podoba, a mnie nie. Doprawdy, niesamowite...
To nie jest tak, że potępiam w czambuł wszystkie komedie romantyczne i z założenia mi się nie podobają. Nie chodzi też o to, czy wątki przypominają inne komedie, czy nie, bo dla mnie komedia romantyczna może być całkowicie przewidywalna (najczęściej zresztą takie są), ale przyzwoicie zrobiona, przyjemna w oglądaniu i przede wszystkim zabawna. A seans "Holiday" po prostu męczy. Przez dobrze ponad 2 godziny nic się nie dzieje. Sorry, ale co ciekawego jest w pokazywaniu przez 30 minut jak Cameron Diaz krząta się po domku? Co ciekawego jest w jej rozmowach o niczym z Judem Law? Co ciekawego jest w scenach, które nic nie wnoszą - leżenia w łóżku i rozmyślania, siedzenia przed telewizorem i rozmyślania itp. Takich scen jest za dużo i są za długie. Cały ten wątek Amandy stoi po prostu w miejscu i kręci się w kółko. Nie obchodziły mnie perypetie bohaterów, bo byli oni po prostu wkurzający. Bohaterka Diaz to jakaś roztrzepana idiotka, postać grana przez Jude’a Law zupełnie bezbarwna i płaska. Bohaterka Winslet to głupia baba, wzdychająca w kółko do jakiegoś wyjątkowego chama i palanta, który mimo ożenku z inną, próbuje jej wleźć do wyra i zapewnia o swojej miłości. Jak tu się przejmować perypetiami takich ludzi? Poza tym kompletny brak humoru, drętwe albo i tragiczne aktorstwo (z dwoma wyjątkami, o których wspomniałem), a jeśli chodzi o te rzekome ambicje, to równie ambitne jest np. "M jak Miłość"...
Chodzi o to, że napisałeś, że jest cała masa słabych punktów do wymienienia , a tak na prawdę nie wymieniłeś nic poza mało istotnymi i wątpliwymi "minusikami", które w dodatku nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. W filmie nie ma 30 minutowej sceny w której Diaz krząta się po domku, z tego co pamiętam większość filmu zajmowały jednak jakieś dialogi, jak sam dobrze zauważyłeś nawet komedia romantyczna powinna być przyzwoicie zrobiona i tu właśnie mamy przykład przyzwoicie zrobionej komedii, która jednak nie trafiła Ci w gust. Przez cały film się coś dzieje i są to całkiem sensowne dialogi, czasami o pierdołach, a czasami poważne konwersacje. Dla ciebie były to rozmowy o niczym, dla mnie miały sens, którego nie dostrzegłeś, były ciekawe i przede wszystkim dobrze napisane. Nie każdy film i nie każda komedia romantyczna musi przedstawiać losy nie wiadomo jak barwnych i nie wiadomo jak mądrych postaci, nie wiadomo jak niecodziennych i pokręconych zdarzeń oraz przewrotnych dialogów, żeby była dobra. Ta, jak by nie patrzeć, należy do tych przyzwoitych komedii romantycznych. Film jest ciepły w odbiorze, zawiera sensowną treść. O walorach czysto warsztatowych już wspominałem. Określenie gniot to gruba przesada. Nie przypadł ci do gustu, trudno.
Zgodzę się co do braku humoru, którego rzeczywiście było jak na lekarstwo. W kilku momentach się tylko uśmiechnąłem. No ale brak humoru nie przekreśla całego filmu jeśli ten jest dobrą robotą. Co najwyżej można skreślić z oznaczenia "komedia". Aktorstwo nie było tragiczne jak napisałeś. Nie było złe, choć Diaz rzeczywiście nie pomagała mi w tej opinii. Jednak reszta obsady całkiem przyzwoita. Nie wiem czy widziałeś na prawdę tragiczne aktorstwo.
"M jak miłość" to telenowela i jako telenowela spisuje się przyzwoicie. Choć oglądam jeden odcinek na 50 i to z przymusu :]
Jak to nie wymieniłem nic? Dla ciebie to co napisałem, to są może "mało istotne minusiki", ale dla mnie kilka rzeczy po prostu dyskwalifikuje ten film na całej linii. I co ja mam ci odpowiedzieć na to, że film był według ciebie ciekawy, przyzwoicie zrobiony itp. No dobra, to twoja opinia, z którą się zupełnie nie zgadzam. Ale to nie znaczy, że nie podałem argumentów. A to, że ich nie uznajesz, to już inna śpiewka.
Tytułem sprostowania: nie było jednej 30-minutowej sceny, ale po prostu każde przeskoczenie z wątku Winslet do wątku Diaz to była mordęga - powtarzanie w kółko tego samego, w dodatku w ogóle nieciekawego. Sceny z bohaterką Diaz po prostu mnie usypiały. Można to jej wprowadzenie było pokazać w maks. 10 minut i ruszyć dalej z opowieścią, a nie pitolić wciąż takie smęty. A jeśli film jest (powtarzam: WEDŁUG MNIE) za długi, nudny, kiepsko zrobiony, źle zagrany i - co chyba najważniejsze - o niczym, to nie są to dla mnie błahe sprawy, tylko powód by uznać film za słabiznę. Daję 2/10 za dwie przyzwoite kreacje aktorskie. BTW: owszem, widziałem tragiczne aktorstwo - np. Cameron Diaz w tym filmie. Law może nie był tragiczny, ale po prostu nijaki. Black nie był jeszcze najgorszy, choć nic specjalnego też nie pokazał. Do tego zupełniej bezbarwne postacie drugiego planu.
Nic dodac, nic ujac. Mam dokladnie takie same odczucia: film slaby, nudny i ciaganacy sie jak flaki z olejem, scenariusz kiepski, postaci tak fatalane skonstruowane i zagrane (zwlaszcza Diaz - jej rola to kompletne fiasko zaslugujace co najmniej na Zlota Maline) ze z zazenowania czlowiek odwraca wzrok. Filmowi dalam 3 ale nie wiem czy to nie za duzo...
Zaśmiałeś się dwa razy? To i tak nieźle, bo o dwa razy więcej ode mnie ;P
Straszny ten film. Kate mnie skusiła - myślałam, że jej obecność jest gwarancją dobrego kina (pomijając "Titanica"). Jude Law tak jakby mi obrzydł. Muszę to jakoś wymazać z pamięci. Ale nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że można być gorszym aktorem od Foremniak ;P
Z tym ostatnim to może po namyśle się zgodzę - Foremniak jest jednak poza konkurencją ;) Ale Diaz jest na dobrej drodze, żeby jej dorównać...
Wczoraj obejrzałam i omal nie usnęłam. Zgadzam się z przedmówcą więc nie chcę się powtarzać... Ten film jest naprawdę przerażająco słaby.
Każdy ma swoje zdanie, własny gust, itepe.
Ciekawym faktem jest jednak przeważająca (i to dość znacznie) ilość pozytywnych komentarzy i opinii na temat tego filmu, w stosunku do głosów krytyki, uzasadnianych najczęściej "nudą".
Z ciekawości więc poproszę, podajcie mi, drodzy państwo krytycy, inną komedię romantyczną, która była naprawdę ciekawa/zabawna/godna obejrzenia.
Z chęcią obejrzę i porównam moje własne wrażenia waszej propozycji z tymi, które miałam po Holiday. : )
Ps. Z innego wątku czerpiąc - mnie osobiście także Rambo nudzi, czy tą klasyką jest czy też nie; p.
Ja osobiście w ogóle ciężko znoszę komedie romantyczne. Troszkę nie wiem dlaczego tak trochę jakby zła jesteś na to, że ktos ten film krytykuje. Tak jak napisałaś - są różne gusta i każdy lubi co innego.
Jeśli na serio jesteś ciekawa jakichś polecanych tytułów to całkiem nezła jest według mnie "Randka z Lucy". Bardzo lubię "Still Breathing" choć jak dla mnie ociera się o melodramat. "Amelia" chyba także jest komedią romantyczną? No i nie wiem co jeszcze. Jest taki film "The Good Girl", ale według mnie to dramat. "Dzień świstaka" jest bardzo dobry. Albo np. "Penelope" - taki bardzo leciutki baśniowy filmik nniezmiernie miło nastrajający.
Generalnie szanuję wasze zdania, zarówno Twoje, jak i autora tematu, ale skoro tak bardzo naskakuje na Holiday, że nudny, że się ciągnie itp. to naprawdę chciałabym przeczytać jakie propozycje ciekawych, nie nudnych komedii romantycznych mógłby zaproponować.
(Za Twoje jak najbardziej dziękuję, gdy tylko będę miała okazję obejrzę te filmy, żeby wyrobić sobie własną opinię. Widziałam tylko Randkę z Lucy i Amelię. Tą pierwszą oglądałam dość dawno, w kinie, kompletnie jej nie pamiętam, więc się nie wypowiem. Amelia także mi się podobała, chociaż za pierwszym razem kompletnie do mnie nie dotarła, absolutnie się nie spodobała. Dość specyficzny jest to film, humor także. Ale od drugiego obejrzenia stał się jednym z moich ulubionych. No i soundtrack! *_*.)
Mnie osobiście także dziwi, że Kate Winslet zgodziła się na występ w takim filmie. Cameron fakt, może jako aktorka jest słabsza od Kate, ale o wiele bardziej pasuje mi do tego typu filmów. Zresztą, jakby nie spojrzeć, duża część jej filmografii to właśnie komedie albo komedie romantyczne, o czymś to świadczy, prawda? Kate kojarzy mi się z, powiedzmy, ambitniejszym kinem.
Mogę wprost napisać, że komedie romantyczne są jednym z moich ulubionych gatunków filmowych i trochę się ich naoglądałam. Holiday mnie bardzo pozytywnie zaskoczył, stąd też moja reakcja obronna.
Jest tyle komedii od których Holiday wydał mi się inteligentniejszy, mnie dosadny czy wulgarny. Przykład? Jak stracić chłopaka w 10 dni, Dziewczyna mojego kumpla, Cztery gwiazdki, Zack i Miri kręcą porno, Sztuka rozstania. A czas nieznośnie wlókł mi się i dłużył na 27 sukienkach, chociaż także mam pozytywne wrażenia po obejrzeniu.
Podobnie jak Eleonora, nie przepadam za takimi filmami. Na ten skusiłem się ze względu na udział Kate Winslet - myślałem, że skoro ona tam gra jest to coś ciekawego, ale niestety srodze się zawiodłem. Ogólnie omijam komedie romantyczne szerokim łukiem, bo gatunek ten jest dla mnie z zasady po prostu płytki i infantylny. Oczywiście to uogólnienie, pewnie parę fajnych by się znalazło. Osobiście podobały mi się "Cztery wesela i pogrzeb" i "Był sobie chłopiec", nawet strawne było też "Notting Hill". Dwa pierwsze, które wymieniłem, mogę szczerze polecić. Trzeci ogląda się bez bólu, ale nic szczególnego. Jeśli przypomnę sobie coś jeszcze, dam znać. Ale ogólnie mało tego typu filmów oglądam, więc na długą listę nie licz ;)
No fakt, "Cztery wesela.." nie są złe. "Był sobie chłopiec" jest według mnie fatalny ;P A "Notting Hill" też ledwo zniosłam.
No, a ja się nawet sama zaskoczyłam, no bo właśnie też z założenia omijam ten gatunek, a jednak jak widać trochę tego typu filmów obejrzałam i nawet cos tam mi się w miarę spodobało.
A wiem jeszcze co. Jest taki film "Wpadka" - to jest dziwny film, bo gdyby wywalić końcówkę po pewnym kluczowym wydarzeniu (nie powiem jakim, bo byłby spoiler) to by był świetny komediodramat, natomiast przez tą końcówkę zrobiła się totalna głupota. No ale ja po prostu oglądam ten film do tego konkretnego momentu, a potem wyłączam ;P
O, "Wpadka" też mi się nawet podobała, jakoś mi umknął wcześniej ten film. Dalej wspominasz o "Okrucieństwie nie do przyjęcia" - też fajne. Jak na Coenów może nic rewelacyjnego, ale w gatunku komedii rom. jak najbardziej się sprawdza.
Co do "Notting Hill" - fakt, że nic szczególnego, ale da się obejrzeć, mimo że zwykle drażni mnie Julia Roberts. A "Był sobie chłopiec" - nie rozumiem, czemu "fatalny"...?
"Był sobie chłopiec" jest strasznie infantylny. Tzn. to jest ten duch komedii romantycznej, którego nie wytrzymuję ;P Takie to wszystko słodkie i niby zabawne. no nie podobało mi się. Jakoś dokładniej nie umiem w tej chwili uargumentować, bo pamiętam jedynie ogólne odczucie.
"To właśnie miłość" jest chyba w podobnym duchu - wszyscy się tam tak cieszą ;P wszystko się tak uroczo układa i jest takie jakieś familijne...nawet jeśli są jakieś problemy - no tak jak w "Holiday".
A ja właśnie miałem zupełnie inne wrażenia z seansu "Był sobie chłopiec". Ten film wydał mi się bardzo nietypowy jak na komedię romantyczną. Wcale tam tak cukierkowo i milusińsko nie było. Wręcz przeciwnie - momentami film uderza w poważniejsze tony i generalnie jest chyba trochę mądrzejszy niż większość obrazów tego typu. Ale też oglądałem go dawno, więc nie pamiętam wszystkiego za dobrze.
Ale już "Love Actually" rzeczywiście kiepskie - też mi nie spasowało.
No "Jak stracic chłopaka.." to dla mnie tragedia.
Z dobrych, według mnie rzecz jasna, mogę jeszcze wymienić "Eliksir miłości" (przynajmniej kiedys mi się podobał), który jak widzę ma takie dość słabe oceny na fw, albo np. "Dwa tygodnie na miłość". Podobała mi się też "Miss Agent" zarówno 1 i 2. Z tymże niektórzy mają wstręt do Bullock, więc tym odradzam. Ja bardzo lubie tą aktorkę. "Legalna blondynka" także mi się podobała. Z tymże druga część była tragiczna. Jeszcze z Sandrą - bo na jej stronę lukam - "Skradzione serca" i nawet niezła była "Podróż przedślubna" a i "Ja cię kocham, a ty śpisz" też jest ok. To nie są jakieś wielce dobre filmy do wielokrotnego oglądania, ale są ok. "Totalną magię" widzę, że też zaliczają do komedii romantycznych, a ten film bardzo lubię za nietypowy klimat.
Co do Cameron Diaz to polecam "Urwanie głowy". Piszą, że to komedia (bez romantyczna), ale jak dla mnie trochę tak pod romantyczną podpada. "Mój chłopak się żeni" nie było złe, choć w sumie tak tylko na jeden raz. A bardzo fajne jest "Życie mniej zwyczajne" - właśnie przypomniałam sobie o tym filmie - tam jest Ewan McGregor :))
Co do innych aktorów to bardzo mi się podoba "Okrucieństwo nie do przyjęcia" braci Coenów - bardzo miło mnie zaskoczyli. No i uwielbiam "Co z oczu, to z serca". To to mogę więcej razy oglądać - mam w ulubionych. Podobnie "Włamanie na śniadanie" - to widzę jest jako komedia kryminalna, ale pod romantyczną trochę podpada.
O, właśnie. O to mi chodziło, Dwight, żeby nie brać do końca Holiday w kryteria takie same jak każdy inny film, a jak komedię romantyczną.
Sam stwierdziłeś, że widziałeś niewiele, a więc nie masz jakiegoś dużego pola do porównywania. Sądzę, że gdybyś obejrzał któreś z tych podanych przeze mnie powyżej, nie oceniałbyś tego akurat tak bardzo surowo.
Zresztą ostatnio panuje chyba jakaś moda na filmy, w których humor jest czasem nawet chamski, na pewno dwuznaczny, czasem obleśny. Przykładowo jak to ktoś napisał w recenzji bodajże Czterech gwiazdek "fizjologiczno-toaletowy". Na takim tle Holiday wydał mi się doprawdy ciepły i pozbawiony takich "smaczków", chociaż możliwe, że z nimi byłby zabawniejszy ;-). Bo przyznam sama, że naprawdę zabawnych scen było mało.
Totalną magię widzę, że też zaliczają do komedii romantycznych, a ten film bardzo lubię za nietypowy klimat. - Też uwielbiam ten film. Może dlatego, że jest o magii, a to jeden z moich ulubionych motywów.
Jak stracić chłopaka... też mnie zawiódł, bo koleżanki w szkole polecały ;-). O Notting Hill nie cierpię. Naprawdę nie wiem co jest takiego w tym filmie, że tylu ludzi go uwielbia. Był sobie chłopiec chyba mi się podobał, acz widziałam dawno, nie pamiętam.
Generalnie z mojej strony na tę chwilę to tyle ; P.
A właściwie zauważyłam jeszcze, że polecane przez Dwighta filmy są skupione raczej w postaci głównego bohatera na mężczyznach [tzn przynajmniej 2 i 3, bo Czterech wesel nigdy nie widziałam].
Może to też ma jakiś wpływ na to, że podobały Ci się bardziej ;-). Taka mała konkluzja, nie wiem czy celna.
Holiday jest raczej dla bab; P, że tak powiem. No i osobiście jest moją ulubioną komedią, więc może dlatego, mimo wszystko, staram się go tak usilnie bronić.
A przypomniałam sobie jeden film, którego tu chyba nie wymieniłam, a powinien Ci się spodobać, bo jest taki pozytywnie magiczno bajkowy: "Żona rzeźnika". Tytuł brzmi ostro ;P ale to bardzo fajny i uroczy filmik z Demi Moore.
Blaaairus, jak Cię jeszcze interesują propozycje do obejrzenia, to polecam: http://www.filmweb.pl/f5479/Nadbaga%C5%BC,1997 i http://www.filmweb.pl/f9445/Igraszki+losu,2001 . "Igraszki losu" wydają się trochę sentymentalne i nie przepadam za Kate Beckinsale, ale za to lubię Cusacka i uważam, że film jest całkiem w porządku. Romantyczny, ale jeszcze nie infantylny i świetny jest taki tekst przy końcu skomponowany przez kolegę głównego bohatera piszącego nekrologi. A "Nadbagaż" zawsze lubiłam i za Alicię i za Benicio, który jest jak zwykle ach ach ach!, ale i za ogólny pozytywny klimat.. ach i jeszcze za Walkena oczywiście.
To, że ten film ma przewagę opinii pozytywnych, nie jest ani ciekawe, ani cokolwiek znaczące. Na tym portalu jakieś 99% filmów prezentuje się podobnie, bo "uśrednionemu", modelowemu filmwebowiczowi podoba się niemal wszystko. Co nie znaczy, że 99% filmów to dzieła zasługujące na uwagę...
mnie się podobał.
Diaz była sztywna i wogóle jej wontek taki coś nie zbyt ,ale ogólnie można znieść.
wątek Iris granej przez Kate Winslet był lepszy nie tylko z powodu Winslet ,ale też innej postaci takiej jak chociaż Miles grany przez Jacka Blacka.
może lekka przesada z tą miłością Iris do Jaspera ,ale sama zmiana miejsca jestna swój sposób zabawana.
to typowa komedia romantyczna i nie ma co jej porównnywać z nagradzanym wielkim hitem.
nie oceniajcie filmu po gatunku tylko po całości.
no ,a czemu ten film jest dla małolat?
myślisz,że da dobrą ocenę ,bo zobaczy Judge bez koszulki czy koszuli?
Wiesz, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia czym się kierują ludzie wystawiający każdemu, albo co drugiemu filmowi 10/10 i piszący entuzjastyczne komentarze o każdym badziewiu, jakie obejrzą. Piszę tylko, że tak niestety jest.
Magdusia nie rozumiem Cię. Piszesz, żeby nie oceniać po gatunku, a wyżej, że własnie żeby wziąć pod uwagę, że to komedia romantyczna, a nie inny rodzaj filmu. Jedno drugiemu przeczy. Poza tym wśród komedii romantycznych też bywają perełki całkiem sprawnie konkurujące z filmami innych gatunków.
To co napisałeś daje do myślenia... Bo mnie się ten film podobał i oglądałem go z przyjemnością. Ale fakt pozostaje faktem, że nie śmiałem się chyba ani razu. Może po prostu twórcy (czy spece od marketingu), nie powinni określać go mianem KOMEDII romantycznej?
Moim zdaniem to całkiem niezły film żeby obejrzeć go z dziewczyną przy butelce wina i świeczce. Spokojny, nie wymagający myślenia, a kiedy twoje zainteresowanie przyciągnie "coś" zupełnie innego, to po pół godzinie można bez specjalnych problemów wrócić do seansu i dalej nadążać za akcją. ;)
hehe dobre - powinieneś wymyślić nowy gatunek określający filmy, podczas oglądania których bez problemu i uszczerbku dla oglądanej fabuły, można porobić "coś" ;)
To tak jak idąc do kina ustala się na początku czy idziemy do kina, czy na film ;)
cala tajemnica tego filmu nie tkwi chyba w jego "smiesznosci" (nie wiem jak to wlasciwie nazwac:), tylko w ciekawej, dosyc niebanalnej historyjce ktora ten film przedstawia. moze i jest dosc przewidywalny ale jednak jest w nim cos specyficznego, rozniacego go od innych komedii romantycznych. ja tez zasmialam sie na nim gora jednen raz ale musze przyznac ze strasznie mi przypadl do gustu, ogladalam go juz chyba 3 czy 4 razy i wcale mnie nie nudzi, dodalam go nawet do moich ulubionych filmow, bo to chyba najlepsza komedia romantyczna jaka widzialam, poza tym genialna gra Cameron i Kate:) polecam