..ulany jeszcze ze złota, ale tam jest coś osobliwego... partnerką Wayne'a jest aktorka nie oszałamiająco piękna, jak to zwykle bywa, tylko właśnie przeciętnej urody, ba, nawet w pewnym momencie pada w rozmowie jej z "Waynem", że nie jest pięknością, na co ciekawie odpowiada Wayne, jakby czytał poradnik chrześcijański protestanta Josha McDowella lub naszego ks.Malińskiego pt."Zanim powiesz 'kocham" czy kultowego księdza na YT "od zakochanych", Pawlukiewicza (odpowiedzial coś w rodzaju, że zna wiele kobiet, którym by nie powierzył nawet dolara, i że są kobiety niebędące pięknościami, które umieją zmobilizować mężczyzn jak żadne inne). No powiedzcie, że dzięki filmom nie można stać się mądrzejszym lub utwierdzic w dobrych dążeniach!
No ale dziś robi się już westerny z plasteliny, gdzie kowbojami są Murzyni, a Indianie prowadzą misje ewangelizacyjne wg marksistowskiego internacjonalizmu wśród białych. I za tę mniejszość murzyńską w kapeluszu kowbojskim lub indiańską w pióropuszu zyskuje się kwalifikację olimpij... nie, bo oskarową. Takie są warunki neokomunizmu hollywoodzkiego, parytet, jak w PRL za chłopskie pochodzenie były punkty w egzaminach na studia.