Gówno. Co to ma w ogóle wspólnego z Green Street Hooligans?! Każdy film o tematyce więziennej ma identyczną fabułę co to gówno (bójki między więźniami, grupki, jakiś 'zły' naczelnik itp.), więc po co to 'coś' ma taki tytuł? Akcja wlecze się jak żółw z kołkiem w dupie. Film klasy C. Aktorstwo sztuczne do bólu.. szczególnie mnie męczyła zastępczyni naczelnika. W ogóle wszyscy mówili jakby się naćpali i barwą głosu chcieli zbudować klimat. A gdzie klimat meczy, ustawek, brytyjskich ulic, pubów i zaułków na których się naparzali?

Zwykle oglądam filmy do końca. Już dawno nie musiałem się zmuszać. Początek spoko, po 20 minutach zastanawiałem się czy może jednak wyjdą z tego pierdla i film nabierze tempa.. po 40 minutach wyłączyłem, gdy pani zastępca naczelnika rozmawiała z murzynem, żeby się jej słuchał, bo wyleci i.. nie opłaci leczenia swojego chorego dziecka. No ja pierdole.. PARODIA.