Don Cheadle za rolę Paula Rusesabaginy na Oscara zasługiwał z całą pewnością i choć ostatecznie otrzymał jedynie nominację do tej nagrody, nie zmienia to faktu, że stworzył znakomitą kreację i to dzięki niemu łatwo wybaczyć filmowi pewne niedociągnięcia i uproszczenia. "Hotel Ruanda" to historia człowieka wierzącego w cywilizację i postęp, odrzucającego absurdalne uprzedzenia, poświęcającego się karierze zawodowej i rodzinie. Można odnieść wrażenie, że to postać dość przeciętna i niezbyt interesująca fabularnie, ale w obliczu czystek etnicznych, których staje się świadkiem, opanowanie, przedsiębiorczość i zdecydowanie Paula Rusesabaginy okazują się zbawienne dla wielu ludzi, którzy zawdzięczają mu uratowanie rzeczy najcenniejszej, przynajmniej dla większości z nas, jaką jest - życie.
Gdyby go zapytano, jak to się stało, że wykazał się taką odwagą i siłą charakteru, podczas gdy większość jego współrodaków uległa wszechogarniającemu szaleństwu nienawiści i strachu połączonemu z przemocą i chaosem, Paul odpowiedziałby pewnie, że zrobił tylko to, co powinien, czyli wziął na siebie odpowiedzialność za pracowników, gości i tymczasowych mieszkańców hotelu, których bezpieczeństwo mu powierzono - tylko tyle, AŻ TYLE.