Ale i niepozbawiony wad. Te momenty o "uwielbieniu" do potworów były przesłodzone, ale... coś mnie
chwyciło, gdy go oglądałam.
Miałam na myśli między innymi moment, w którym Frankenstein wspina się na ten wielki balon oraz kiedy opowiadał o Draculi. Ech, uważam, że mimo tego, że ludzie lubią potwory, oglądają o nich, itd., każdy wystraszyłby się Draculi a tym bardziej Frankensteina, który się wydarł.
No tak, ale jak wszyscy byli ubrani podobnie to trochę to trudniejsze. Chociaż z drugiej strony, skąd ktoś miałby taki dobry kostium :P.
A co do Draculi to powinni się przestraszyć, że wypija krew i uciekać
A oni to potraktowali zupełnie zwyczajnie. To było takie nieludzkie zachowanie. Chociaż może nadal nie wierzyli do końca że to prawdziwy Dracula i po prostu wzięli to za zabawę :).
O tym mówię. Ale nie sądzę. Przecież potem nagle zaczął biec z nadludzką prędkością, a oni wciąż nic z tego nie robili. Poza tym, był moment:
"Ja jestem prawdziwym Frankensteinem!"
"Wiemy!"
I to mnie utwierdziło w przekonaniu, że brak w tym realizmu.
A do tego to potwory bardziej się bały ludzi, niż ludzie potworów, co też było dziwne. Przypomnij sobie chociażby ten chaos, gdy się dowiedzieli, że Johny jest człowiekiem :P.
Nie no, to mi akurat pasuje. :D Robiło za element parodii, poza tym, to jest odruchowe, że bali się tego, co kiedyś ich "skrzywdziło" (może nie zawsze bezpośrednio, ale i tak)