PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=363042}

Hotel Transylwania

Hotel Transylvania
7,2 128 800
ocen
7,2 10 1 128800
5,8 8
ocen krytyków
Hotel Transylwania
powrót do forum filmu Hotel Transylwania

Recenzja filmu

ocenił(a) film na 5

Miniony rok w świecie animacji jest dowodem załamania się dotychczasowego produkcyjnego schematu. W roku 2010 dwoje największych monopolistów rynku, Pixar oraz Dreamworks, wypuściło do szerokiej dystrybucji jedne z najlepszych obrazów w swojej krótkiej historii – ze strony Pixara „Toy Story” potwierdził fenomenalnie wysoki poziom produkcji amerykańskiej wytwórni, „Jak wytresować smoka” przełamało zaś dotychczasowe fatum ciążące na Dreamworks. Atmosferę podgrzał dodatkowo renesans najpotężniejszej obecnie wytwórni filmowej świata, Walt Disney Pictures, przeprowadzony w momencie przejęcia kierownictwa nad filmowymi projektami przez Johna Lessetera i wyprowadzenia na ekrany kin „Zaplątanych”, w reżyserii Nathana Greno i Byrona Howarda. Zapowiadało się na początek kolejnej złotej ery animacji, paralelnej do tej, która trwała niemal przez całe lata 90. dzięki klasycznym, dwuwymiarowym bajkom Disneya. Początek ery tryumfu jakości komputerowych animacji przerwał jednak już rok następny, który poza „Rango” Gore’a Verbinskiego nie miał do zaprezentowania niczego nowatorskiego, oryginalnego, czy chociaż dorównującego poziomem produkcjom poprzednich lat. Pixar stworzył swój pierwszy przeciętny film, Dreamworks uwodnił, że „Jak wytresować smoka” było jedynie jego jednorazowym wybrykiem natury. Miniony rok tylko potwierdził ową spadkową tendencję najważniejszych wytwórni – a jednocześnie potwierdził zjawisko nowej fali. Z jednej strony dostajemy bowiem kolejne fantastyczne obrazy od Disneya („Ralph Demolka”, oraz „Frankenweenie”, które jednak nadal pozostaje dzieckiem Tima Burtona), z drugiej coraz bardziej widoczny jest napływ do animacyjnego świata „kina autorskiego”. Powolna detronizacja największych monopolistów pozwoliła bowiem na zwrócenie się w stronę produkcji bardziej nastawionych na oryginalną koncepcję reżysera, obrazów, które jednocześnie nie wiążą się ze stylem danego studia (nawet w przypadku studia Aardman), bajek, które po projekcji będziemy kojarzyć bardziej jako „film Tima Burtona”, „obraz Genndy’ego Tartakovsky’ego”, niż jako kolejny projekt dużej, ważnej wytwórni.

Ową tendencję w sposób znaczący podkreśla „Hotel Transylwania” przywoływanego już Genndy’ego Tartakovsky’ego . Słynny twórca „Laboratorium Dextera” nie dość, iż nakręcił obraz, który obok „Ralpha Demolki”, „Piratów” oraz „Frankenweeniego” wylądował na symbolicznym panteonie najlepszych animacji minionego roku, to jeszcze w niestereotypowy sposób skonstruował w miarę mądrą i oryginalną satyrę na otaczającą nas rzeczywistość. „Hotel Transylwania” nawiązuje do klasyki szeroko pojmowanego kina grozy, wyśmiewając jednocześnie przewijające się w nim schematy. W porównaniu do „ParaNormana” nie są to jednak schematy fabularne, a raczej archetypy kryjące się w stworzonych na przestrzeni przeszło stu lat postaciach.

Najpiękniejszy jest fakt, iż twórcy nigdy nie tracą kontaktu ze swym dziełem. Nie mają aspiracji stworzenia filmu absolutnego, a od początku do końca podążają wytyczonym uprzednio szlakiem. Nie zapominają, że ich podstawowym zadaniem jest opowiadać i śmieszyć, nie błaźnić i żenować. W owy minimalistyczny sposób uzyskujemy opowieść, która chciała być jedynie rozrywką. I rozrywką pozostała. Coś tu jednak zaiskrzyło pomiędzy humorem, a samą historią. Pozornie niechciany wątek obyczajowy, który miał być początkowo jedynie przerywnikiem pomiędzy kolejnymi żartami z kina gatunkowego, otrzymał w filmie zaszczytne miejsce. Nie twierdzę, iż jest on głęboko poruszający, a przemyślenia autorów zahaczają o filozoficzne wyżyny. „Hotelowi Transylwania” do tego daleko, a mimo to film przyciąga i zmusza do refleksji. Rzadko kiedy zdarza się animowanej komedyjce rzetelnie poprowadzić obyczajowe wątki scalające fabułę. Tutaj udało się to doskonale.

Tartakovsky zbudował swój obraz na widocznych kontrastach z rzeczywistością. Zaskakuje koncepcja samego tytułowego Hotelu jako azylu, w którym mogą schronić się wszelakie monstra w obawie przed otaczającym ich światem. Co takiego kryje się „tam na zewnątrz”, że nawet hrabia Dracula i Frankenstein postanawiają uciec do swego ostatniego bastionu? Ludzie. Ludzie i ich obawa przed innością, przed tym, co nieznane, niezrozumiałe. Strach staje się tu czynnikiem regulującym najpierwotniejsze zachowania – u ludzi wyzwala agresję, u potworów każe przed przemocą uciec. Tartakovsky w typowy dla siebie, humorystyczny sposób stara się jednak wykazać, iż pozbawieni lęku potrafimy wrócić do „piękna człowieczeństwa”. Oraz, że wyzbycie się strachu prowadzi do przebaczenia, nawet pomimo nabytych traum i miłości, która wzywa do bezustannej obrony własnego dziecka.

Jednak czy chodzi tu tylko o wyeliminowanie lęku? Ostatecznie ma ono źródło w tych mrocznych i na co dzień nieznanych zakamarkach naszej duszy, a sam fakt ich istnienia powinien podtrzymywać nas w stanie nieustannej czujności. Jednak finalnie swój ostatni głos podtrzymuje tu ponownie miłość. Miłość i przyjaźń, zjednoczone w jednym „człowieczeńskim” duecie. Ryzykownym, ale w pełni moralnym.

Hrabia Dracula, jako postać główna, jest tu jednocześnie bohaterem najmocniej niejednoznacznym. Samotnym, naznaczonym brutalną i tragiczną przeszłością, dla którego najważniejszym celem i sensem życia jest zapewnienie bezpieczeństwa córce. Przyjmuje tutaj rolę opiekuna z krwi i kości, który będzie musiał wiele przejść, aby uświadomić sobie, iż miłość należy łączyć przede wszystkim z wolnością. Sama odpowiedzialność nie wystarczy, potrzebna jest pewna płaszczyzna swobody, która umożliwi drugiej osobie życie własnym życiem. Życiem w pełni, do którego trzeba nie tylko dorosnąć, ale także na nie zasłużyć.

Strach paraliżuje Draculę, jednakże to ten pozytywny aspekt miłości do córki ostatecznie w nim zwycięża. Świadomi jesteśmy trudności tej decyzji, mając w pamięci scenę zabójstwa ukochanej Draculi. Do pewnych kwestii dorasta się całe życie – do rozumienia ich i do interpretowania znaków danych nam w dialogu dwóch kochających się osób. Dracula wyzbył się uprzedzeń, niepokój jednak pozostał. Koniec końców zaufanie dane w miłości rodzicielskiej nie może pozostać ślepe na okoliczności. Nasz główny bohater ofiarowuje swej córce wolność, jednak zdaje sobie sprawę, iż ten fakt nie musi koniecznie posiadać szczęśliwego zakończenia. Żadne bowiem wybory nie pozostają nigdy w pełni jednoznaczne.

Humor sączy się w „Hotelu Transylwania” harmonijnym strumieniem, rozwijając się z każdą następującą minutą. Trudno jest nazwać film Tartakovsky wyznacznikiem najwyższego poziomu komedii minionego roku (pod tym względem przegrywa przez nokaut z „Piratami), wciąż jednak stanowi dowód dla stwierdzenia, iż na gruncie humorystycznym animacje wciąż pozostają w czołówce wszelakich filmowych produkcji. Jednocześnie jest także zapewnieniem, iż kino animowane ma jeszcze w przemyśle filmowym dużo do powiedzenia.

Więcej recenzji w serwisie: http://www.zissou.pl

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones