Współczesne kino lubuje się w schemacie: rozwijać tajemnicę napędzającą akcję by widz miał frajdę w snuciu domysłów: kto po co i dlaczego?... Potem BUM! i w końcu udana (lub nieudana) puenta - wszystko zostaje wyjaśnione. Tymczasem 'How it ends' to film drogi - ona jest esencją. Finalnie następuje wielkie BUM i... czego oczekiwać więcej? Ludzie wystawiają niską ocenę jakby mieli pretensje o to, że główni bohaterowie nie dobrnęli na końcu do wojskowego szpitala gdzie ich przebrano w wyprasowane piżamki i przy kubku ciepłej czekolady wyjaśniono, że to atak Marsjan albo nuklearna zemsta Polski za brak zniesienia wiz do USA.
Mam identyczne zdanie film miał inne zakończenie niż reszta filmów z happy endem. Był na tyle dobry jako produkcja netflixa, że otrzymał ode mnie mocną 7
W sumie to zdanie jest poprawnie napisane, tylko przekazuje nie to, co chciałeś przekazać ;) Bo fakt, Netflix ma szmiry, a ten film trzyma poziom i jest równie gówniany.
oszczędził mi Pan napisania tego samego własnymi słowami :)
aaaaa i tak dam upust;
Dobry koncept filmu zostaje niedoceniony przez rozkapryszonych widzów. Tych wymagających wyjaśnienia wszystkiego, patrzenia na wszystko jako widz wszechwiedzący.
Tu katastrofa przedstawiona jest z perspektywy jednostki, zwykłego cywila - i koniec, to nasz koncept. Nie dostajemy wielowątkowej fabuły prowadzonej równolegle ze sztabu dowodzenia (wyjaśnienia) i z miejsca konfrontacji z żywiołem (akcja).
Miast skupiać się na dochodzeniu czynników i natury kataklizmu zaleca się przyjąć obecny stan rzeczy i skupić na prawdziwej istocie filmu. Być myślami z bohaterami. Bo istotą jest właśnie motyw podróży, relacje między zięciem i teściem. Dogryzanie się z upływem czasu i dowodzenie wzajemnych wartości w trudnych momentach.
Ogarnęła mnie ulga, kiedy dobiegł koniec filmu a w końcówce nie starano się na siłę wytłumaczyć kontekstu zdarzeń. Dobry klimat przez cały seans i rozsądnie dawkowane napięcie. Winszuję reżyserowi dobrego gustu.
film fajny ale brakuje tego zakończenia, zostajemy z samymi pytaniami, co sie stało? i dlaczego? te pytania nie sa najważniejsze i nie trzeba na nie odpowiadać, taka tajemnica nie jest zła, ALE co z głównymi bohaterami? przeżyli czy zginęli? można zrobić fajne zakonczenie bez zdradzania tajemnic, np chmura ich dogania i giną, lub przeskok w stylu rok później i pokazac ze żyją gdzies na zadupiu lub ze dotarli do jakiejs osady, bazy czy innej koloni i tam zyja.
Z fajnego tematu wyszło egzystencjalne, pełne niejasności i niedopowiedzeń słabe i mierne coś bez ładu i składu. Film idealny dla bujających w egzystencjalnych urojeniach pseudoartystów lubujących się w twórczości, która nie potrafi stworzyć ciekawej historii od początku do końca więc nie mając pomysłu na puentę i zakończenie lub fabułę skleja wątki z różnych filmów z rynku lub wrzuca niedopowiedzenia, nie kończy historii i przedstawia to jako przejaw wielkiego artyzmu gdy w istocie jest zwyczajnym brakiem pomysłu na całość. Słaby film. Nie da się przy nim odpocząć po ciężkim dniu pracy czy w weekend. Świetny jeżeli grupa eterycznych ludzi chce się pomądrzyć i podyskutować w klubie dyskusyjnym.
Po co zaraz tak grubo? Niektórzy, pewnie większość, potrzebuje łopatologii, szkolnego początku, rozwinięcia i zakończenia. Mnie się podoba, że należę do "grupy eterycznych ludzi chcących się pomądrzyć i podyskutować". A że masy lubią kawę na ławę, to nie znaczy, że trzeba im od razu z upośledzeniami wyjeżdżać. Więcej tolerancji! A film bliski doskonałości.
Film drogi ma jakieś podstawy. A ten badziew to jakiś żenujący żart - coś się stało gdzieś, ktoś jedzie ratować kogoś gdzieś, coś gdzieś wybucha... koniec akcji. Przecież tu nikt nic nie wie co się dzieje ani po co. Czyli mamy oglądać przez 2h jak jakaś rodzinka ucieka przed niewiadomo czym, żeby uratować córkę/dziewczynę przed uj wie czym, przy czym nie dowiesz się bo nie. No, gratuluję polotu artystycznego i zanudzenia widza.