jak to możliwe, że Czesi, słynący z rekonstrukcji i tak dumni ze swojej średniowiecznej historii (którą mają w jednym palcu - od Borzywoja po Husytów) tak potrafili spartolić scenografię i w sposób bezmyślny ukazać schyłkowe czasy Przemyślidów. I to na początku lat 80-tych, kiedy mieli już za sobą wiele wspaniałych filmów historycznych. Co do scenariusza i gry aktorskiej, lepiej zachować milczenie. Film me wszelkie niedobre cechy durnych produkcyjniaków z lat 50-tych, a przy okazji bardzo niewiele z ducha czeskiego. Bije go na łeb film o podobnej tematyce - "Záviš a Kunhuta", dziełko o wiele mniej znanego reżysera. Panie Steklý, w klimacie austro-węgierskim trafiłeś w samo sedno, ale w przypadku średniowiecza niestety nie wyszło.