Moje pytania:
1 Czy 22-letni marynarz Edmond Dantès na początku XIX wieku mógł nosić wielki tatuaż na plecach i dwa mniejsze z przodu pod obojczykami? Profesjonalne studia tatuażu zapewne wtedy nie istniały, ale może brać marynarska sama sobie nawzajem . . . ?
2 Czy l'abbé Faria był tak doskonałym nauczycielem aby w ciągu kilka lat nauczyć Edmonda języków obcych oraz nauk ścisłych? Bez podręczników, zeszytów i pomocy dydaktycznych?
3 Edmond był więziony w celi bez światła, jeśli nie liczyć okratowanego "świetlika" o góry. Tymczasem l'abbé Faria ma nieograniczone dostawy świeczek, których nie musi oszczędzać. Skąd te świeczki?
4 Dlaczego niby przebijanie się przez mury musiało zabrać aż tyle lat? Przecież widz widzi, że to kwestia wyjęcia kilku kamiennych bloczków, zaś pomiędzy celami są przestrzenie powietrza.
5 Upływ czasu na twarzach zaznaczony raz lepiej, raz gorzej. O ile w przypadku Mercédès charakteryzatorzy wykonali dobrą robotę i postarzyli tę postać o właściwą liczbę lat, o tyle z samym Edmondem się nie popisali. Czternaście lat ciężkiego więzienia i podłego odżywiania a on nadal ma bujne włosy, nawet nie osiwiał, ma wszystkie zęby etc. Co najwyżej rysy twarzy nieco bardziej dojrzałe.
6 Edmond, po odwiedzinach w dawnym miejscu pobytu ojca, schodzi nad morze. A tam czeka statek żaglowy ten sam, którym trójka przyjaciół pływała kilkanaście lat wcześniej. Cóż za szczęśliwy przypadek! Zatem bohater wchodzi na statek i żegluje ku wyspie Monte Christo. Sam jeden steruje, jak gdyby to była malutka łódka. I bezbłędnie trafia na wyspę, zupełnie jakby dysponował nawigacją satelitarną.
7 Edmond odnajduje skarb Templariuszy. Co prawda skarb jest ukryty wiele metrów pod posadzką. Ale fizyczne trudy wywożenia skarbu będą widzowi oszczędzone.
Ów skarb to nie gotowe środki płatnicze, lecz złote kielichy i takie tam. Zatem bohater musiał najpierw opylić to wszystko jakiemuś arcybogatemu paserowi. I musiał zrobić to bez wywoływania rozgłosu? Lecz ten szczegół nie zainteresował ani Aleksandra Dumasa ani duetu Alexandre de La Patellière-Matthieu Delaporte. Widzowie nie będą dociekliwi.
8 Angela, po tym jak ją sprzedano do lupanaru (z łatwością ją tam sprzedano, choć ona taka niepokorna była) uzyskuje pomoc jakiegoś poczciwego klienta - paryskiego kupca sukiennego. No ale podróż z Marsylii do Paryża to wtedy chyba trwała ze dwa tygodnie. Tymczasem ona ląduje na ulicach Paryża z taką łatwością jakby wysiadła z wagonu TGV. I od razu trafia do interesującego ją domu - akurat w momencie nocnego grzebania żywcem dziecka, które ona za chwilę uratuje. Cóż za zbieg okoliczności!
9 Scena ukartowanego "uratowania" Alberta z rąk paryskich rzezimieszków nie spodobała mi się w ogóle. Albert obudzi się i zobaczy, że jego wybawiciel już się nim nie zajął, nie zaopiekował lecz pozostawił go nieprzytomnego na bruku. Straszne! I mimo to jest pełen wdzięczności dla "wybawiciela"?
Znajduje celowo pozostawiony pistolet z herbem i od razu, wraz z ojcem, bezbłędnie odnajdują posiadacza cudzoziemskiego herbu. Czyżby posiadał na telefonie aplikację do rozpoznawania herbów? Czyżby po prostu wygooglał adres? Z punktu widzenia widza robi to wrażenie takie, jakby ojciec i syn składali Hrabiemu Monte Christo wizytę nazajutrz po dramatycznym zdarzeniu. A to chyba nie mogło być aż takie prędkie.
10 Pomysł z maskami jest godny Tomka Cruise'a! Bohater zakłada maskę Lorda Halifaxa, udaje angielski akcent ubogacony kilkoma angielskimi słowami a rozmówca - choć go dobrze zna - nie poznaje z kim ma do czynienia.
11 W kilku scenach reżyserzy nie oparli się pokusie filmowania od góry, czyli z drona. Niby nic strasznego, ale mnie to jakoś nie konweniuje; wszak w tamtych czasach w zasadzie z perspektywy ptaka patrzył na ludzi oraz zwierzęta jedynie sam Pan Bóg.
12 Proces Lorda Halifaxa odbywa się o "cośtam", lecz sądowy przedstawiciel Lorda zaczyna mówić o "czymśtam zupełnie innym". A sędzia mu nie odbiera głosu?
13 Na ogół twórcy oparli się pokusie unowocześniania opowieści czy wprowadzania elementów ideologii 'woke'. Nie zmieniano koloru skóry postaci na ciemniejszą. Ach, prawda, mamy krótki, przesiąknięty tolerancją i wyrozumiałością dialog o miłości lesbijskiej.
14 O ile pierwsza połowa filmu pełna jest fabularnych pójść na skróty i przyśpieszania akcji, o tyle w końcówce mamy sceny zanadto przegadane.
To nie są pytania, raczej opinie. Ale na część z nich postaram się odpowiedzieć:
2. Ten film, a także powieść to swego rodzaju bajka o perfekcyjnej zemście, pewna fantazja, w której główny bohater (ale ojciec Faria także) posiada cechy nadludzkie, jak superbohater. Dlatego był w stanie nauczyć się wszystkiego w tak krótkim czasie
3. W filmie nie zostało to wyjaśnione, w powieści tak: Faria z otrzymywanych produktów i tego co było pod ręką był w stanie wytworzyć potrzebne narzędzia. Jeśli to wydaje się nielogiczne, patrz punkt 2.
4. W filmie, owszem, ściany są z kamienia, ale dalej to lita skała.
6. W książce posiadał jacht, którym był w stanie pływać sam. Był żeglarzem, znał zasady nawigacji. Kiedyś ludzie potrafili dopłynąć do celu bez Google Maps.
7. Dumasa po części zainteresował, także dlatego, że w książce to nie było morze złota a skrzynia podzielona na trzy części. Tam jest to wyjaśnione
8. Ten motyw Angèle jest wzięty z powieści, tylko że dotyczyło to innej postaci,jeśli wydaje się to nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności, patrz punkt 2
10. Wzięte z książki (poza zmianą nazwiska lorda i jego charakteru), nikt go nie poznał, bo patrz punkt 2
13. Wątek lesbijski również wzięty z powieści. Poprawność wkradła się w innym miejscu (jeśli już jej szukać): w książce hrabia miał czarnoskórego niewolnika, którego w filmie zastąpiono mrocznym służącym
To jest adaptacja XIX wiecznej powieści, która, jw, jest fantazją, w której zbiegi okoliczności są na porządku dziennym. W dzisiejszych czasach może to trochę razić, ale na ten film, a także na powieść powinno patrzeć w ten sam sposób, jak na opowieści o superbohaterach
Dear Alicja, dzięki wielkie za Twoje punktowanie. W zasadzie zatem punkt drugi ma zastosowanie uniwersalne i on wszystko rozstrzyga?. Mam też dalsze opinie/refleksje (bo nie pytania): (i) Początkowe zatonięcie statku (z którego pasażerów uda się uratować - o dziwo - jedną jedyną Adelę, lecz ani jednego zaprawionego w pływaniu marynarza) - dlaczego towarzyszy mu pożar tonącej jednostki? Wydaje mi się, iż statki żaglowe raczej się same nie zapalały, chyba iż zostały celowo podpalone. Inna wątpliwość: (ii) Strażnik więzienia w porę odkrywa, iż w worku niesionym przez dwóch jego kolegów wcale nie znajduje się zmarły opat, lecz Edmond. Pierwszy strażnik podnosi nawet głośny alarm zanim oni wrzucą worek do morza. Lecz ci dwaj go jednak nie słyszą i wrzucają Edmonda do morza. Mogę się mylić, lecz wydaje mi się, że w powieści tego alarmu nie było. Zapewne reżyserzy chcieli w ten sposób wzmóc napięcie. Chcieli, by widz zadrżał z niepokoju: wrzucą czy nie wrzucą? OK. Tylko nachodzi mnie jako widza taka refleksja: Nawet jeśli dwaj nie usłyszeli alarmu w czas, to tamten (główny) strażnik chyba dobiegł do nich po chwili i uwiadomił ich o tym, co się stało. A wtedy logiczną reakcją całej straży powinno być wypatrywanie unoszącej się na falach głowy zbiega. W ten sposób Edmond nie odpłynąłby zbyt daleko, jakaś łódź by go stosunkowo prędko dogoniła. A tymczasem co mamy w filmie? Świadomość strażników, iż ktoś zbiegł, lecz brak jakichkolwiek działań? Chmmm. (iii) P.S. Ciekawe, czy w pierwszej połowie XIX stulecia w Królestwie Francji istniały listy gończe?
Statek i pożar jest wymysłem filmu, więc tu uwagi są zasadne. Miał być mocny początek i taki był, czy to było logiczne, to już inna sprawa.
Jeśli chodzi o alarm, to, o ile w filmie nie zostało to wyjaśnione, w książce w którymś momencie tak (Edmund w powieści krzyknął, nie spodziewając się wyrzucenia w powietrze, sądził, że zostanie pochowany w ziemi, więc strażnicy od razu wiedzieli, że tam był żywy człowiek). Mianowicie sądzili, że zginął w trakcie upadku, bo zawiązany kamień pociągnął go na dno
Ad 1
Tatuaże były w modzie od 2. poł. XVIII w. Zwłaszcza wśród marynarzy. Można znaleźć zdjęcia z XIX w. z osobami posiadającymi dość wymyślne tatuaże. Tatuowanie to nie jest jakaś kosmiczna technologia. Co więc dziwnego w tym że Edmund ma tatuaże?
Ad 2
Czy Faria obszedł się bez pomocy dydaktycznych? Nie. Widać to po ścianach celi – to one pełniły funkcję zeszytów i podręczników. No i to jest przesada że Faria znał całą wiedzę XVIII w. To już wówczas było niemożliwe. Ale nauczenie kogoś kilku języków w kilka lat, podstaw matematyki, chemii czy fizyki jest możliwe. Zwłaszcza, że filmowy Dantes nie był analfabetą i miał motywację. Siłą rzeczy Faria nie mógł też nauczyć Edmunda literatury. Mógł streszczać wątki ale to nie zastępuje książek.
Ad 3 Skąd te świeczki? Faria był kimś w rodzaju MacGyvera. Potrafił robić coś z niczego.
Ad 4 Przebijanie skał trochę zajmuje. Zresztą spróbuj sobie kruszyć zaprawę wokół kamieni. To wcale nie jest takie proste jak nie masz profesjonalnych narzędzi.
Ad 5 Upływ czasu. To jest oczywiste. Kto chciałby kibicować dziadowi bez jedynek na przodzie? Dantes uciekł z więzienia przed 40-tką ale więzienie powinno na nim wycisnąć większe piętno. Zarówno w książce jak i w filmie zmiany fizyczne Dantesa ograniczyły się do upiornej bladości.
Ad 6 Stateczek i żegluga na wyspę. Nie mnie oceniać czy tego typu jednostki miały taką żywotność i mogły być kierowane przez jedną osobę. To inwencja scenarzystów. W książce nie było to takie proste. Rozumiem jednak że potrzeba skrótu fabuły była przemożna.
Ad 7 Fizyczne trudy wywożenia skarbu zostały widzowi oszczędzone. Podobnie jak zagadnienie upłynnienia skarbu. A chciałbyś to oglądać? Bo ja nie. To nic nie wnosi. Zresztą co w tym takiego skomplikowanego – najpierw wywozisz cząstkę skarbu, którą możesz szybko upłynnić i za nią kupujesz wszystko i wszystkich potrzebnych do upłynnienia reszty precjozów.
Ad 8 Wątek Angeli jest dla mnie jednym ze słabszych w filmie. Z książką ma niewiele wspólnego. Rozumiem po co scenarzyści to zrobili ale mimo wszystko. Generalnie należy tą postać potraktować jak jeden wielki skrót fabularny. Czy wielu by chciało zresztą oglądać trudy podróży Angeli z wybrzeża do Paryża? Nie bardzo. To nic nie wnosi.
Ad 9 Scena ukartowanego "uratowania" Alberta faktycznie jest słaba. W książce wyglądało to inaczej. Tu scenarzyści znów polecieli skrótem. Wiadomo jednak o co chodzi – o utrzymanie pozorów. Zapoznanie się Hrabiego z Morcefem nie może być zbyt proste. Monogram MC zapewne był już dość rozpoznawalny – sam Hrabia pewnie się o to postarał. Generalnie należy to jednak potraktować jak i inne zastrzeżenia: fabularny skrót.
Ad 10 Maski i Lord Halifax. Akurat tu bym się nie czepiał. To nie jest tak, że w XIX w. czy wcześniej nie można było się przebrać za kogoś innego. Można było.
Ad 11 „wszak w tamtych czasach w zasadzie z perspektywy ptaka patrzył na ludzi oraz zwierzęta jedynie sam Pan Bóg”. No nie. Loty balonem to już wiek XVIII. Zresztą chodziło o efekt wizualny – wyśmienity przecież.
Ad 12 Proces Lorda Halifaxa – to już szczegóły. Czy tak mogło być? Trzeba by znać praktykę sądową ówczesnej Francji. Przecież jednak chodzi o rozwiązanie fabularne a nie o oddanie realiów sądowych. Zresztą który sędzia by się oparł pokusie zadania kilku pytań w tak skandalicznej sytuacji?
Ad 13 Nawiązanie do homoseksualizmu były i w oryginale. Nie widzę więc sensu dopatrywać się wszędzie jakiegoś wokizmu. Co on ma zresztą wspólnego z homoseksualizmem. Czy w ekranizacji Iliady też tropiłbyś wątki wokistowskie? Wszak Achilles z Patroklosem ten, tego…
Ad 14 Przegadana druga połowa? Pewne rzeczy postacie filmowe musiały sobie wyjaśnić. Gadanie jest jakby dla nich nie dla widza – który przecież to wszystko wie. Generalnie mi brakowało lepszego zakończenia sprawy Morcefa. No ale to już subiektywne kwestie.
@Alicja_Luczak "sądzili, że zginął w trakcie upadku, bo zawiązany kamień pociągnął go na dno".
I natychmiast wszyscy trzej odwrócili swe oczy od morza? No nie wiem. Ja bym się nadal czepiał. Gdyby choć przeniesiono ten epizod w porę nocną . . .
@de_Mont_Salvy
"Ad 3 Faria był kimś w rodzaju MacGyvera. Potrafił robić coś z niczego."
"Ad 4 Przebijanie skał trochę zajmuje. Zresztą spróbuj sobie kruszyć zaprawę wokół kamieni. To wcale nie jest takie proste jak nie masz profesjonalnych narzędzi.”
Z całym szacunkiem, ale Ad 3 przeczy Ad 4. Skoro opat potrafił zrobić coś z niczego to dlaczego przez tyle lat nie zaopatrzył się w narzędzia. Zresztą w filmie widz wcale nie ma wrażenia, iż jest to wgryzanie się w ścianę. Tam widzimy raczej wymontowywanie równo ociosanych kamiennych bloków jednego po drugim.
"Ad 7 A chciałbyś to oglądać? (…) Zresztą co w tym takiego skomplikowanego – najpierw wywozisz cząstkę skarbu, którą możesz szybko upłynnić i za nią kupujesz wszystko i wszystkich"
A żebyś wiedział, że jak najbardziej chciałbym. No i nie wiem czy to takie łatwe. Wydaje mi się, iż pierwsza połowa XIX wieku to jeszcze nie była epoka rozpowszechnionego dobrobytu dla mas. Liczba osób mogących sobie pozwolić na "okazyjny" zakup przedmiotów z kolekcji Edmonda musiała być mocno ograniczona. Tymczasem on łatwo znalazł dobrze płacących nabywców tak bogatych, iż wystarczyło na kupno wystawnego pałacu i paru innych nietanich rzeczy.
"Ad 10 Maski i Lord Halifax. (…) To nie jest tak, że w XIX w. czy wcześniej nie można było się przebrać za kogoś innego."
Wybacz, ale w tym punkcie nie wierzę Ci nic a nic. Oto Ty rozmawiałeś z osobnikiem X całkiem niedawno. Spotkałeś osobnika X więcej aniżeli raz. Gościłeś u niego na kolacji, gdzie zabawiał Cię swymi barwnymi opowieściami. I nagle przy kolejnym spotkaniu nie rozpoznajesz ani głosu ani błysku w oczach? A przecież Gérard de Villefort rozmawia z "Lordem Halifaxem" z odległości dwóch-trzech metrów.
"Ad 11 Loty balonem to już wiek XVIII."
I stały się one doświadczeniem jak szerokiej grupy ludzi?
Szanowni Polemiści, dziękuję Wam za Wasze uwagi.
Zapomniałam doprecyzować, w książce ucieczka miała miejsce w nocy właśnie, przy zachmurzonym niebie (nadchodziła burza). Strzelam, że w filmie zmienili to na porę dzienną z dwóch powodów: żeby w scenie było w ogóle coś widać i żeby pokazać kontrast pomiędzy ciemnością i ponurością więzienia a jaskrawością koloru morza - wolności.
Jeszcze odniosę się do dyskusji na temat narzędzi, w punktach 3 i 4. Nie zgadzam się, że te odpowiedzi sobie przeczą. Faria zrobił narzędzia, dzięki którym w ogóle był w stanie ryć w skale. Kamienie i cegły (które Edmund bez problemu wyciągnął) stanowiły tu tylko warstwę wokół celi, dalej była skała, w której tunel przekopał Faria
W sprawie narzędzi Farii:
Faria miał narzędzia. Zrobił je z elementu łóżka i lichtarza (sprawdziłem w książce). Ale takie narzędzia, które mógł zrobić nie zastąpią młota pneumatycznego. Nawet MacGyver ma swe ograniczenia. No iżeby cokolwiek wyjąć ze ściany trzeba skruszyć zaprawę. To nie bułka z masłem.
W sprawie upłynnienia skarbu:
Skarb składał się ze sztab złota, drogich kamieni i monet. Takich rzeczy i dzisiaj nie sprzedaje się na ulicy. Istnieli jednak wówczas i złotnicy i bankierzy, które takie dobra skupywali. W książce Dantes upłynnił najpierw kamienie szlachetne pewnemu żydowi. Ten był bardzo ciekaw skąd marynarz ma takie skarby ale zarobił więcej niż powinien i przestał zadawać pytania. Który bankier dzisiaj nie uczyniłby podobnie? Zwłaszcza, że wówczas państwo nie ingerowało aż tak w finanse prywatne.
A jak ma się pierwsze kilkadziesiąt tysięcy franków to „wypranie” reszty nie stanowi już większego problemu.
W sprawie sztuki kamuflażu:
Głos można zmienić: wpisz sobie w przeglądarce internetowej to hasło i wyskoczy ci ileś tam odnośników. Kwestia treningu. Błysk oka? Oczy możesz sobie zakroplić, przy odpowiednim makijażu i oświetleniu można barwę oczu zmodyfikować.
Co do lotu balonem:
Nie chodzi o to jak wielu ludzi doświadczyło w okresie monarchii lipcowej lotu balonem – bo na pewno była to garstka ale trudno utrzymywać, że widoki z góry były wówczas zastrzeżone dla Pana Boga. Nie były.
Pisałeś o Angeli i dziwnej katastrofie statku którym płynęła. Wątek ten nie jest kanoniczny i osobiście nie przypadł mi do gustu. Wiem po co scenarzyści powołali do życia Angelę – chodziło o zmniejszenie listy płac w filmie. Angela łączy cechy przynajmniej dwóch postaci książkowych. A w filmie redukcja postaci jest konieczna by ktoś kto nie czytał książki mógł ogarnąć akcję no i ta oszczędność czasu… Niemniej wyszło tak sobie. Sama katastrofa (?) w której giną wszyscy z wyjątkiem jednej osoby jest rzeczywiście nieprzekonująca. Choć nie niemożliwa. Być może doszło do wybuchu prochowni albo statek został ostrzelany co wywołało pożar. Trudno orzec co się stało bo nie ma to umocowania w treści książki. Na to po prostu trzeba przymknąć oko – nie jest to zresztą rzecz kluczowa.
Kwestia braku pogoni po ucieczce z zamku If:
W książce zostało to wyjaśnione: nie było pogoni bo uznano Dantesa za zmarłego. Władze uznały, że choć Dantes zastąpił Farię w worku to nie mógł przeżyć upadku do wody. Worek był związany i obciążony kulą. Klawisze nie wiedzieli, że Dantes miał ze sobą nóż wykonany przez Farię. I on uratował mu życie. Poza tym Edmund był doskonałym nurkiem i pływakiem. Ktoś inny zwyczajnie nie byłby w stanie pokonać. Rzecz działa się w nocy a nie w dzień. W dodatku zbierało się na burze. Scena z filmu miała tylko podnieść dramaturgię zdarzenia i uwypuklić kontrast między wolnością a więzieniem. To już wyjaśniła Alicja.
1 "Skarb składał się ze sztab złota, drogich kamieni i monet."
W filmie zaś widzimy walające się po podłodze złote kielichy (jakby mszalne) i takie tam.
2 "W książce Dantes upłynnił najpierw kamienie szlachetne pewnemu żydowi."
Musiał ów Żyd/żyd być posiadaczem pałacu równie wystawnego jak ten, który Edmond za chwilę sobie sprawił. Skoro stać go było na wyłożenie niezłej kasy gotówką?
3 "zarobił więcej niż powinien"
Czyli znalazł kogoś, kto zapłacił cenę jeszcze wyższą, niźli ta zaoferowana Dantèsowi. No ale zanim Żydowi zapłacono (więcej), to najpierw on sam musiał zapłacić (mniej). Czyżby nabywcą ostatecznym był posiadacz jeszcze wystawniejszego pałacu?
4 "A jak ma się pierwsze kilkadziesiąt tysięcy franków to >>wypranie<< reszty nie stanowi już większego problemu."
W QUORA
https://www.quora.com/How-much-was-the-Count-of-Monte-Cristo-worth-adjusted-to-i nflation
twierdzą, iż wartość netto książkowego Hrabiego Monte Christo wynosiła 300 milionów franków. A ponieważ ówczesny frank stanowił ekwiwalent 0,20 grama czystego złota, gość był wart tyle, co – bagatela - 60 ton kruszcu.
Czyli operację "wyprania pierwszych kilkudziesięciu tysięcy" ów Hrabia musiał powtórzyć zaledwie 5000 do 10.000 razy i oto już doszedł do pełnej wysokości swego finalnego majątku. Oj, chyba jednak Dumasa mocno poniosła fantazja. Skądinąd wiadomo, że pisarz nie był mocny w kwestiach finansowych. Z Wikipedii: "Mówiono o nim [o Dumasie], że dziesięć razy zdobywał majątek, a jedenaście bankrutował. Sam pod koniec życia powiedział, że powinien mieć 200 tysięcy franków rocznej renty, a ma 200 tysięcy długu."
5 "Głos można zmienić: wpisz sobie w przeglądarce internetowej to hasło i wyskoczy ci ileś tam odnośników."
Po pierwsze, Dantès z oczywistych powodów nie dysponował Internetem. Po drugie, mów co chcesz, dla mnie scena rozmowy face-to-face eks-prokuratora z 'Lordem' jest równie karykaturalna i niewiarygodna co scena z polskiego Janosika (Perepeczko wąsa sobie przykleił i już go na zamku nie poznali). Wybacz, ale tu nie ustąpię i nie dam się przekonać.
PS OK, z tą nietolerancją wobec scen z helikoptera/drona w filmach dziejących się dawno – to pewnie tylko moja osobista przypadłość.
Edmund nie sprzedał Żydowi wszystkich kamieni, a tylko "cztery najmniejsze diamenty". I sprzedał je poniżej ceny rynkowej, żeby mieć pieniądze na początek, stąd zysk kupującego. Zapewne później płacił ekwiwalenty w kamieniach lub złocie, jak to miało miejsce w przypadku uzyskiwania informacji od Caderousse'a, który dostał oprawiony diament właśnie.
1. Kwestia kielichów
Czemu są kielichy, talerze i inne precjoza? Dlatego, że twórcy filmu postanowili wmieszać do wszystkiego templariuszy. Nie wiem po co i na co ale zrobili to. Nic to jednak nie zmienia. Oczywiste dla mnie jest że Dantes rozpoczął upłynnianie majątku od mniej problematycznych rzeczy, które łatwo upchnąć do kieszeni. No i wcale nie musiał wszystkiego sprzedawać. Mógł większość fortuny stezauryzować czyli trzymać w takiej formie w jakiej ją zdobył. Choć z drugiej strony upłynnienie by mu się opłacało o czym niżej.
2. Kwestia Żyda
Transakcja opiewała na kilkadziesiąt tysięcy franków. To nie była jakaś wielka fortuna. Starczyła na kilka drobiazgów w stylu jachtu pełnomorskiego. I oczywiście ten Żyd biedakiem nie był. To specjalnie nie dziwi. W końcu największymi bogaczami XIX wieku byli Rothschildowie. Żydzi zachodnioeuropejscy byli mniej liczni ale o wiele zamożniejsi od Żydów naszych, polskich. I parali się obrotem finansowym już od średniowiecza dzięki Kościołowi katolickiemu. Zresztą i w Polsce tacy Kronenbergowie byli Żydami z pochodzenia i doszli do wielkiej fortuny w XIX w.
3. „Zarobił więcej niż powinien"
Zarobił więcej ale Żyd – czyli zapłacił Dantesowi mniej niż powinien. Cena za dyskrecję. Nic szokującego.
4. Kwestia „prania” pieniędzy
Jak już ma się kilkadziesiąt tysięcy to można sobie wynająć ludzi – prawników i buchalterów, którzy ci wszystko zalegalizują. Stać cię też na łapówki dla zbyt dociekliwych urzędników. Pod tym względem w latach 30-tych i 40-tych XIX w. było jeszcze łatwiej niż dzisiaj. Przy takiej fortunie jaką miał Dantes nie stanowiłoby to problemu. W końcu ten marynarz nie miał żadnych kłopotów by sobie kupić w Toskanii tytuł hrabiego Monte Christo. Kwestia posmarowania tu i tam. Nic zdrożnego w tamtych czasach. Rothschildowie wszak kolekcjonowali tytuły szlacheckie. Dzisiaj można kupić oficjalnie paszporty niektórych krajów. Nic nowego pod słońcem. No i nie było powodu by upłynniać cały majątek. Choć w czasach Hrabiego mogło to być opłacalne. To były czasy industrializacji i runu na akcje spółek kolejowych. Fortunę łatwo można było pomnożyć. I jak pisałem wcześniej nie wyobrażajmy sobie że dochodziło do tego w drodze 10.000 szemranych transakcji u jakiegoś Żyda.
5. Sprawa głosu
Hrabia nie miał dostępu do internetu. I nie musiał. Jak ma się fortunę można nająć stado charakteryzatorów, wizażystów, makijażystów czy trenerów emisji głosu. Teatr był już wówczas zinstytucjonalizowany. We Włoszech czy we Francji było mnóstwo ludzi znających się na rzeczy. I na boga nie, nie porównujmy Janosika (do którego zresztą mam słabość) do Hrabiego Monte Christo. Mimo wszystko inny poziom. Obie produkcje to bajki ale HMC to jednak lepszy sort.
"Edmund nie sprzedał Żydowi wszystkich kamieni, a tylko "cztery najmniejsze diamenty. I sprzedał je poniżej ceny rynkowej, żeby mieć pieniądze na początek"
I tak od razu, na początek zafundował sobie kilkupiętrową, wprawiającą gości w podziw rezydencję godną monarchy? No to najmniejszy diament musiał wtedy nieźle kosztować. Albo też ówcześni odpowiednicy dzisiejszych deweloperów byli bardzo mało wymagający od strony finansowej.
"Nawet MacGyver ma swe ograniczenia."
No proszę. A świec Faria jakoś wykonał setki, mimo iż nie dysponował dostawami ani parafiny, ani stearyny, ani wosku.
"Transakcja opiewała na kilkadziesiąt tysięcy franków." "Starczyła na kilka drobiazgów"
Albo termin "drobiazg" miał wtedy inne znaczenie niż dzisiaj, albo też rachunki ciągle się nie zgadzają. Przechodzenie od tysięcy do milionów jednak nie jest aż takie łatwe.
"można sobie wynająć ludzi – prawników i buchalterów, którzy ci wszystko zalegalizują"
I za drobną <<dziesięcinę>> od kilkudziesięciu tysięcy zalegalizują fortunę kilkusetmilionową? Tacy skromni? Mają wiedzę o tym o jakie kwoty chodzi, lecz zadowolą się promilem promila? I na pewno nie wykażą się pazernością, ani jeden z nich nie posunie się do szantażu typu "zapłać więcej i więcej, bo doniosę komu trzeba"? Ani jeden? Cóż za niespotykana uczciwość pośród osób działających obok prawa!
"To były czasy industrializacji i runu na akcje spółek kolejowych.”
Chyba nienajlepszy przykład. Akcja powieści zawiera się w latach 1815-1838. Tymczasem pierwszy parowóz wprowadzony w miejsce napędu konnego to rok 1834, zaś pierwsza linia od początku parowa powstała we Francji dopiero w roku 1837. Trochę zbyt późno by pomnażać fortunę Edmonda.
"Jak ma się fortunę można nająć stado charakteryzatorów, wizażystów, makijażystów"
Ależ nie broń już tej niemądrej sceny z maskami. Maski doskonałe, robiące wrażenie prawdziwej żywej twarzy żywego człowieka - to chwyt czysto filmowy. Tylko w filmach się sprawdza. W realu takich masek nie ma. Właśnie wpisałem w przeglądarce hasło "maski realistyczne". I stwierdzam, że pomimo całej 21-wiecznej technologii owe współczesne maski lateksowe nadają się na bal kostiumowy (albo do <<teatru zinstytucjonalizowanego>>) lecz nie do zmylenia drugiej osoby. Choćby na styku z oczami i ustami zawsze są jakieś niedoskonałości.
Dowód? Nie przypominam sobie ani jednego wykorzystania takiej maski przez prawdziwych konspiratorów czy kryminalistów w realnym życiu. Wedle mojej wiedzy nigdy nikomu nie udało się przekonać pana Iksa że pan Ygrek jest panem Zetem. Przecież gdyby to było takie łatwe, przestępcy posługiwaliby się tą techniką zmiany tożsamości na okrągło. Nawet dzisiaj maski potrafią jedynie zakamuflować prawdziwą twarz człowieka, lecz nie zmylą normalnego zdroworozsądkowego obserwatora, który patrzy na osobnika w takiej masce. Nawet mniej-niż-średnio spostrzegawczy człeczyna łacno zgadnie, że to maska a nie prawdziwa twarz.
Zresztą w trakcie oglądania filmu w kinie, mimo iż filmowcy nie pokazali nam procesu nakładania maski i charakteryzacji (!), widz i tak od pierwszej chwili rozpozna w "Angliku" – Dantèsa. Widz w kinie poznaje od pierwszych sekund rozmowy, a żywy człowiek w rozmowie tête-à-tête nie poznaje. Ależ głupi był ten prokurator!
„I tak od razu, na początek zafundował sobie kilkupiętrową, wprawiającą gości w podziw rezydencję godną monarchy? No to najmniejszy diament musiał wtedy nieźle kosztować. Albo też ówcześni odpowiednicy dzisiejszych deweloperów byli bardzo mało wymagający od strony finansowej.”
Ekhm, między sprzedażą kilku kamyków a pojawieniem się Hrabiego w Paryżu minęły lata. Nie zauważyłeś tego?
„No proszę. A świec Faria jakoś wykonał setki, mimo iż nie dysponował dostawami ani parafiny, ani stearyny, ani wosku.”
To akurat najprostsze do wytłumaczenia: w książce jest to zresztą wyjaśnione: tłuszcz wytapiał z jedzenia którym go karmiono. Faria miał wiedzę chemiczną. Znał m. in. Lavoisiera.
">>Transakcja opiewała na kilkadziesiąt tysięcy franków.<< >>Starczyła na kilka drobiazgów<<
Albo termin >>drobiazg<< miał wtedy inne znaczenie niż dzisiaj, albo też rachunki ciągle się nie zgadzają. Przechodzenie od tysięcy do milionów jednak nie jest aż takie łatwe.”
„Drobiazg” to moja ironia. Była to znaczna suma. Wystarczyła na zakup luksusowego jachtu i jeszcze zostawała reszta. Mając własny statek Dantes mógł wywieźć skarb z wyspy. A potem nająć ludzi by pomogli mu wprowadzić jego fortunę do obrotu.
„>>można sobie wynająć ludzi – prawników i buchalterów, którzy ci wszystko zalegalizują<<
I za drobną <<dziesięcinę>> od kilkudziesięciu tysięcy zalegalizują fortunę kilkusetmilionową? Tacy skromni? Mają wiedzę o tym o jakie kwoty chodzi, lecz zadowolą się promilem promila? I na pewno nie wykażą się pazernością, ani jeden z nich nie posunie się do szantażu typu "zapłać więcej i więcej, bo doniosę komu trzeba"? Ani jeden? Cóż za niespotykana uczciwość pośród osób działających obok prawa!”
A czy dziś tak nie jest? Czym niby zajmuje się bankowość prywatna jak nie kantowaniem fiskusa, „optymalizacją” podatków, za drobną opłatą oczywiście? Tak było zawsze. Mafie czy wszelkiego rodzaju przestępczość zorganizowana nie mogłaby istnieć bez usłużnych prawników i bankierów.
>>To były czasy industrializacji i runu na akcje spółek kolejowych.<<
Chyba nienajlepszy przykład. Akcja powieści zawiera się w latach 1815-1838. Tymczasem pierwszy parowóz wprowadzony w miejsce napędu konnego to rok 1834, zaś pierwsza linia od początku parowa powstała we Francji dopiero w roku 1837. Trochę zbyt późno by pomnażać fortunę Edmonda.
A czemu ograniczać się tylko do Francji? Masz rację, że naprawdę wielkie pieniądze na kolei to późniejsze lata ale w samej książce mowa że hrabia rozpuścił plotkę że przybył do Francji w celu spekulowania na akcjach kolei żelaznych. No a takie fabryki włókiennicze powstawały już wcześniej i przynosiły wielkie zyski. Mógł zainwestować i w takie przedsięwzięcia zamiast trzymać złoto w skarpecie.
„Ależ nie broń już tej niemądrej sceny z maskami. Maski doskonałe, robiące wrażenie prawdziwej żywej twarzy żywego człowieka - to chwyt czysto filmowy. (…)
Dowód? Nie przypominam sobie ani jednego wykorzystania takiej maski przez prawdziwych konspiratorów czy kryminalistów w realnym życiu. (…)
Zresztą w trakcie oglądania filmu w kinie, mimo iż filmowcy nie pokazali nam procesu nakładania maski i charakteryzacji (!), widz i tak od pierwszej chwili rozpozna w "Angliku" – Dantèsa. Widz w kinie poznaje od pierwszych sekund rozmowy, a żywy człowiek w rozmowie tête-à-tête nie poznaje. Ależ głupi był ten prokurator!”
Akurat w powieści jest scena z maską – właśnie książkowego odpowiednika Lorda Halifaxa. Na maskach się nie znam, nie wiem czy ktoś kiedyś próbował charakteryzacji w celu podszycia się pod inną osobę. Sama maska też przecież nie wystarczy. Potrzebny jest makijaż. Zważ, że przeciętny przestępca nie miałby tylu środków co Hrabia, ani zapewne potrzeby by bawić się w takie hece. I oczywiście, że widz rozpoznaje Hrabiego bo wie że Halifax to kukła Monte Christo. De Villefort tego nie wie. Generalnie uważam, że jest to fantazja autora. Ja pewnie bym zwyczajnie wynajął aktora a nie bawił się w maski.
1 "między sprzedażą kilku kamyków a pojawieniem się Hrabiego w Paryżu minęły lata. Nie zauważyłeś tego?"
Nie, nie zauważyłem.
2 "tłuszcz wytapiał z jedzenia którym go karmiono"
Zatem więźniów karmiono bardzo obficie i ogromnie tłusto. Tego też jakoś nie zauważyłem.
3 "czy dziś tak nie jest? Czym niby zajmuje się bankowość prywatna jak nie kantowaniem fiskusa, „optymalizacją” podatków, za drobną opłatą oczywiście? Tak było zawsze. Mafie czy wszelkiego rodzaju przestępczość zorganizowana nie mogłaby istnieć bez usłużnych prawników i bankierów"
(i) Nie, tak nie jest. Bankowość prywatna nie jest działalnością nielegalną ani kantowaniem fiskusa.
Jeśli ktoś tu bywa często okantowany, to prędzej jest nim naiwny deponent kapitału (czyli współczesny następca Dantèsa): takiemu zawsze można wmówić, że niestety inwestycja nie przyniosła spodziewanych zysków i wartość jednostki uczestnictwa w funduszu uległa obniżeniu. Dla ilustracji polecam prześmieszny serial animowany nie-dla-dzieci 'South Park' Season 13, Episode 3 - w którym nauczane gospodarności dzieci oraz zaradne staruszki wpłacają swe zaskórniaki do agresywnego funduszu i natychmiast te pieniądze tracą.
(ii) Optymalizacja podatkowa to wykorzystywanie LEGALNYCH, dopuszczonych prawem metod obniżenia należności podatkowych.
(iii) Przestępczość zorganizowana jest czymś zupełnie innym. W państwach praworządnych przestępczość zorganizowana jest zwalczana i surowo karana (oczywiście skuteczność tego zwalczania nigdy nie jest stuprocentowa – ale to z każdym innym rodzajem działalności nielegalnej tak jest).
4 "rozpuścił plotkę że przybył do Francji w celu spekulowania na akcjach kolei żelaznych. No a takie fabryki włókiennicze powstawały już wcześniej i przynosiły wielkie zyski. Mógł zainwestować"
(i) Widz nie otrzymuje najmniejszych sygnałów o inwestowaniu. Dantès po prostu pieniądze ma i je wydaje na robienie wrażenia na tych, na których za chwilę będzie się mścił. Dosłownie trwoni pieniądze na prawo i lewo (zresztą podobnie jak Alexandre Dumas).
(ii) Cóż to precyzyjnie znaczy "wielkie zyski"? W "Lalce" naszego poczciwego Prusa Bolka (dziejącej się pół wieku później, ale można powiedzieć, iż Priwislianskij Kraj o tyle właśnie był opóźniony w stosunku do Zachodu) Wokulski gwarantuje swoim wspólnikom zyski "piętnaście od sta". Jego następca Szlangbaum za pozostawienie w jego firmie kapitału wynagradza ludzi już tylko w proporcji "dziesięć od sta" – bo czasy są gorsze. Wprawdzie stary Łęcki po sprzedaniu kamienicy ze stratą roi sobie, iż dobry Wokulski zaoferuje mu nawet "trzydzieści od sta", lecz są to jedynie rojenia. Otóż 10% rocznie czy nawet 15% rocznie to NIE jest stopa zysku pozwalająca na zwielokrotnienie stanu posiadania w mig. Zechciej użyć metody procentu składanego by obliczyć ile czasu przy takiej stopie zwrotu potrwa dodawanie kolejnych zer do kapitału początkowego.
(iii) Jedyną <<inwestycją>> Dantèsa jaką w filmie pokazuje się widzowi jest pożyczenie znacznej kwoty Danglarsowi. Lecz tej inwestycji dokonuje Monte Christo już ogromnie wzbogacony. I nie tyle gwoli wzbogacenia się jeszcze bardziej, ile z ukrytą intencją zrujnowania złego człowieka.
5 "widz rozpoznaje Hrabiego bo wie że Halifax to kukła Monte Christo. De Villefort tego nie wie"
Prokurator przed chwilą siedział tuż obok Dantesa na przyjęciu, rozmawiał z nim i słuchał jego opowieści o dzieciątku znalezionym w skrzynce zakopanej w ogrodzie (z którym to dzieckiem on sam i jego żona mieli przecież coś wspólnego a żona aż omdlewała w czasie słuchania).
6 "Ja pewnie bym zwyczajnie wynajął aktora"
I to by było podejście bardziej realistycznie! Naturalnie, aktor musiałby się nauczyć swej roli w stopniu mistrzowskim, umieć się posługiwać językiem francuskim wymawianym tak, jak francuszczyznę wymawia Anglik (to raczej łatwe) a nawet od czasu do czasu rzucić jedno lub dwa zdanka całkowicie po angielsku (trudniejsze, ale też można się nauczyć).
Dodam jeszcze przepłynięcie bez problemu morza i dotarcie w gatkach do swojego dawnego domu piechotą.
Edmund w książce przepłynął z twierdzy If na wyspę Tiboulen. Proszę spojrzeć na mapę i porównać odległości.
Dopłynięcie na ląd jest wg mnie bardziej prawdopodobne od wersji książkowej w tym przypadku.
'On 22nd August 2016, I completed the Monte Cristo Escape swim as described in the 1844 Alexandre Dumas novel – The Count of Monte Cristo. This tells of how Edmond Dantès escaped imprisonment from le château d'If island prison situated off the coast of Marseille by swimming to a nearby island.
Following the exact same route as the book, I swam from the island of If to the island of l’île Tiboulen de Maïre across the bay of Marseille. The distance was 7.5 km and it took 2 hrs 5 mins. Water temperature was 21 degrees.'
https://myswimmingadventures.wordpress.com/2016/08/25/monte-cristo-escape-swim/
Zatem OK.
Przepłynąć nieco ponad cztery mile morskie na pełnym morzu w czasie nieco ponad dwóch godzin – trudne, lecz dla dobrego pływaka wykonalne. Prawdopodobnie wyczerpujące, ale nie niemożliwe. W końcu niektórzy wyczynowcy z powodzeniem przepływali (co prawda z asystą) Cieśninę Kaletańską, gdzie temperatura wody jest jeszcze niższa niż w Morzy Śródziemnym.
Co prawda przepłynięcie na malutką wysepkę to jeszcze nie dotarcie na ląd, ale powiedzmy, etap przejściowy.
Nie no ten film to jakieś sf,ucieka z tej twierdzy,troche idzie pieszo i hyc juz jest u siebie w domu tak jakby po sąsiedzku,a ten czekający na niego pięknie na morzu statek i on sam go ogarniajacy(po co zaloga)itd itd mozna wymieniać bez końca,szok
QUOTE: "Teraz wypunktuj "Władcę pierścieni"."
"Władca pierścieni". Gatunek: epicka fantasy. "Hrabia Monte Christo". Gatunek: film kostiumowo-przygodowy. Co wolno w fantasy, niekoniecznie wolno w ekranizacji powieści przygodowej.
Okej, możesz wypunktować jakiś sensacyjno przygodowy, np. "Mission Impossible", albo któryś z "Szybkich i wściekłych", w którym skaczą samochodem z jednego wieżowca na drugi, albo lecą autem w kosmos... ;-)
(1) Wydaje mi się, że dwie wymienione franczyzy: 'Mission Impossible' oraz 'Szybcy i wściekli' - nie są ani podobne do ani porównywalne z ekranizacją prozy Dumasa. (2) Różne niesamowite rzeczy wyczyniali kierowcy samochodów w wielu filmach akcji. Ale filmu w którym auto dosłownie poleciałoby w kosmos - jakoś nigdy nie oglądałem. (3) Chyba sam będziesz musiał sporządzić podobne wyliczenie.
Ja mogę zrobić takie wyliczanie do niemal każdego filmu sensacyjno przygodowego, zwłaszcza amerykańskiego, gdzie zwykle jest absurd za absurdem i absurdem pogania, a prawa fizyki nie obowiązują. Takie rzeczy jak w Monte Christo to przy tym pikuś.
Nie masz racji w każdym filmie jest różne natężenie absurdów a w niektórych jeśli juz sa to bardzo dobrze zamaskowane zas w tym filmie te absurdy od razu rzucają sie w oczy,że aż oczy kole.Lepoej juz obejrzeć ponownie wersję z 2002 roku albo w podobnym klimacie :"Pappilon.Motylek,
Wszystko zależy jaki kto jest spostrzegawczy i co mu przeszkadza, a na co jest skłonny przymknąć oko.
PS. Co do Papillona, to film jest bardzo mocno uproszczony (zwałaszcza ten z McQuinem i Hoffmanem), za to w książce przygody Papillona to dopiero jest czyste sf. Odwrotnie niż w Monte Christo, gdzie w książce wszystko jest wyjaśnione, a w filmie zabrakło miejsca na uprawdopodobnianie i wyjaśnianie wielu rzeczy.
"Władca pierścieni" - jak wyżej napisałem: specyfika filmu i książki. Na dodatek książkowy władca to.... LEGENDA, MIT, BAŚŃ nawet, a w trakcie snucia, dzieci nie zadają pytań (pewnie dlatego tak trudno dziś dzieciom opowiada się bajki, ach ta szkoła!). A więc... We "Władcy", czy to filmowym czy książkowym nie ma miejsca na punktowanie. Albo, obejrzanego właśnie "Hrabiego Monte Christo" też należałoby zaliczyć do bajek, co niniejszym uczyniliśmy.
W pełni się zgadzam, światowa kinematografia, można tak powiedzieć że światowa, nic sobie nie robi z tego, że to co pokazuje kupy się nie trzyma. I to w zasadzie od zawsze. Książki dają czytelnikowi duże pole do wyobraźni, wymagają wręcz aby sobie dopowiedział treść w dużej mierze. W kinie pole działania wyobraźni jest kolosalnie ograniczone, dlatego błędy, niedopowiedzenia, rażą i bija po oczach, a filmowcy nic sobie z tego nie robią.
Pkt.7 Czy Dantes po wejściu do grobowca maszerował z powrotem w górę? Bo wejście było 3-4 metry nad poziomem morza, a skarb jak napisałeś wiele metrów pod posadzką.