Poszłam na ten film z dużą nadzieją, spodziewając się poruszającej treści w przyzwoitej choć
oprawie.
Spoglądając co rusz na zegarek, obejrzałam 66 minut 'teledysku'. Brak jakiejkolwiek muzyki irytował cały czas. Co chwila detale,
na zmianę z ujeciami trwającymi zdecydowanie za dlugo, tak długo, by zdenerwować i znudzić.
Po co? Główny bohater został potraktowany po macoszemu. Czy widz zdążył się z nim zżyć?
Wątpię. Co najwyżej na moment współczuć, chociażby w scenie gdy raz, jedyny dane jest
nam usłyszeć jego głos - gdy KASZLE. Całość jest na siłę przeintelektualizowana,
pseudoartystyczna, sztuczna. Scena z jedzeniem - boleśnie 'na siłę'.
Ten film jest tak właściwie chyba dla nikogo, oprócz twórców. Całość jest niczym innym, a impresją. Która nie porusza, a wprawia w niechęć. Nie do
smutnego miasta, które jest tłem akcji Huby, a niechęć do twórców. Może niech lepiej Państwo
Sasnal zostaną przy pracy plastyków.
Strach pomyśleć co by było, jakby film trwał 2x dłużej :)
Ja po seansie nie mogłam wyrzucić z głowy pytania "PO CO?". Po co ktoś zrobił ten film?
Już i tak było mi szkoda tych dwóch dyszek.... Po co zrobił? Może żeby 'rozliczyć się z przeszłością', bla bla....
Cieszę się, że nie jestem sama.
Po co? To proste- film był autoterapią reżyserki która realizowała go będąc w ciąży. Jak powiedziała, dziecko zrujnowało jej dotychczasowe życie- Huba- pasożyt. 40-latka która nie powinna była wpaść...
Dobre;) "Dziecko zrujnowało jej dotychczasowe życie". Ale trzeba być psycholem by się tak wypowiedieć. Dziecko według mojej konstrukcji rozumowania, nie ma wpływu na nic. Jedynie Inteligentna i dojrzała oraz świadoma osoba decyduje o dziecku. Skoro ta osoba nie chciała mieć dziecka albo nie zdawała sobie sprawy z tego co to znaczy mieć dziecko to... Nie dziecko tu jest problemem a "głowa tej osoby".
A ja szłam na film z wielkimi obawami, że będzie to jakiś okropnie naciągane, sztuczne coś, ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Żadnej pozy, żadnej sztuczności. Nie nudziłam się ani przez chwilę a o myśli o filmie ciągle do mnie wracają.
W "Tygodniku Kulturalnym" zastanawiano się, czy "Huba" to jednak nie video-art... Film ten bardzo jasno pokazuje, jak dzisiejsza postpeerelowska Polska jest silnie zindywidualizowana, a przez to zepsuta. Potrzebujemy jeszcze lat, by społecznie lub ideowo nie tyle zawrócić do socjalizmu, co po to, by odnaleźć się we wspólnocie.