Jak wielu z nas, miałem okazję oglądać liczne filmy osadzone w realiach PRL-u. Tym razem jednak zostałem przeniesiony do słonecznej Brazylii, która – poza pogodą – ma zaskakująco wiele wspólnego z Polską czasów komunizmu.
Inwigilacja, przeszukania, aresztowania, brutalne przesłuchania – wszystko w imię utrzymania władzy. "I'm Still Here" w przejmujący sposób ukazuje mechanizmy represji, które niezależnie od miejsca i epoki, zawsze działają podobnie. Film skłania do refleksji, że władza, pozbawiona kontroli, potrafi być bezwzględna wobec obywateli.
Dobrze, że powstają takie filmy – to ważne świadectwo historii i przestroga dla przyszłych pokoleń. Pamięć o tych wydarzeniach to nasz obowiązek, by nigdy więcej się nie powtórzyły.
Myślę, że ludzie, którzy pamiętają PRL, mają dokładnie takie same skojarzenia. Nie dotyczy rzecz jasna zatwardziałych komuchów. Ważny film, ale nie do końca udany. Bardziej podobało mi się polskie ujęcie tematu: www.filmweb.pl/film/Żeby+nie+było+śladów-2021-853563
Też widziałem "Żeby nie było śladów",po jego obejrzeniu naszła mnie refleksja że aparat represji bez względu na miejsce na świecie i czas,działał tak samo. Współcześnie,w krajach powiedzmy demokratycznych,takie podejście do ludzi policji,to częste zjawisko.Strach pomyśleć co dzieje się w tych,gdzie tej demokracji nie ma.
Istotnie podobieństwo z tą makabryczną różnicą że dyktatury Argentyny,Brazylii i Chile w krótkim czasie pozbawiły życia swoich obywateli i doprowadziły do ich zniknięcia.Argentyna 7lat dyktatury,ok.30tyś.zabitych i zaginionych,Brazylia 20lat dyktatury,20tyś.zabitych i ok.20zaginionych.O Chile,Portugalii,Hiszpanii i o Grecji nie chce mi się już pisać bo żałość bierze. To jest tylko pewien wycinek czasu,przełomu lat'60tych i początku'80tych.