PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=630823}

I żyli długo i zaplątani

Tangled Ever After
7,2 26 827
ocen
7,2 10 1 26827
5,3 3
oceny krytyków
I żyli długo i zaplątani
powrót do forum filmu I żyli długo i zaplątani

W związku ze zbliżającym się krótkometrażowym filmem ,,Tangled Ever After’’ postanowiłam opublikować tutaj swój własny pomysł na ,,Zaplątanych 2’’. :D
Będę tutaj umieszczać po rozdziale swoje opowiadanie. ;)
Oto i ono :
PROLOG
Opowiem wam teraz jak zniknęłam…
Ale spokojnie ! Ta historia też jest raczej rozrywkowa, ale tym razem wcale nie jest o mnie…
Jest o kimś imieniem Julian Szczerbiec…
*

Czasem zdajemy sobie sprawę, że znamy kogoś bardzo dobrze… Ale tak naprawdę niczego o nim nie wiemy…
*
ROZDZIAŁ 1
Coś brązowego zamajaczyło tuż nad jego twarzą a chwilę potem rozległ się podekscytowany głos :
- Julek wstawaj ! – potrząsnęła jego ramieniem. Mruknął coś niewyraźnie i przekręcił się na drugi bok. – Oj przestań ! To już dziś, wiesz !?
W odpowiedzi usłyszała ciche pochrapywanie. Westchnęła.
- Pascal, czyń swoją powinność…
Na efekt nie trzeba było długo czekać. Dziki okrzyk wypełnił całą komnatę, gdy wymachując rękami zerwał się na równe nogi.
- Czy ta żaba choć raz zostawi moje ucho w spokoju !?
- Po pierwsze to kameleon a po drugie kazałam mu.
- I ty przeciwko mnie !? – opadł na łóżko po czym przeniósł wzrok na zegar. – Siódma !?Przecież to nie ludzkie !
- Nie dramatyzuj tak. – usiadła obok niego. – Przez prawie osiemnaście lat codziennie wstawałam o tej porze… Miałam dużo rzeczy do zrobienia. Porządki i takie tam. – wzruszyła ramionami. – Postanowiłam posprzątać swój pokój ale był czysty. Wtedy wpadałam na genialny pomysł ! I wiesz, co !? Umyłam całą podłogę na korytarzu !
- Co !?
- Pascal też mi pomagał… - ciągnęła dalej. – O patrz, wciąż ma jeszcze mydło na łapkach…
Kameleon pokiwał łebkiem.
- Ty żartujesz, co !? – Julian podbiegł do drzwi i wyjrzał na korytarz. Posadzka z białego marmuru lśniła jak jeszcze nigdy dotąd. Niewiele brakowało a można by było się w niej przejrzeć. Promienie wschodzącego słońca odbijały się od niej niczym od lustra, padając na zdumioną twarz Juliana. W kącie, oparta o ścianę stała miotła a wraz z nią wiadro pełne mydlin i dwie szare od brudu ścierki.
- Nieźle sobie poradziliśmy, nie ? – tuż obok niego stanęła Roszpunka, promieniejąc ze szczęścia.
- Przecież jesteś księżniczką ! Takie rzeczy robią inni ! Macie tu chyba jakąś służbę czy coś !?
- Mamy. Ale pomyślałam, że miło będzie jak raz ich wyręczę i zrobię taką małą niespodziankę… Biedni codziennie się tak męczą…
- Bo to ich praca ! Oni… - spojrzał na Roszpunkę która uśmiechnięta od ucha do ucha, z uwagą go słuchała. – Eee… Z resztą nie ważne… - poddał się i machnął ręką. – A co właściwie chciałaś ?
- A, właśnie ! Dzisiaj jest nasz najważniejszy dzień !
- Nasz ? – odparł zdumiony. – Jedenaście dni temu był ślub, wczoraj skończyło się wesele… - zastanowił się. – Poprawiny jakieś czy coś !?
- Czy ja wiem. Jak chcesz to możemy to tak nazwać. W każdym razie całe królestwo chce nas poznać !
- A nie zna ?
- Ale jako królewską parę ! Wiesz, teraz jestem księżniczką a ty księciem… - zerknęła na niego. – Chodź trudno mi w to uwierzyć…
- Wiesz, mi jeszcze trudniej…
- No, zaraz przywitamy poddanych a wieczorem odbędzie się uroczysta kolacja !
- Kolacja !? – powtórzył. – Dlaczego ja nic nie wiem !?
- Mama… – jej twarz rozjaśniła się wypowiadając to słowo. – Powiedziała mi o tym wczoraj wieczorem ale byłam taka zmęczona, że po prostu padłam na łóżko i zasnęłam. – zrobiła niewinną minkę. – Ale nie gniewasz się ? Sam mówiłeś, że wolisz osobny pokój…
- Wiem, i niech tak na razie pozostanie…
Umilkł i nagle dotarło do niego, że przez cały ten czas był w piżamie ! Obrzucił krytycznym spojrzeniem dziwaczny, granatowy komplet, po czym bez zastanowienia wypchnął Roszpunkę na korytarz i zatrzasnął drzwi.
- Musze się ubrać ! – poinformował.
- No co ty !? – Roszpunka się roześmiała. – Piżama jest bardzo ładna ! Sama ją dla ciebie wybrałam !
Zza drzwi dobiegło ją jęknięcie.
- Nie dobijaj…
Pokręciła głową i ruszyła przed siebie.
- Musimy się przygotować, prawda ? – pogłaskała kameleona siedzącego jej na ramieniu po czym zniknęła za rogiem.
***
Tyle ludzi zgromadzonych na raz w jednym miejscu nie widział jeszcze nigdy w życiu. Tłumy kobiet, mężczyzn i dzieci stało na dziedzińcu i raz za razem wiwatowały na cześć królewskiej pary. Wszędzie porozwieszane były fioletowe chorągiewki i flagi z motywem złotego słońca… Zdecydowanie zbyt hucznie.
- Wydarzenie na skalę światową… - mruknął Julian, opierając się plecami o balustradę na balkonie, skąd wszystko obserwował. Nie był przyzwyczajony do tego typu uroczystości i to jeszcze jedna po drugiej. Ledwo co stał u boku Roszpunki ubranej w białą, zwiewną suknię a tu już wzywają go do czegoś takiego… Ach, i jeszcze te wczorajsze wesele…
- Hej, Julek ! Już jestem ! Przepraszam, że tak długo ale mama miała dla mnie nową sukienkę.
Rozchmurzył się od razu na jej widok.
- W fioletowym ci ładniej jakby co…
- Ale różowy też jest w porządku, prawda ?
- Jasne, po prostu się przyzwyczaiłem…
W tym momencie na murach pojawili się straże i rozległy się głośne fanfary.
- Jej wysokość księżniczka Roszpunka i książę Julian Szczerbiec ! – zabrzmiał głos jednego ze strażników. Oczy wszystkich zwróciły się ku balkonowi.
- Rosz-pun-ka ! Rosz-pun-ka !
Uśmiechnęła się i pomachała ludziom w dole. Okrzyki nie ustawały. Julian zaczął się kręcić przy balustradzie i po pewnym czasie skrzyżował ramiona.
- A ja to co !? – poskarżył się, krzycząc do zgromadzonych.
- Nie przejmuj się. – Roszpunka uśmiechnęła się nieco zakłopotana gdy w tym samym momencie ponownie wykrzyczano jej imię.
- Ciekawe kiedy przypomną sobie o moim istnieniu… - mruknął wychylając się.
- Julian ! Julian ! – rozległo się nawoływanie kilku osób z tłumu.
- No proszę… - wyszczerzył zęby. – Tak, tak ! Witajcie ludzie !!
- Julian ! Julian !
- Co tam chcecie od mnie !?
- Przesuń się trochę ! Zasłaniasz księżniczkę !
- Słucham !? – wrzasnął zirytowany. Odwrócił się i kucnął obrażony, tyłem do mieszkańców.
- Julian, co ty wyprawiasz ? – syknęła Roszpunka ciągnąc go do góry za ramię. – Wstawaj ! Jak ty się zachowujesz ?
- A oni jak !? – odparł wskazując na nich podbródkiem.
- Koniec wizyty ! Para królewska jest zmęczona ! – zagrzmiał strażnik. Tłum jęknął nie zadowolony po czym dziedziniec zaczął po woli pustoszeć.
- My zmęczeni !? – Julian poderwał się z ziemi. Przyłożył dłonie do ust i wrzasnął w stronę straży : - Człowieku, dopiero co wstaliśmy !
Oficer gwardii wywrócił oczami.
- Młody a głupi… - warknął z niemieckim akcentem.
- Kochanie i jak tam ?
Niespodziewanie zjawiła się królowa wraz z mężem. Julian natychmiast się wyprostował i nerwowo strzepnął kurz z ramienia. Co jak co ale czuł się nieswojo w ich obecności.
- Dzień dobry. – wykrztusił i uśmiechnął się krzywo.
- Wszystko dobrze mamo. Julek tylko trochę tam ponarzekał… - posłała mu znaczące spojrzenie. – Ale ogólnie w porządku !
- To wspaniale. – królowa się uśmiechnęła. – Chodź teraz ze mną. Mam dale ciebie małą niespodziankę…
- Och mamo, już dostałam nową sukienkę !
Julian obserwował jak została pociągnięta za rękę i obie zniknęły we wnętrzu zamku. Ciężka, męska dłoń wylądowała na jego ramieniu tak nagle, że aż się wzdrygnął.
- No co tam Julian ? – odezwał się król, niskim tubalnym głosem. – Dobrze ci u nas w zamku ?
Pokiwał szybko głową.
- Mam nadzieję… - potężne ramię króla objęło go po przyjacielsku. Że moja córka nigdy nie będzie przez ciebie płakać…
Julian postanowił rozluźnić nieco atmosferę.
- Raz już płakała… - zaśmiał się. Król stanął po czym spojrzał na niego uważnie, zabierając rękę.
- Słucham !? – zagrzmiał. Do Juliana dotarło, że ojciec Roszpunki nie koniecznie zna się na żartach.
- Eee… To znaczy płakała w wieży ! – wykrzyknął Julian. – I to przeze mnie ! Znaczy, to nie była moja wina ! Ja nie specjalnie… Eee… Mówiła przecież co tam się zdarzyło ! – jęknął z desperacją. – Niech się tata tak nie patrzy…
- Jak mnie nazwałeś !? – król zrobił gwałtowny ruch w jego kierunku. Julian zaczął się cofać.
- Myślałem, że jak wziąłem ślub z Roszpunką to jest pan… eee… król… Moim tak jakby… Ojcem ? – ostatnie słowo wypowiedział ze strachem bowiem król stał w tym momencie tuż przed nim.
- Słuchaj no ! Ty sobie za dużo nie pozwalaj. Dobrze ci radzę… To, że wcześniej mogłeś robić co chciałeś nie znaczy, że teraz też tak będzie…
- Ale ja tylko żartowałem…
- A może ślub moją córką również był żartem !? Skąd mam wiedzieć czy nie zrobiłeś tego tylko dlatego, że jest księżniczką !?
- Ależ ja już wcześniej… Za nim mi powiedziała… A w wieży to co !? – sięgnął po niepodważalny argument. – Roszpunka na pewno o tym opowiadała !
- Tak, mówiła o tobie i Gertrudzie. Jak nie mogła cię wyleczyć bo ta wstrętna porywaczka obcięła jej włosy…
- Ona !? Prędzej by…
- A kto !? – ryknął król. Julian zrobił krok do tyłu i poczuł za sobą metalową balustradę. Zerknął w dół. Chyba król nie był na tyle zdesperowany aby…
- Będę cię miał na oku. – warknął po czym odszedł.
Poczekał aż całkowicie zniknął mu z oczu i głęboko odetchnął. Pomyślał, że w najbliższym czasie będzie się musiał trzymać jak najdalej od króla. Ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Dlaczego Roszpunka skłamała, że włosy obcięła jej… Gertruda…

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Cudne i opowiadanie Pisarki, i wszystkie pokazane rysunki. Czekam na kolejny rozdział. ;)

Princess_Daisy

Dziękuję! :D
A za 10 rozdział zabiorę się być może jutro. ;)

Pisarka

ROZDZIAŁ 10

Delikatny wietrzyk wietrzyk rozwiał mu włosy. Zmarszczył nos. Nie dane mu jednak było kontynuować sen. Promienie słoneczne które padły na jego twarz sprawiły, że ziewnął i przeciągnął się leniwie.
Słyszał w oddali jakieś szmery. Coś jakby ciche głosy…
Nieważne. Była już najwyższa pora wstać i obudzić Roszpunkę. Która to mogła być godzina?
Wciąż nie otwierając oczu obrócił się na brzuch i wysunął do przodu ręce aby podeprzeć się w ten sposób i usiąść. To był błąd.
Wszystko potrwało nie dłużej niż kilka sekund.
Julian wydał okrzyk przerażenia gdy jego dłonie nie napotkały nic po za powietrzem po czym runął do przodu, uderzając brzuchem o twarde dachówki po których zaczął zsuwać się w dół.
- Aaaa!!!
Głośny wrzask obudził momentalnie Roszpunkę i tylko dzięki niej Julian nie zleciał z dachu. Rzuciła się bowiem w jego stronę i chwyciła za nogi zapierając się z całych sił.
- Tylko… tylko nie puszczaj!! – zawył Julian.
W dole rozległ się głośny śmiech.
- A nie mówiłem, że się w końcu zwali!!
Julian nie mógł w to uwierzyć. Przed karczmą zgromadzili się niemal wszyscy jej goście gwiżdżąc i pokazując na niego palcami.
- Ja… ja… uh… jesteś strasznie ciężki! – dyszała Roszpunka. – Nie… nie dam… rady… dłużej cię… utrzymać!
- Coo!? – krzyk Juliana przeszedł w pisk.
Towarzystwo na dole ryknęło śmiechem.
- Czego rżycie!? – donośny głos rozległ się niespodziewanie pośród tłumu. – No!?
- Bo tamten dynda już ledwo co na tym dachu! – parsknął jeden z mężczyzn.
- Na dachu!? – właścicielka karczmy uniosła głowę i spojrzała w górę.
Julian odważył się do niej pomachać.
- Wielkie nieba!! – aż podskoczyła. – Oszaleliście wy wszyscy!? Od kwadransa rechoczecie mi przed gospodą zamiast coś zrobić!? Chcecie żeby skręcił sobie kark!?
- Wie pani… - odezwał się jeden ochrypłym głosem. – Zawsze to jakaś rozrywka…
W odpowiedzi kobieta zdzieliła go mokrą szmatą po głowie.
- Na górę! Ale już!!
Spojrzał na nią tępo.
- Co się tak gapisz!? Rechotać to dobrze, nie? – zmrużyła oczy. – Nie widzisz, że dziewczyna ledwo go trzyma!?
I za nim zdążył cokolwiek wykrztusić pogoniła go i oboje zniknęli mu z oczu.
- Julian…!
Poczuł, że zsuwa się w dół.
- Ja już nie mogę!!
W tym samym momencie na dachu pojawiła się właścicielka karczmy a za nią mężczyzna zatykający uszy od obelg jakie wykrzykiwała na niego rozwścieczona.
Chwycił Juliana za nogi i jednym mocnym ruchem, wciągnął go na dach.
- Brawo!!! – ryknęli zaraz na dole, zanosząc się śmiechem.
Roszpunka otarła pot z czoła.
- D… dzięki… - jęknął Julian leżąc rozpłaszczony na dachówkach. – I tobie też… - zerknął na mężczyznę który kiwnąwszy szybko głową, zmył się czym prędzej.
- Wszystko w porządku? – kobieta obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
- Tak, tak… Dobrze, że pani… Pascal!? – dojrzał na jej ramieniu kameleona który pisnął wyraźnie zadowolony.
- Och! – Roszpunka natychmiast wzięła go na ręce.
- Nie głupa ta twoja żaba. – uśmiechnęła się do niej. – Chciała wam pomóc ale nie mogła wydostać się z pokoju. Ale za to jak piszczała!
- Taak… - Roszpunka postanowiła puścić mimo uszu uwagę o żabie.
- No nic kochani. – klasnęła w dłonie. – Może śniadanko, co!? Zerwałam rano młodą rzepę z zagajnika więc czemu by nie zrobić…
- Taa… - Julian nieco się skrzywił. – A która to godzina tak w ogóle?
- Grubo po południu. – odparła dziarsko. – Ale co tam. Nie trzeba wstawać skoro świt…
- Aż tak późno!? – przeraził się. – Rany! Już dawno powinniśmy być w drodze!
- Wyjeżdżacie?
- Musimy! – Roszpunka pociągnęła Juliana za rękaw. – Przed nami jeszcze kawałek drogi a musimy dotrzeć na miejsce jeszcze tej nocy!
- Och… - przez moment kobieta jakby posmutniała ale zaraz na jej twarzy pojawił się ponownie uśmiech. – W takim razie spakuję wam coś na drogę!
Ruszyła przed siebie i wskoczyła przez okno do pokoju. Julian i Roszpunka wymienili za jej plecami spojrzenia.
- Spakuje…? – szepnął Julian.
Roszpunka wzruszyła ramionami.

*

- I szerokiej drogi!!
Stali nieco podirytowani przed karczmą, przez której okno wychylała się brązowowłosa kobieta machając do nich chochlą, używaną co jakiś czas do mieszania zupy bulgoczącej w wielkim garze.
Julian kończył właśnie przymocowywać na grzbiecie Maxa mały lniany tobołek pełen nie wiadomo czego.
- Skończyłeś już?
- Prawie. – warknął – Po co się uparłaś żeby to ze sobą wziąć? Mogliśmy grzecznie odmówić a tak…
- Nie narzekaj. Ta kobieta jest dla nas bardzo miła…
- Trzymajcie się!
- A za… - westchnął Julian. – No dobra. Możesz wsiadać.
- Tylko ostrożnie! – dobiegł ich krzyk z wnętrza karczmy.
- Yhy… Zrzucę ją zaraz na ziemię… - burknął obrażony, pomagając Roszpunce wsiąść na grzbiet Maxa.
- Ok, ruszamy stary. – poklepał go po karku.
- Miło było was gościć!!
Obejrzał się przez ramię.
Kobieta nadal stała w oknie. Machała do nich. Kiwnęła głową i posłała Julianowi długie, przeciągłe spojrzenie.
Odwrócił się.
- Brr… Cieszę się, że mam już z głowy tą kobietę i jej manię prześladowczą…
- Przynajmniej była miła…
- Hm…
- Zdążymy dotrzeć do Jaskini Zapomnienia na czas? – spytała nagle Roszpunka wyraźnie zmartwiona.
- Ej, no pewnie, że tak. To że trochę zaspaliśmy wcale nie znaczy, że się nie wyrobimy.
- Na pewno?
- Hej! – uśmiechnął się do niej. – Ja to wiem. Już prawie jesteśmy. Przejedziemy tylko przez miasteczko i już!
- Miasteczko!? – zdziwiła się.
- Noo… W sumie to jest królestwo ale mniejsza… - zatrzymał Maxa. – Hmm… Czekaj no… Teraz w prawo czy w lewo…
- Zgubiliśmy się?
- Niee… Tylko gdzieś tutaj był taki jeden skrót…
- A dzień dobry mili państwo!
Julian i Roszpunka aż podskoczyli.
Nagle nie wiadomo skąd pojawił się przed nimi szalony staruszek. Ten sam którego spotkali dzień wcześniej przed karczmą.
- Widzę żeście już w drodze jak mniemam…
Julian westchnął ciężko.
- Ok. Trochę się nam spieszy więc nie mamy zbytnio czasu na…
- Śpieszy? A gdzie?
- Jak już musisz wiedzieć… - jęknął Julian. – Do sąsiedniego królestwa.
Staruszek natychmiast się ożywił.
- Ja żem znam skrót!
- No co ty? – spytał kpiąco Julian. – Nie gadaj…
- A właśnie żem będę! Bom ja znam!
Roszpunka zachichotała widząc minę Juliana.
- No ok. To mów. Gdzie mamy skręcić?
- Tędyk! – staruszek wskazał w ścieżkę po lewej.
- Na pewno?
- Czekajta no… - zamyślił się. – Nie! Jednak tamtędyk! – tym razem pokazał na prawą ścieżkę. – A może żem źle mówię… Może jednak tędyk?
Julian poczerwieniał.
- No to którędyk!? Tfu! Znaczy, którędy!?
- Ła idźcie tędyk! – machnął ręką wskazując środkową ścieżkę znikającą gdzieś w chaszczach.
Julian osłupiał.
- Środkową!?
Ale staruszka już nie było.
- To co? – odezwała się Roszpunka. – Którą wybieramy?
Zeskoczył z Maxa.
- Wiesz co? Chyba zdam się na intuicję i pójdziemy w dół tej doliny.
- Ale mówiłeś…
- Mam dość skrótów i wydziwiania. Całe życie tędy łaziłem więc tak będzie najbezpieczniej, zgoda?
- Jak wolisz. – wzruszyła ramionami.

*

Droga ciągnęła się w nieskończoność. Po półgodzinie wędrówki Julian zaczynał żałować, że nie pamiętał skrótu.
Roszpunka wyglądała na zadowoloną. Biegała w kółko i co pięć sekund podtykała mu pod nos coraz to nowe kwiaty i pytała jak się nazywają.
- Zamierzasz zrobić z tego bukiet?
- Sama nie wiem. – roześmiała się. – Wspaniale jest znowu być na dworze! Zupełnie jak wtedy gdy pierwszy raz…
Nie dokończyła.
Julian bowiem wrzasnął i rzucił się w stronę drzewa na którym wisiała pożółkła kartka papieru.
Zerwał ją jednym, szybkim ruchem i aż zawył z radości.
- No nie wierzę! No normalnie nie wierzę!!!
Zdziwiona Roszpunka podbiegła do niego.
- Co to jest?
- List gończy! – Julian pokazał jej świstek papieru na którym widniała jego podobizna.
Rozejrzała się.
Na sąsiednich drzewach wisiało ponad dwanaście kolejnych.
- Julek!– krzyknęła zaniepokojona. - Jest ich więcej!
- No właśnie! – odpowiedział szczęśliwy. – To niesamowite! To wspaniałe!
- Oszalałeś!? Cieszysz się, że cię poszukują!?
- Nie o to chodzi! – zaśmiał się.
- No a o co!?
- O to! – wskazał na jeden z listów gończych. – Widzisz!?
Zmrużyła oczy.
- Niby co?
- Mój nos! – wrzasnął uradowany. – Ktoś go w końcu dobrze narysował!
Wytrzeszczyła na niego oczy.
- Trzymaj. – wepchnął jej kartkę do rąk. – Schowaj ją do chlebaczka. Muszę mieć dowód.
- Po co?
- No jak to po co? Żeby pokazać tym niedołęgą jak powinno się poprawnie rysować mój nos!
Westchnęła.
Max zarżał nagle pojawiając się koło nich. Julian spojrzał przed siebie.
- Hej! To już tutaj! – zawołał. – Patrz!
Przed nimi na wzgórzu rozciągało się potężne królestwo do którego prowadziła szeroka, wysypana żwirem droga. Słońce z wolna chowało się za horyzont a niebo przybrało szkarłatno-złocisty kolor.

*

- Ależ tu pięknie!
Roszpunka z zachwytem podziwiała ogromną, kamienną fontannę stojącą w samym centrum rynku.
- Wygląda zupełnie tak jak nasza!
- Podobna. – mruknął Julian, rozglądając się na boki.
- Oj przestań już. – Roszpunka pokręciła głową. – Na pewno już nikt cię nie szuka.
- A te listy gończe to co?
- Po prostu nie wiedzą, że cię ułaskawiono.
- Myślisz?
- A dlaczego poszukują cię także i tutaj?
- Ehe… Wiesz… Prowadziłem nieco… Jakby to ująć? Rozległe życie…
- Kradłeś nie tylko w Coronie? – Roszpunka uniosła brew.
- Noo… Można tak…
- Złodziej! Złodziej!!
Histeryczny krzyk młodej kobiety odbił się echem po opustoszałej uliczce. W pierwszej chwili Julian instynktownie rzucił się do ucieczki ale zatrzymał się widząc małego chłopca biegnącego w ich kierunku z jabłkiem w ręku.
- Ukradł jabłko! Zatrzymać go!!
Malec potknął się i wpadł na Juliana z trudem utrzymując równowagę.
- No proszę, proszę… I co my tu mamy? – zaśmiał się Julian.
Chłopak uniósł głowę i zmierzył go wzrokiem.
- Nie oddam. – stwierdził twardo.
- Hej mały. – Julian pochylił się w jego stronę. – Może jednak oddasz to tej pani, co? Wiesz sam kiedyś… Auuu!!
Reszta jego słów utonęła w okrzyku bólu spowodowanym nagłym kopnięciem w kostkę przez małego urwisa.
- Jak cię…!
-Tere fere!! – chłopak pokazał mu język i pognał w głąb miasteczka.
Roszpunka wybuchnęła śmiechem.
- Nie doczekanie smarkaczu!! – krzyknął Julian biegnąc za nim.
Maximus parsknął zdziwiony.
- Julek, co robisz!?
- Mam zamiar dać temu małemu nauczkę, ot co! – odpowiedział znikając jej z oczu.
Roszpunka wskoczyła na Maxa.
- Dalej! Musimy go dogonić!
Koń zarżał głośno po czym pogalopował w stronę wąskiej uliczki.

*

- Wracaj no tu i walcz jak mężczyzna!
Julian biegł najszybciej jak umiał usiłując złapać małego uciekiniera.
- A to skubany… - mruknął, widząc jak skręcił w boczną uliczkę. – Cwany jest. – przeskoczył przez murek. – Ale nie tak cwany jak ja…
Znalazł się po drugiej stronie i skoczył do przodu. W tym samym momencie nadbiegł chłopak i zatrzymał się zszokowany na jego widok.
- No co? Mina rzedła nie?
Ścisnął mocniej jabłko i wbił w niego niepewne spojrzenie.
- Mark!
Julian odwrócił się słysząc krzyk.
- Oh! Co ty znowu narobiłeś!?
Dopiero teraz zorientował się, że stoi na podwórzu przed wielkim, starym budynkiem.
W drzwiach stała starsza kobieta i wyłamywała ręce.
- Tylko mi ni mów, że znowu kradłeś!
Chłopak spuścił głowę i pobiegł w jej stronę.
Julian bez słowa schylił się i podniósł leżące na ziemi jabłko. Nagle rozległ się odgłos kopyt.
- Julek! – Roszpunka zeskoczyła z grzbietu Maximusa. – Goniliśmy cię przez pół miasteczka!
- Jechałaś na Maxie!?
Ogier pokiwał z duma głową.
- A co? Miałam tam na ciebie czekać!?
Zerknął na jabłko i ponownie spojrzał na budynek.
- Julek?
Nie odpowiedział.
Roszpunka podeszła do niego.
- Dlaczego…
Wskazał głową coś przed nimi. Dopiero po chwili Roszpunka podążyła za jego wzrokiem i ujrzała przybitą nad drzwiami domu drewnianą tabliczkę z napisem: Sierociniec.

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Fajny rozdział, dużo się dzieje. Ech, po prostu masz talent. A ja myślałam, że umiem pisać opowiadania, jednak przy Twoich Pisarko moje to jakieś badziewie. Pozazdrościć:)

Princess_Daisy

Też piszesz!? :D A co???
I super, że Ci się podoba. :)
I bez przesady! ;) Piszę jak piszę. Ty też na pewno dobrze piszesz! ;D

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Nie piszę kontynuacji do filmów, tylko wymyślam inne historie. Właśnie mam pomysł na film Disneya albo innej wytwórni, ale niestety obawiam się, że w postaci książki to nie będzie wyglądało tak jak sobie wyobrażam. No i kto by skorzystał z moich tekstów, skoro są kiepskie? Ale myślę że w postaci książki mogłabym to napisać (na komputerze), chociaż ciągle bym to poprawiała. Najgorsze jest to, że jakąś scenę sobie pięknie wyobrażam (a wyobrażam sobie dużo scen), a gdy to zapiszę, wydaje się to nudne, głupie i scena do śmieci :( Ale na pewno spróbuję! :)

Princess_Daisy

E tam! Pisz!!! Jak masz NAPRAWDĘ fajny pomysł to nie ma na co czekać! Wystarczy tylko jak to dobrze opiszesz! ;) I nie martw się, że ,,jakąś scenę sobie pięknie wyobrażam (a wyobrażam sobie dużo scen), a gdy to zapiszę, wydaje się to nudne, głupie'' bo kto wie... Może kiedyś zrobią film na podstawie Twojej książki!!! :D I okaze się on jeszcze większym hitem niż książka! ;)
I nie wierzę, że te sceny są do śmieci! Wiecej wiary w siebie! Nie wszystko musi być idealne! Pisz tak jak potrafisz a spodoba się to również innym!
Powodzenia! :)

ocenił(a) film na 6
Pisarka

Super rożdział! Nie mogę doczekac się już następnego!!!!

Laska2343

Cieszę się. :) A następny już niedługo. ;)
(Do końca jeszcze 3...)

ocenił(a) film na 6
Pisarka

Tak mało ? :( No cóż chocby i to xddd i żebyś następny roździał napisała Szybko :) Już normalnie doczekac się nie mogę xddd

Laska2343

Ok. No to proszę... ;)

Pisarka

D: Moje opowiadania się chowają. Uciekają w popłochu, bo są zszokowane twym talentem :D Serio, genialnie piszesz ;p

myMyself

Dziękuję! :D

Pisarka

ROZDZIAŁ 12

Jęknęła cicho. Nadal kręciło się jej w głowie. Nie miała pojęcia ile spała. Po woli otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła.
- Gdzie ja jestem? – wyszeptała rozglądając się uważnie na boki.
Leżała na ziemi pośrodku ogromnej jaskini, której ściany wyglądały zupełnie jak zrobione z przeźroczystych kryształów. W suficie był niewielki otwór przez który wpadało mleczne światło księżyca tworząc dookoła różnobarwne refleksy.
- Szewc… - pisnęła wystraszona, przypominając sobie co się stało. Zrozumiała, że znajduje się teraz w Jaskiniach Zapomnienia. Zupełnie sama… - Julek! – krzyknęła w nadziei, że być może gdzieś tutaj jest ale zaraz umilkła. Skąd miałby wiedzieć!?
Odruchowo dotknęła ręką swojego ramienia i aż się wzdrygnęła uświadamiając sobie, że nic na nim nie ma. Pascala nie było. Nie było też Juliana. Była sama.
Nagle ogarnął ją strach. Odkąd pamiętała zawsze był z nią Pascal. Zawsze i wszędzie. Po raz pierwszy nie miała przy sobie nikogo i to sprawiło, że poczuła się taka… bezbronna…
Dlaczego nikogo nie ma? Gdzie się podział szewc? Po co ją tutaj zabrał?
Pytania huczały nieustannie w jej głowie przyprawiając ją o coraz większy lęk. Odetchnęła głęboko po czym wstała. Postanowiła się rozejrzeć.
Może uda się jej znaleźć stąd wyjście?
Ruszyła przed siebie w kierunku małego jeziorka znajdującego się dokładnie pod otworem w suficie. Jego powierzchnia falowała delikatnie i zachęcająco. Było w niej coś magicznego…
Podeszła bliżej i zerknęła.
- Ach! – pisnęła zszokowana widząc w niej swoje odbicie. – Nie… To niemożliwe… - powiedziała drżącym głosem lecz mimo to dotknęła odruchowo swoich włosów.
W tafli jeziorka zobaczyła siebie ze swoimi długimi, złotymi włosami. Ale jej włosy nadal były krótkie i brązowe. Więc jak?
- Widzę, że poznałaś już jeden z sekretów Jaskiń Zapomnienia…
Roszpunka aż podskoczyła słysząc nagle czyjś głos tuż za sobą. Odwróciła się gwałtownie. Zaraz potem o mało nie krzyknęła widząc kobietę stojącą naprzeciw niej.
- H… Hrabina!? – wyjąkała zszokowana. Była to bowiem ostatnia osoba jaką spodziewała by się teraz zobaczyć. Ledwo ją poznała. W końcu widziała ją tylko jeden jedyny raz, parę dni temu podczas przyjęcia. Co ona tu robiła!?
- Co pani tu robi?
Kobieta zignorowała jednak jej pytanie i podeszła bliżej zerkając w stronę jeziorka.
- Nikt nie wie dlaczego, ale pokazuje ono nasze najskrytsze pragnienia…
Roszpunka zamrugała.
- Ale… ale ja wcale nie chcę mieć znowu długich włosów. – hrabina posłała jej znaczące spojrzenie. – A… a w każdym razie tego nie pragnę…
- Cóż… Mówią też, że pokazuje to kim jesteśmy naprawdę ale nie mam pojęcia jaki to miało by w tym przypadku związek z tobą…
- Przepraszam… Ale co pani tu robi? – powtórzyła swoje pytanie.
- Mogłabym spytać cię o to samo…
Roszpunka zrobiła krok do tyłu. Nie wiedziała czemu ale ta kobieta budziła w niej jakiś niepokój.
- Coś się stało? – hrabina zrobiła zatroskaną minkę.
- Nie, nie…
- Och, to dlaczego nagle zrobiłaś się taka małomówna? Zazwyczaj trajkoczesz jak najęta…
- A skąd pani…?
- Moja droga. – zrobiła krok w jej stronę. – Czy naprawdę nic cię nie dręczy?
Roszpunka spojrzała na nią niepewnie. Czy miała jej powiedzieć, że się boi i jest zupełnie sama? Rozważyła tą możliwość. Tak. Chyba może jej to powiedzieć. Mimo, że to trochę żenujące ale… być może jej pomoże. Zawsze coś niż samemu błąkać się po setkach korytarzy, szukając wyjścia.
Zaczerpnęła powietrze i zaczęła mówić. Niestety nie wszystko poszło zgodnie z jej planem.
- Um… ja… szeboje…jestems…ama…
Kobieta uniosła brwi.
- Co tam mówisz?
- Ja…sieboje… ja…
- Och! – żachnęła się nagle hrabina. – Sto razy ci mówiłam! Nie mamrocz!!
Oczy Roszpunki zrobiły się wielkie. W jednej chwili ogarnęła ją fala gorąca. Poczuła dziwne uczucie… Coś jakby… Strach… Tak. To było to. Tak zawsze mówiła Gertruda. To to sprawiło, że poczuła się naraz tak dziwnie.
Kobieta zauważyła strach w jej oczach. Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
- Coś nie tak?
- Nie… ja po prostu…
- Nie poznajesz mnie kwiatuszku?
Drgnęła.
Szare oczy wpatrywały się w nią zawzięcie.
- Spójrz sama…
Gestem dłoni wskazała na jeziorko.
Co to tam ujrzała sprawiło, że głośno krzyknęła. Pod Roszpunką ugięły się nogi.
W tafli wody odbijała się postać w długiej, czerwonej sukni, której czarne, kręcone włosy opadały swobodnie na ramiona.

*

Biegł już od dłuższego czasu przez setki korytarzy starając się ustalić dokąd szewc mógł zabrać Roszpunkę. Jaskinie Zapomnienia były znacznie większe niż opowiadali ludzie. Teraz już nie dziwił się czemu nikt nigdy nie mógł odnaleźć księżycowego kwiatu.
- Roszpunko! Roszpunko gdzie jesteś!? – krzyczał nieustannie w nadziei, że za którymś razem mu odpowie. Oparł się ręką o ścianę próbując złapać oddech. – To bez sensu… - jęknął – Gdzie mam jej szukać!?
Rozejrzał się. Przed nim były trzy korytarze. Który miał wybrać? Zakładając, że dotąd wybrał właściwą drogę. Był tutaj tylko raz. Bardzo dawno temu. Ale nigdy nie zapuścił się tak daleko. Pamiętał jak uznał, że zagłębianie się w coraz to nowe korytarze i przejścia nie jest rozsądnym pomysłem. Ale teraz nie miał wyjścia. Ona gdzieś tam była. Potrzebowała go. Teraz.
I wtedy to zobaczył. Tuż przed nim. W środkowym korytarzu. Prawie niewidoczna poświata księżyca. To musi być tam. Ludzie mówili, że w samym środku Jaskiń Zapomnienia jest kryształowa grota w której suficie jest mały otwór. To właśnie przez niego według legendy spadła dawno temu kropla księżycowego blasku.
Ona musi tam być. Na pewno. Nie wiedział wprawdzie czemu akurat tam ale… coś mówiło mu, że ma rację. Od zawsze ufał swojej intuicji i miał nadzieję, że i tym razem go nie zawiedzie.
Wbiegł do wąskiego korytarza i po chwili znalazł się w ogromnej grocie wypełnionej światłem księżyca. Tak. Nie pomylił się. To tutaj. Ale gdzie jest Roszpunka?
Już miał ją zawołać gdy nagle jego uwagę przykuło małe jeziorko… Podszedł do niego i spojrzał na błyszcząca taflę. Zobaczył w niej swoje odbicie a także dwie ciemne sylwetki stojące bo obu jego stronach.
Odskoczył jak oparzony i błyskawicznie się odwrócił. Jednak w pobliżu nie było nikogo…
- Kto tu jest? – wyszeptał wpatrując się czujnie przed siebie. – Pokaż się kimkolwiek jesteś!
Odpowiedziała mu tylko cisza.
Przełknął nerwowo ślinę. Coś było nie tak. Te postaci stały krok za nim więc nie mogły by tak szybko uciec. Zresztą by usłyszał…
Za nim zdążył porządnie się nad tym zastanowić jakaś postać przemknęła w górze na występie skalnym i zniknęła w małej wnęce w ścianie jakby w nadziei, że pozostanie tam nie zauważona. Myliła się.
Julian natychmiast ją dostrzegł i rzucił się w jej kierunku. Gdy był już na górze zakradł się cicho w stronę jej kryjówki po czym jednym szybkim ruchem dopadł nieznajomego, chwytając go za ramię.
- Puszczaj! – krzyknął męski głos co jeszcze bardziej rozwścieczyło Juliana.
- Chyba śnisz! – ryknął rozpoznając szewca. – Gdzie jest Roszpunka!?
Zacisnął ręce na jego kołnierzu i pchnął go na ścianę.
- No gdzie!? Gadaj! Ale już!!
- Zostaw go w spokoju i lepiej spytaj o to mnie.
Zaskoczony puścił szewca który momentalnie odskoczył do tyłu stając obok Hrabiny.
- Hrabina!? – Julian był w szoku. – Ale jak… Czemu?
- Och doprawdy! – machnęła ręką. – Zaczynam już mieć dosyć tego całego cyrku! Czy wy naprawdę jesteście tacy niedomyślni?
- Nie… nie rozumiem…
- Myślałam, że chociaż ty wykażesz się większym sprytem… Roszpunce zajęło trochę czasu za nim zorientowała się z kim ma do czynienia…
- Jak to? – Julian zbliżył się do niej. - Nie pamiętała pani!?
Hrabina zaśmiała się lodowato.
- Ależ pamiętała… Tyle, że wzięła mnie za zupełnie kogoś innego… - zmierzyła go wzrokiem. – Zupełnie tak jak ty.
Julian się zirytował.
- Nie wiem do czego pani zmierza ale wcale pani z nikim nie mylę. Doskonale panią pamiętam. – skrzyżował ramiona. – Była pani w zamku na przyjęciu kilka dni temu. Na tej uroczystej kolacji.
- Zgadza się. – kiwnęła głową. – Pomogłeś mi, czyż nie tak?
Zerknął na nią wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie zdziwiło cię to czemu tak nagle poczułam się źle?
Westchnął wyraźnie zniecierpliwiony. Już miał rzucić coś aby dała mu spokój gdy niespodziewanie ruszyła w jego stronę, co go zdziwiło.
- I znów się spotykamy. – wysyczała, mrużąc oczy. – Widzę, że nie tak łatwo się ciebie pozbyć…
- Co!? – cofnął się unosząc brew. – Jak to pozbyć?
- Tyle czasu… - jęknęła teatralnie. – Tyle żmudnego planowania i co!? Przychodzę na kolację a tam ty! – mówiąc to wycelowała w jego kierunku palcem.
Dystans między nimi wyraźnie się zmniejszył. Dzieliło go od niej zaledwie kilka kroków. Hrabina mierzyła go wzrokiem po czym niespodziewanie skoczyła w jego kierunku.
– Jakim cudem ty jeszcze żyjesz, co!?
Nie tyle co samo pytanie, co ton jakim je wypowiedziała sprawił, że aż się wzdrygnął. Kim była ta kobieta? Czego od niego chciała!?
Była teraz na tyle blisko, że chcąc nie chcąc spojrzał prosto w jej szare oczy. To wystarczyło.
Odskoczył do tyłu czując jak ogarnia go nagły strach. Te oczy. Te same oczy…
Naraz przypomniał sobie jak stała nad nim i ściskała jego nadgarstek zakuty w kajdany. ,,To na wypadek jakby szczeliło ci do głowy powlec się za nami…’’ Wciąż słyszał w głowie ten głos. A potem to lodowate spojrzenie jakie mu posłała…
- To ty!! – krzyknął starając się aby jego głos nie drżał. – Ty więziłaś Roszpunkę w wieży!
- No w końcu! – zaśmiała się ironicznie. – Zajęło ci to więcej czasu od niej.
- Ale jak… - Julian spojrzał na nią zszokowany. – Ty… ty w ogóle nie…
- …nie wyglądam jak kiedyś, co? – dokończyła za niego. – Tak to prawda. Niestety… Ale to się niedługo zmieni. – uśmiechnęła się przebiegle.
- Gdzie jest Roszpunka!? Co jej zrobiłaś!? – krzyknął, robiąc krok do przodu.
- Och, jeszcze nic. Hm… A właściwie to tak. Tyle, że jeszcze nie przyszła pora…
- Czego od niej chcesz tym razem?
- Ja? – udała zdziwienie. – Nic takiego… Dzięki niej będę mogła zachować młodość na zawsze.
- Jak to!? Przecież jej włosy…
- Chłopcze, włosy to nie wszystko. Dzięki złotemu kwiatkowi w ogóle tu jestem.
- Przecież…
- Żyłam setki lat, wiesz? – przerwała mu. – Dlatego tego feralnego dnia gdy obciąłeś jej włosy trafiłam do dziwnej krainy. Było tam pełno kwiatów. Ale wszystkie były zwiędłe. Wszystko wyglądało jakby już dawno uschnęło. Wędrowałam długi czas sama nie wiedząc dokąd aż w końcu natknęłam się na mały złoto srebrny kwiatek… Wtedy wypowiedziałam życzenie. Pragnęłam znów tutaj wrócić i przy okazji… - mrugnęła okiem. – Walnąć sobie trzydziestkę!
- Eee… coo? – Julian wyglądał jakby zrobiło się mu niedobrze.
- No co? - spytała podejrzliwie. – Nie wyglądam!?
- W zasadzie to…
- Dosyć tego. – Gertruda pstryknęła palcami. – Bież go!!
Za nim zdążył zareagować, szewc rzucił się na niego po czym popchnął z całej siły. Stracił równowagę i runął w dół. W ostatniej chwili chwycił się jednak krawędzi skały i zawisł na rękach.
- Julian!!!
Pełen przerażenia krzyk rozległ się gdzieś w dole. Nie mógł w to uwierzyć.
- Wiedziałam, że jednak tu wrócisz. – warknęła Gertruda. – Nie tak łatwo się stąd wydostać… Ale przykro mi… Teraz musicie się pożegnać…
Na te słowa Julian uniósł głowę. Zobaczył szewca zbliżającego się w jego stronę. Klęknął tuż nad nim i wyciągnął ręce.
- Zepchnij go! – usłyszał głos Gertrudy.
- Nieee!! – rozdzierający krzyk Roszpunki odbił się echem po jaskini. – Zostaw go!
Julian spojrzał prosto w oczy szewca.
- No dalej! – krzyknął – Zrób to!!
Szewc zamrugał zaskoczony jego reakcją.
- No co!? – spytał, dysząc ciężko. Z ledwością się jeszcze trzymał. Wiedział, że długo nie da tak rady wisieć. – Chyba ci o to chodzi, nie? Porwałeś Roszpunkę, pomogłeś tej jędzy chociaż nie wiem nawet czemu… - jęknął z wysiłku. – A teraz pozbądź się mnie. No? Na co czekasz!? – krzyknął odwracając głowę i zamykając oczy.
Roszpunka rzuciła się biegiem na górę chcąc mu pomóc.
- Julek!!
Poczuł na swoich dłoniach ręce szewca… Jeszcze chwila i…
Ręce ścisnęły jego nadgarstki po czym zdecydowanym ruchem… pociągnęły go do góry!
Julian otworzył oczy i zszokowany ujrzał szewca który próbuje wciągnąć go na górę.
- Co ty robisz!? – krzyknął zdumiony.
- Jak widać… - wysapał – Pomagam panu jaśnie książę…
- Że co!?
Jednak na wyjaśnienia nie było zbytnio czasu. Gertruda wpadła bowiem w szał.
- Oszalałeś do reszty człowieku!? – wrzasnęła widząc jak Julian z trudem wdrapuje się z powrotem na górę. – Zapłaciłam ci przecież! Przyrzekłeś mi pomóc! Beze mnie twoja rodzina sobie nie poradzi! – krzyczała – Nie będziesz miał czym nakarmić dzieci!!
Julian spojrzał na niego zaskoczony.
- Zgodziłeś się na to wszystko, żeby pomóc swojej rodzinie!?
- Nie miałem wyjścia. – spuścił wzrok. – Mam czwórkę dzieci… Obiecała, że da mi więcej pieniędzy jak zwabię tu księżniczkę…
- Ale jednak mi pomogłeś.
- Musiałem… - zerknął na niego. – Nie miał bym sumienia…
- Ciesz się człowieku, że w ogóle się złapałem. – odparł kwaśno Julian. – Ale dzięki.
- Jak cię dopadnę to marny twój los!!! – wrzasnęła Gertruda pędząc w ich stronę. Wbiła wzrok w Juliana. – A z tobą będzie jeszcze gorzej!
- No nie mów. – odparł sarkastycznie zrywając się razem z szewcem z ziemi i rzucając do ucieczki.
- Julek!
W tym momencie nadbiegła Roszpunka i rzuciła się mu na szyję.
- Nic ci nie jest! – krzyknęła szczęśliwa.
Przytulił ją do siebie.
- Ważne, że tobie nie jest.
- Ehe, nie chcę wam przerywać… - chrząknął znacząco szewc. – Ale jak się nie pospieszymy to tak kobieta zaraz nas dogoni.
- Szybko! – Julian chwycił Roszpunkę za rękę i oboje zbiegli na dół. – Co teraz? – spytał nie bardzo wiedząc co ma zrobić. – Co z tym kwiatem? Miałaś go znaleźć. – zwrócił się do Roszpunki.
- No tak ale nie mam pojęcia jak…
- I nie musisz! – zabrzmiała Gertruda zjawiając się przed nimi.
- Zostaw ją! – Julian zmarszczył brwi. – Czego od niej chcesz!?
Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Spojrzała w górę prosto w otwór w suficie gdzie na ciemnym niebie widać było księżyc w pełni.
- Chcę już na zawsze pozostać młoda! – krzyknęła unosząc do góry ręce. – A Roszpunka niech trafi tam gdzie przez nią męczyłam się tyle czasu!!
Rozległ się głośny huk a chwilę potem cała jaskinia się za trzęsła.
- Co się dzieje!? – spytał przerażony szewc, osłaniając sobie głowę przed spadającymi z góry skalnymi odłamkami.
- To jej życzenie! – Julian starał się przekrzyczeć hałas. - Nie miałem pojęcia, że jeszcze żadnego nie wypowiedziała! Jak mogłem być taki głupi! Jak!?
- Co się stało książę!?
- Jeśli wiedziałbym, że do tej pory niczego sobie nie zażyczyła sam bym to zrobił! Wtedy nie mogła by wypowiedzieć żadnego życzenia!
- W takim razie książę wypowiedz jakieś życzenie!
- Po pierwsze nie mogę bo księżycowy kwiat spełnia tylko jedno a po drugie przestań nazywać mnie książę, czaisz!? – wrzasnął rozdrażniony.
Wstrząsy ustały. Jednak zamiast błogiej ciszy cała trójka usłyszała szalony śmiech Gertrudy.
Julian spojrzał zaniepokojony na Roszpunkę jednak ta dalej stała obok niego i wystraszona ściskała jego dłoń.
- Nie rób sobie nadziei! – usłyszał zaraz głos Gertrudy. Znów wyglądała tak jak dawniej co jeszcze bardziej go przeraziło. – To trochę potrwa!
- Jak to!?
- A co? Myślałeś, że zniknie od tak? – mówiąc to pstryknęła palcami i odwróciła się. – Nic tu po mnie.
- Nie tak szybko damulko!! – rozległ się nagle niski męski głos. Cała czwórka rozejrzała się zaskoczona. Z jednego z korytarzy wyłonił się wysoki i potężny mężczyzna z łukiem w ręku, gotowy do strzału. Julian zbladł.
- James! – jęknął rozpoznając jednego z braci J.
Wszystkie oczy skierowały się na Gertrudę jednak i ona zdawała się być zaskoczona.
- Kim ty jesteś? – spytała mimo to i zrobiła krok do przodu. To był błąd.
Rozległ się świst i strzała wbiła się w ścianę tuż obok niej. Gertruda krzyknęła.
- Następnym razem nie mam zamiaru celowo spudłować. – warknął.
- Myślałem, że ich znasz. – syknął Julian.
Gertruda spojrzała w jego stronę.
- Niby skąd?
- No… nie wiem. Ale napadli na nas w lesie więc myślałem, że ich na nas nasłałaś albo coś…
- Też mi coś! – prychnęła oburzona. – I co by mi było po tym? Potrzebowałam Roszpunki tutaj!
- Cisza!!! – ryknął James tak gwałtownie, że wszyscy natychmiast zamilkli. – Ty dobrze wiesz po co tu jesteśmy… - wycedził do Juliana, zbliżając się do nich po woli. – Śledziliśmy was odkąd zatrzymaliście się w tej gospodzie. – zmrużył oczy przyglądając się Roszpunce.
Julian natychmiast stanął przed nią, zasłaniając ją.
- Nie wiele ci to pomoże. – syknął w jego stronę James. – Niezłe zagranie w lesie. Prawie bym się nabrał… Ale jak to się mówi… Pora kończyć zabawę…
Usłyszeli czyjeś kroki. Zaraz potem w powietrzu rozległ się świst.
- Szczerbiec za tobą!!
W ostatniej chwili rzucił się na ziemię ciągnąc za sobą Roszpunkę. Zaraz potem strzała wbiła się w ścianę gdzie chwilę wcześniej jeszcze stali.
James zacisnął wściekły pięści.
Julian dopiero teraz zauważył zaczajonego w cieniu Johna, brata Jamesa. Korzystając z chwili nieuwagi wszyscy rzucili się do ucieczki.
- Chwila moment… - krzyknął Julian spoglądając na Roszpunkę biegnącą obok niego. – Kto nas ostrzegł?
- Książę tam!! – szewc wskazał na drugi koniec jaskini gdzie ku zdumieniu wszystkich stał jeden z braci Karczybyków. Ten bez opaski.
- Rany chłopie!! – Julian był w szoku. – Nie wiedziałem, że ty umiesz mówić!
Po chwili pojawił się jego brat a za nim… kapitan na Maximusie.
- Max! Sprowadziłeś pomoc!! – ucieszył się.
- Dalej Maximusie! Na nich!! – ryknął kapitan szarżując prosto na zdumionych braci J. – Schnell!
Bracia J. nie zamierzali się jednak tak łatwo poddać. Zaczęli strzelać gdzie popadnie. Ale widząc, że do jaskini wpadli kolejni strażnicy na koniach, zaczęli uciekać.
Nagle ściany zadrżały a przez otwór w suficie błysnęło oślepiająco białe światło księżyca który w tym momencie znalazł się dokładnie nad nim.
Roszpunka chwyciła się nagle ramienia Juliana. Spojrzał na nią tknięty złym przeczuciem. Nie mylił się. Gdy tylko mleczna poświata wypełniła całą jaskinię, Roszpunka osunęła się na ziemię.
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Ogromne skały zaczęły spadać w dół tarasując wyjście. Strażnicy którym udało się schwytać braci J. w ostatniej chwili zdążyli się wydostać.
Maximus zarżał przeciągle widząc Juliana trzymającego w objęciach Roszpunkę. Pogalopował w ich stronę jednak w tym samym momencie jedna ze skał zaczęła spadać prosto na przerażonego szewca. Max widząc co się dzieje chwycił go za kołnierz i pociągnął do tyłu. Zaraz potem rozległ się głośny huk i buchnęły kłęby dymu.
- Max!! – zawołał Julian w kierunku zatarasowanego przejścia. – Hej! Żyjecie!?
- Tak! Nic nam nie jest! – usłyszał w oddali głos szewca. Chwilę potem coś kłapnęło. – Aua! Puszczaj noo! Rozdarłeś mi koszulę!!
- Max!! – krzyknął Julian. - Zostaw szewca! Pomógł nam!!
Rozległo się pełne zdumienia parsknięcie a potem nieco zawiedzione.
- Szczerbiec! – tym razem odezwał się kapitan. – Co z wami!? Jak się czuje księżniczka!?
- Żyjemy! – odpowiedział, zerkając na Roszpunkę z obawą. Nadal była nie przytomna.
- W takim razie czekajcie tam! Pojedziemy okrężną drogą!!
Rozległ się odgłos galopujących koni który z każdą chwilą był coraz cichszy i cichszy…

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Cudne! :) A ja już mogę zacząć pisać swoją książkę, bo ustaliłam już fabułę i bohaterów :)

Princess_Daisy

A oczym??? :D

ocenił(a) film na 8
Pisarka

O księżniczce, ale, że tak powiem, trochę innej niż Roszpunka i inne z Disney Princess:) Ale nie chcę zdradzać więcej, nawet prolog będzie dość tajemniczy...

Pisarka

♥ Super! Kto jest za tym, żeby zrobili "Zaplątanych 2" Na podstawie tego opowiadania? ;p

ocenił(a) film na 8
myMyself

Ja!!!! :)

myMyself

Serio byście chceili!? :O

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Takie małe pytanko Pisarko- gdzie rozdział 11? Tuż po 10 jest 12, nie zamieściłaś 11 czy pomyliła ci się numeracja?

Princess_Daisy

AAA! Bardzo Was przepraszam!!! Wrzuciłam nie ten rozdział co trzeba!
Ok, już wrzucam 11. :)
Jeszcze raz przepraszam! ;(

Pisarka

ROZDZIAŁ 11

- Nie mogę w to uwierzyć… - cichy szept Juliana był pełen zdumienia. – Tyle lat…
Roszpunka milcząca do tej pory, odważyła się odezwać.
- Czy to…?
Skinął po woli głową.
- Wygląda dokładnie tak jak…
- Och!! – nagły krzyk sprawił, że spojrzeli jednocześnie w stronę ganku na którym stała starsza kobieta z siwymi włosami, upiętymi w mały, ciasny kok. Miała na sobie długą sukienkę z grubego, niebieskiego materiału i oczy dokładnie w takim samym kolorze. – Julian! – zawołała łamiącym się głosem po czym popędziła w jego stronę.
Za nim zdołali cokolwiek powiedzieć stała przed nimi ocierając łzy koronkową chusteczką.
- Pani Watkins! – Julian szeroko się uśmiechnął.
- Och, chłopcze! Ostatni raz widziałam cię w wieku piętnastu lat! – zmarszczyła nos – To wtedy ubzdurałeś sobie, że na dobre nas opuścisz! Nie zjadłeś nawet kolacji! Powinnam się domyśleć dlaczego… - posłała mu znaczące spojrzenie. – Teraz już wiem gdzie podziała się niedzielna pieczeń i dwa bochenki chleba!
- Och… - Julian zrobił niewinną minkę. – Przecież napisałem pani wszystko w liście a jeść też coś musiałem…
Roszpunka zachichotała.
Dopiero teraz pani Watkins ją zauważyła.
- No proszę!! – krzyknęła szczęśliwa. – Znalazłeś sobie dziewczynę!
- Eee… Tak właściwie to my…
- Jak ci na imię kochanieńka? – zwróciła się do Roszpunki, ignorując słowa Juliana.
- Roszpunka.
- Ślicznie! – zaćwierkotała, całując ją w oba policzki. – Miło mi poznać!
- Eee… Tak mi też… - odparła zakłopotana.
- To jest pani Watkins. – pośpieszył jej z wyjaśnieniami Julian. – Gdy byłem mały zajmowała się mną w sierocińcu…
- I nie raz ratowała ci skórę, urwisie.
Zaśmiał się.
- To prawda.
- Nie ma się co dziwić. – mrugnęła do Roszpunki. – Odkąd pamiętam pakował się w najprzeróżniejsze kłopoty. Ale to dobry chłopak… - zastanowiła się. – Może wejdziecie? Niedawno przejeżdżały tędy królewscy strażnicy…
- Ależ pani Watkins! – Julian parsknął śmiechem. – Nic mi nie zrobią. Już od dawna nie jestem złodziejem.
Oczy staruszki zrobiły się wielkie.
- Ty… ty nie kradniesz!?
- Nie. I mogę to potwierdzić! – uśmiechnęła się Roszpunka.
- Niesamowite! Niewiarygodne! – pani Watkins wzniosła oczy ku niebu. – A jednak wyszedłeś na ludzi! Wiedziałam! Po prostu wiedziałam! Wierzyłam, że się zmienisz! A oni mówili, że zwyczajnie się mylę! Że jestem stara i…
- Tak, tak… - przerwał jej nieco zakłopotany Julian.
- Wchodźcie, wchodźcie. – popchnęła ich w stronę drzwi. – Zapraszam!
- Ależ nie trzeba… - Julian pokręcił głową. – My naprawdę…
- Oj przestań już! – pogroziła mu palcem. – Kto cię wychowywał!? No? – położyła ręce na biodrach. – Do środka ale już!
Westchnął i wraz z rozbawioną Roszpunką weszli do ciemnego holu gdzie przy stole siedziało kilkoro dzieci skubiących niemrawo jakieś bułki.
- Mark! Jedz to! Nie marudź mi tu znowu, zrozumiano? Już dość mi dzisiaj wstydu narobiłeś! Kto to widział kraść jabłka!?
Chłopiec spuścił głowę.
- Ale ta bułka jest nie dobra…
- Och tak, jasne! A co ci się w niej nie podoba? Dżem? Hm? A może wolisz owsiankę, co?
Na te słowa chłopak wbił w nią przerażone spojrzenie i bez protestów zaczął jeść podwieczorek.
- Urwanie głowy z tym małym! – jęknęła pani Watkins. – Dokładnie tak jak kiedyś z tobą. – westchnęła. – No? Co tak stoicie? Siadajcie.
- Um… - wzrok Juliana powędrował w stronę starych schodów prowadzących na piętro.
Na twarzy staruszki pojawił się szeroki uśmiech.
- Proszę, proszę. Chciałbyś się rozejrzeć, co?
Skinął zakłopotany głową.
- Ależ proszę bardzo! Czujcie się jak u siebie! Hm… Ale ty raczej nie musisz… - puściła do niego oko, znikając w jadalni.
- Co tam jest Julek? – Roszpunka stanęła na schodach i spojrzała w górę.
- Zobaczysz… - uśmiechnął się tajemniczo.

*
Szedł przodem sunąc ręką po zakurzonej, drewnianej poręczy i z każdym krokiem co raz bardziej nie mógł się temu wszystkiemu nadziwić.
- No nie! – krzyknął rozbawiony, w pewnym momencie. – Ten schodek nadal skrzypi! A myślałem, że już dawno go wymieniono!
Zatrzymali się przed ciemnymi drzwiami, uchylonymi do połowy.
- Czy to sypialnia? – spytała Roszpunka, zaglądając do środka.
W długim pokoju ze spadzistym sufitem stały w dwóch rzędach po obu jego stronach łóżka, przykryte identycznymi, brązowymi kocami.
Gdzie nie gdzie walały się na podłodze klocki i zabawki. Była też nieco poturbowana piłka, schowana pod jednym z łóżek.
Julian przeszedł na sam koniec pokoju i z cichym westchnieniem usiadł na brzegu łóżka. Pogładził ręką chropowaty koc.
- Kiedyś tu spałem… - szepnął spoglądając przez otwarte okno. – Nocami często wychodziłem tędy na dach pooglądać gwiazdy…
- Nie miałeś kolegów? – niespodziewane pytanie Roszpunki nieco go zmieszało. Spojrzał na nią.
- Eee… No niby miałem ale… hm… byłem taki trochę samotnikiem… Często marzyłem i zastanawiałem się jakby to było być kimś zupełnie innym…
- Ale po co? – usiadła obok niego. – Ja nigdy nie myślałam aby być kimś innym…
- Ale marzyłaś aby zobaczyć świat.
- Tak ale…
- A ja nie mogłem się pogodzić z tym, że nie miałem rodziców…
- Wszyscy tutaj ich nie mieli.
- Ale moi zostawili mnie pod drzwiami sierocińca i odeszli… - zamknął oczy. – Już nigdy nie wrócili… Pozbyli się mnie. Tak po prostu. Jak bym nic dla nich nie znaczył…
- Może wcale tak nie było…
- Jak to nie? – spojrzał jej w oczy. – Nawet pani Watkins mi to mówiła. Pytałem ją o to nie raz. To matka mnie zostawiła. Zakradła się nocą pod sierociniec i podrzuciła mnie pod drzwiami. Potem uciekła… Wyobrażasz to sobie!? – zerwał się gwałtownie z łóżka.
Pascal pisnął cicho na ramieniu Roszpunki.
– Uciekła! Nawet nie poczekała! Nie powiedziała nic! Nic! Pani Watkins widziała ją z okna jak biegnie w stronę lasu. Wyszła na zewnątrz i ją wołała ale nie wróciła. Wtedy znalazła tam mnie…
Oparł się rękoma o parapet i westchnął głęboko.
Roszpunka była zszokowana jego opowieścią. Nie miała pojęcia, że Julian aż tyle przeszedł. Jeszcze nigdy jej o tym nie mówił. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jeszcze mało o nim wie…
- Hej… - szepnęła niepewnie, podchodząc do niego. – Chcesz stąd wyjść?
Skinął głową i ruszył po woli na dół. Schodzili w milczeniu. Roszpunce zrobiło się smutno. Nie miała pojęcia co miała by mu teraz powiedzieć. ,,Nie martw się?’’ ,,Wszystko będzie dobrze?’’ Ale to takie nic nie znaczące słowa…
- I jak wycieczka!? – pani Watkins pojawiła się nagle przed nimi, trzymając w dłoniach wielki, talerz kanapek.
- W porządku… - jęknął Julian.
- No to się cieszę! Wiecie, co? Ten mały Mark jednak mnie przekonał i postanowiłam zrobić mu parę kanapek z serem. No widzicie? Cwaniak. – uśmiechnęła się. – Też chcecie?
- Nie, nie. Mamy ze sobą… - Julian się zastanowił. – …jakieś jedzenie. – dokończył przypominając sobie tajemniczy tobołek od kobiety z karczmy.
- Jak wolicie. No, widzę, że się spieszycie. – powiedziała zauważając Roszpunkę zerkającą nerwowo na zegar. – W takim razie was nie zatrzymuję.
- Dziękujemy za gościnę pani Watkins. – Julian uśmiechnął się do niej.
- Oj, już dobrze, dobrze. To nic takiego. Ale mógłbyś mi coś obiecać?
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Co takiego?
- Że od czasu do czasu mnie odwiedzisz. – mrugnęła do niego. – Nie zapomnij o starej, poczciwej pani Watkins. Zgoda?

*
Galopowali na Maxie od dobrej godziny przemierzając królestwo.
Roszpunka ze zdumieniem stwierdziła, że było ono znacznie większe i rozleglejsze niż Corona.
- Przecież tu wszystko jest praktycznie takie samo! – krzyczała Roszpunka, rozglądając się na boki gdy pędzili między kolorowymi uliczkami. – O! I znowu taki sam domek! I ten sklep! Czy myśmy już nie mijali piekarni?
Julian się zaśmiał. – Mijaliśmy ale tamta była pana Allena, a tą prowadzi pani Wood.
- Jak ty to wszystko rozróżniasz? – spytała zdziwiona.
- Wiesz, jakbyś całe dzieciństwo latała tu i tam ukrywając się przed ścigającymi cię ludźmi, też byś znała tą okolicę jak własną kieszeń.
- Niesamowite! – Roszpunka zadarła do góry głowę. – Widziałeś!? – wskazała na powiewające na wietrze błękitne flagi z wyszytym na nich srebrnym księżycem.
- To godło królestwa. – wyjaśnił Julian. – Wszystko z powodu tej miejscowej legendy o Księżycowym Kwiatku. Jaskinie Zapomnienia są zaraz za granicą państwa.
- Czyli już niedaleko?
- Acha. Widzisz ten las? Nie dalej niż jakieś pięć kilometrów i jesteśmy na miejscu. Mówiłem, że zdążmy?
- No tak. – przytaknęła. – Jeżeli wszystko pójdzie dobrze.
- A co ma nie pójść? – zeskoczył z Maxa i pomógł Roszpunce zejść. – Ten kawałek możemy przejść pieszo. – poklepał ogiera po szyi. – Odpoczniesz trochę Max…
Koń schylił łeb by poskubać trawę ale nagle za strzygł uszami i odwrócił się w stronę zarośli. Coś tam było.
Julian i Roszpunka zauważyli jakąś postać.
- Julek… ktoś tam jest… - wyszeptała, chowając się za nim. Pascal zrobił się fioletowy, wtapiając się w kolor sukienki na jej ramieniu.
Cisza nie trwała jednak długo.
Maximus postanowił wziąć sprawę w swoje ręce - a raczej kopyta – i z dzikim rżeniem rzucił się w krzaki nie dając nieznajomemu szansy do ucieczki.
- Ratunku!! Pomocy!!! – rozległ się histeryczny okrzyk. – Zabierzcie go ode mnie!!
- Nawet mi go szkoda… - przyznał Julian.
- Aaaa! – w tym samym momencie na ścieżkę wypadł jakiś mężczyzna, potykając się o własne nogi i lądując z hukiem na ziemi. Zza drzewa wyłonił się wściekły pysk Maxa z którego wystawał kawałek oliwkowej koszuli.
Zdumienie obojga sięgało granic.
- To szewc!? – zawył Julian lustrując go uważnie wzrokiem.
- Och! – Roszpunka pomogła mu wstać. – Nic ci nie jest?
- N… n… nie… - wyjąkał, dygocząc. – D… dziękuję księżniczko… - ukłonił się nieporadnie.
Max zaczął kłusować w ich stronę. Na jego widok szewc ponownie krzyknął, zasłaniając się rękoma.
- Nie! Tylko nie on!!
- Maxiu stój! – Roszpunka zareagowała błyskawicznie. – Ja go znam!
Max przechylił łeb i niechętnie parsknął.
- Witaj w klubie stary. – mruknął do niego Julian, krzyżując ramiona. Zmierzył szewca wzrokiem. - Czemu nas śledziłeś?
- Och, jaśnie książę! – krzyknął szewc kłaniając się nisko. – Jak że bym śmiał śledzić!
- No to co robiłeś w krzakach, hę? Tylko mi nie mów, że grzybki zbierałeś bo jeszcze nie pora…
- Ja… ja szedłem właśnie do miasta.
- Po co?
- Buty naprawić.
- Serio? I co? Zgubiłeś jednego w zaroślach? – Julian zrobił krok do przodu. – Ty wiesz, co!? Zaraz zobaczę czy gdzieś nie ma tego chodaka czy czego tam…
- Julek!! – ochrzaniła go zaraz Roszpunka. – Zachowuj się!
- No co? Gościu nam jakiś kit wciska i tyle… No to jak mam się niby zachowywać?
- Wcale nic nie wciska! Prawda? – zwróciła się do szewca.
- Tak, tak księżniczko. Nie kłamię. – zerknął wystraszony na Juliana. – Przepraszam książę…
Julian wywrócił oczami.
- Jesteś głodny? – Roszpunka uśmiechnęła się do niego. – Wiem, że śpieszysz się do miasta ale możesz chwilę z nami zostać…
- Zostać!? – Julian uniósł brew.
- A dlaczego nie? Na pewno od dawna nic nie jadł…
Jakby na potwierdzenie ich słów rozległo się ciche burczenie.
- Ha! A nie mówiłam!?
Szewc zmieszał się nieco.
- Nie, nie… Naprawdę nie trzeba…
- Nie!? – ucieszył się Julian. – No to super chłopie! – chwycił go za ramiona. – Nawet nie wiesz jaką nam robisz przysługę!
- Julian!
- Bo wiesz, niedługo noc a nam się baaardzo spieszy…
- Wcale nie bardzo! Jaskinie Zapomnienia są niedaleko! – przerwała mu Roszpunka.
- Jaskinie Zapomnienia? – szewc spojrzał się na nich zdziwiony. – Naprawdę tam idziecie?
- Tak, a co? – spytał podejrzliwie Julian.
- Och, nic, nic. Tylko zastanawiałem się po co…
- Słuchaj, no. – zmarszczył brwi. – Nie mam zamiaru się tobie z niczego tłumaczyć. – spojrzał wymownie na Roszpunkę. – Więc nie musisz niczego wiedzieć.
- O… oczywiście. – jęknął.
- Dosyć tego. – Roszpunka położyła sobie ręce na biodrach. – Idziemy wszyscy razem do Jaskiń Zapomnienia. Za pół godziny robimy postój i zjemy kolację. Potem ruszam z Julianem i Pascalem do środka a szewc popilnuje Maxa. – skończyła, unosząc wysoko głowę. – Jasne!?
- No niech ci będzie… - mruknął Julian.
Zadowolona Roszpunka podążyła w stronę krzaków po torbę szewca. Max tylko na to czekał.
Tak jak kiedyś zrobił to z Julianem tak teraz kopnął kopytem szewca w żołądek. Efekt był identyczny. Szewc jęknął po czym chwytając się za brzuch, runął na ziemię.
Julian uśmiechnął się pod nosem.
- Dobra robota Max. – powiedział przybijając z koniem żółwika.

*
Głośne łomotanie do drzwi i odgłos kopyt sprawiły, że wszyscy goście ,,Gospody po świerkiem’’ zamilkli w jednej chwili.
Nie trwało długo aż drzwi otwarły się z hukiem i do środka wpadło kilkunastu strażników w zbrojach z motywem słońca. Zdziwienie pozostałych sięgnęło zenitu gdy do karczmy wkroczyli Król i Królowa Corony.
- Gdzie jest właściciel!? Wo!? – ryknął kapitan.
Brązowowłosa kobieta aż podskoczyła za ladą i natychmiast do nich podbiegła, kłaniając się nisko.
- Dzień dobry Królu i Królowo! Co was sprowadza aż tutaj do mojej skromnej gospody?
- Witaj. – królowa uśmiechnęła się do niej. – Przepraszam za najście ale chcieliśmy się tylko dowiedzieć czy nie było tu naszej córki…
- Och… - kobieta spojrzała na nią zmieszana. – Księżniczki?
- Tak, ma na imię Roszpunka. Dwa dni temu pojechała razem ze swoim mężem do Jaskiń Zapomnienia. Dowiedzieliśmy się po drodze, że jeszcze nie dawno tutaj była.
- Och tak! – rozpromieniła się. – Była tutaj! Taka miła dziewczyna… W fioletowej sukience, tak? I miała jeszcze żabę…
- Kameleona.
- Och tak, tak. Przepraszam. Nigdy nie potrafiłam ich rozróżnić… No tak… I był jeszcze z nią chłopak… Taak… - zastanowiła się. – Flynn! O, Flynn Rajtar!
Król i Królowa wymienili spojrzenia.
- Eee… Chyba Julian. – wtrącił Król.
Kobieta wydawała się być bardzo zdziwiona.
- Julian? Niee… - zaśmiała się.
- Jak to nie!? – zaniepokoił się Król. – Nie było go z nią?
- Był tylko Flynn. Flynn Rajtar.
- Flynn Rajtar to właśnie Julian. – wyjaśniła pośpiesznie Królowa. A dla pewności spytała. – Taki chłopak o głowę wyższy od niej w niebieskiej kamizelce i białej koszuli?
- Taak… Brunet. – dodała niepewnie kobieta. – Miał… um… brązowe oczy…
- Tak!! – ucieszyła się Królowa. – To on! Czyli jednak z nią był!
- Och, jak dobrze… - król odetchnął.
Kobieta miała mętlik w głowie.
- Kiedy wyszli?
- Och, parę godzin temu. Ale nie wiem niestety dokąd…
- Nic nie szkodzi. My wiemy. Dziękuję za pomoc. – Królowa się uśmiechnęła.
- Proszę…
- No dobrze! – zabrzmiał Król. – Kierunek Jaskinie Zapomnienia!! Muszą być gdzieś niedaleko!
- Tak jest!!! – odkrzyknęli strażnicy.
Kobieta ze zdumieniem obserwowała dwóch potężnych rudowłosych mężczyzn, skutych łańcuchem, którzy rozglądali się bacznie na boki.
- Czy oni… nie uciekną? – odważyła się spytać.
- Karczybykowie? – kapitan uniósł brwi. – Nie daję głowy. Ale… Hm… - zerknął na nich. – Uparli się, żeby z nami iść. Na wolności grasują John i James. No wie pani. Ci słynni bracia J. Podobno ich znają…
Kobieta pokiwała głową.
- No to powodzenia i oby Roszpunce i Julianowi Rajtarowi nic nie było!!
Królowa pokręciła rozbawiona głową.
- Flynn Rajtar to tylko jego pseudonim. Zresztą już dawno się nim nie posługuje. Naprawdę nazywa się Julian Szczerbiec.
- Ju… Julian Szczerbiec? – wyjąkała zszokowana kobieta.

*
Tak jak zaplanowała Roszpunka, postój odbył się po pół godzinie w małej grocie niedaleko Jaskiń Zapomnienia. Max został na zewnątrz i pilnował wejścia. Julian zdecydował, że tak będzie najbezpieczniej w razie gdyby bracia J. jednak wrócili.
- No co my tu mamy… - mruknął szperając w lnianym tobołku. – No nie…
- Coś nie tak? – Roszpunka zaglądnęła mu przez ramię. – Co nam dała?
- Zobacz sama.
- Uuu… - skomentowała z podziwem.
W środku było kilka kanapek z serem i szynką, dwa jabłka, liść sałaty i trzy jajka ugotowane na twardo.
- A mówiłeś żeby to zostawić.
- Myliłem się… - Julian wgryzł się w pierwszą lepszą kanapkę. – Niezłe nawet…
- Patrz Pascal! Pomyślała i o tobie! – Roszpunka podała kameleonowi liść sałaty. Zwierzątko przyjęło go z piskiem radości. – Hej, trzymaj! – rzuciła w stronę szewca jedno z jajek.
Zaskoczony zamrugał po czym oberwał nim w głowę.
- W porządku?
- Tak… Dziękuję… - odpowiedział masując sobie czoło.
Julian parsknął cicho.
- Co za oferma…
Jego komentarz nie uszedł jednak uwadze Roszpunki.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. A pomyślałeś o Maxiu? Mamy kilka jabłek. Ucieszy się…
- Teraz? – jęknął przeciągając się leniwie. – Padam z nóg…
- No to ja mu je dam.
- Żartujesz? – zerwał się z ziemi. – A jak tamci wrócą? Lepiej tu poczekaj, ok?
Wzruszyła ramionami.
- Zaraz wracam. Max powinien być niedaleko…
Oparła się plecami o ścianę i przymknęła oczy.
- Jesteś zmęczona księżniczko? – spytał nagle szewc podchodząc do niej.
- Trochę. Ale przed nami jeszcze długa noc…
- Chciałabyś się napić?
- Co? – spojrzała na niego zdziwiona. – Masz wodę? – rozpromieniła się. – Super! Strasznie chce mi się pić!
Szewc wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kamizelki małą płaską buteleczkę. Roszpunka zmrużyła oczy.
- To w prawdzie nie woda ale… - zorientował się nagle, że uważnie się mu przygląda. – Och, nie! Nie, nie! To nie to co myślisz! To ziołowy napar.
Odkręcił butelkę i podsunął jej pod nos.
- O, pachnie, pachnie jak… mięta? – zdziwiła się.
- Między innymi. To jak?
- Dobra. – wzięła od niego buteleczkę i pociągnęła spory łyk. – Mmm… Całkiem niezłe… - ziewnęła. – Też chcesz?
- Nie, nie. Możesz wypić wszystko księżniczko…
- Taak… - ziewnęła ponownie. – Coś mi się kręci w głowie…
Pascal natychmiast przerwał jedzenie sałaty i z uwagą przyjrzał się swojej pani.
- Eee-eej… - głos Roszpunki nieco się załamał. – Czemu wszystko się tak nagle rozmywa…
Butelka wypadła jej z ręki i potoczyła się po ziemi.
Szewc spojrzał na nią wzdychając lekko.
- Przykro mi księżniczko ale teraz musisz pójść ze mną…
- Coo? – Roszpunka zamrugała próbując się otrząsnąć ale coraz bardziej chciało się jej spać. Nagle szewc chwycił ją po czym przerzucił przez ramię. Krzyknęła.
- Co ty robisz!?
- Spokojnie, nie mam wyjścia księżniczko…
Roszpunka wpadła w panikę.
- Pu… puszczaj! – jęknęła słabym głosem. – Ju… Ju… Julian… - zawołała, jednak tak cicho, że nikt jej nie usłyszał. Chwilę potem zasnęła.
*
- Żarty żartami Max, ale jak jeszcze raz poleziesz tak daleko od miejsca w którym kazałem ci stać i będę cię musiał szukać po jakiś chaszczach… - urwał i podrapał się po ręku. – …a zwłaszcza włazić w pokrzywy to normalnie…
Wszedł do groty.
- Ej. – zatrzymał się. – A gdzie wszystkich wcięło!?
Przerażony pisk rozległ się nagle tuż pod jego stopami. Zobaczył Pascala podskakującego w miejscu i zmieniającego nieustannie kolory. – Hej, co jest?
Kameleon wytrzeszczył oczy i podbiegł do lnianego tobołka przy którym leżała pusta butelka. Trącił ją pyszczkiem.
Julian kucnął i wziął ją do ręki.
- Co to jest? – powąchał – Przecież to napar usypiający! – wyprostował się błyskawicznie. – Roszpunka!!! – zawołał. – Gdzie jesteś!!?
Pascal pisnął i wskazał łebkiem w stronę wyjścia.
Julian cisnął butelką o ścianę.
- A niech to!! – krzyknął wściekły. – Po co zostawiałem ją samą! Bracia J. na pewno… - umilkł słysząc pisk Pascala. Pokręcił łebkiem. – To nie oni? – spytał zdziwiony.
Kameleon wskazał ogonem na jajko leżące pod ścianą.
- Szewc!? – Julian nie mógł w to uwierzyć. – Ten fajtłapa!?
Zwierzątko pokiwało łebkiem.
- Ale po co…!? O ra-nyy!!! – jęknął. – Dokąd poszli?
Pascal pisnął dwa razy, pokazał łebkiem na niego i ponownie pisnął.
Julian nic z tego nie zrozumiał.
- Do lasu?
Kameleon zaprzeczył.
- Do miasteczka?
Znów pudło.
- Ach tam! – żachnął się zirytowany. – Jak ona się z tobą dogaduje!? – zastanowił się. Dokąd on mógł ją zabrać. – No co? Może do Jaskiń Zapomnienia, co?
Pascal pokiwał łebkiem.
- Co!? Jak to!?
Zwierzątko westchnęło po czym wybiegło z groty. Julian nie zastanawiając się długo zrobił to samo. Wskoczył na Maxa a Pascala położył sobie na ramieniu.
- Ruszaj! – wrzasnął. – Przez ciebie i twoje wygłupy szewc idiota porwał Roszpunkę!!
Maximus wybałuszył na niego oczy.
- Tak, tak. Dobrze słyszałeś. A jak się nie pośpie…
Nie dokończył, Max bowiem wyrwał do przodu tak nagle, że o mało z niego nie spadł.

*
W szaleńczym tempie dotarli na miejsce w kilka minut.
- Ty! – powiedział dobitnie Julian. – Masz sprowadzić pomoc. Nie mam pojęcia czego się spodziewać tam w środku. Może ten szewc jest szalony? No nie ważne… Pascal! – zwrócił się do kameleona widząc jak próbuje wśliznąć się do jaskini niezauważony. – Ty zostajesz tutaj.
W odpowiedzi usłyszał pełen oburzenia pisk.
- No wiem, wiem, że chcesz zobaczyć się z Roszpunką ale ktoś musi zostać i pilnować wejścia. Gdyby przybyli na pomoc musisz im pokazać drogę. Max nie da rady się tędy przecisnąć, rozumiesz?
Kameleon pokiwał smutno łebkiem.
- Tylko nie kombinuj, okay? No… - odwrócił się w stronę wejścia. Odetchnął głęboko. – Roszpunko… - wyszeptał. – Uratuję cię…

Pisarka

Genialne ;p Zainspirowałaś mnie xD

myMyself

Ciesze się. :) A do czego???

Pisarka

Trochę porysowałam do Twoich tekstów ;p No i oczywiście mam pomysł na legendę o tym drugim królestwie

myMyself

Rysowałaś??? :D Pokaż! ;)
A napiszesz coś? Zaciekawił mnie ten pomysł na legendę... :)

Pisarka

Teraz jestem u babci i...lewo weszłam na filmweba (serio słaby komp). Jeśli chodzi o legende, to myślałam od czymś w stylu: Były 2 królowe, łapiące blaski, Jedna złapała księżycowy, druga słoneczny, pokłóciły się rozdzieliły królestwa itd xD

ocenił(a) film na 7
Pisarka

GENIALNE !! A najlepsze jest "- Mój nos! – wrzasnął uradowany. – Ktoś go w końcu dobrze narysował!
Wytrzeszczyła na niego oczy.
- Trzymaj. – wepchnął jej kartkę do rąk. – Schowaj ją do chlebaczka. Muszę mieć dowód.
- Po co?
- No jak to po co? Żeby pokazać tym niedołęgą jak powinno się poprawnie rysować mój nos! " HAhahah

użytkownik usunięty
Pisarka

wiesz, widziałam twoje rysunki na blogu. Piszesz, że rysunek nie wyszedł ci dobrze, ale są piękne :)))))
Ja też rysuję szkice księżniczek disneya, ale to co ty rysujesz, to niebo a ziemia. A Disney powinien cię zatrudnić do drugiej części.

Podobają Ci się moje rysunki??? :O Jej, dzięki!
A Ty pokazałabyś mi swoje??? :D Jestem ciekawa jak wyglądają! ;)
,,A Disney powinien cię zatrudnić do drugiej części.'' - To NAJMILSZA rzecz jaką kiedy kolwiek usłyszałam!!! :D Bardzo Ci dziękuję! ;D
Marzę o tym!
Ale musiałabym porządnie podszlifować angielski. XD
A tak z ciekawości... ;) Do czego tak KONKRETNIE miałby mnie Disney zatrudnić? ;) Tzn. jako kogo/co miałabym tam robić? :D

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Pisać scenariusze, tłumacz się znajdzie :)

Princess_Daisy

Ha! ;D Żeby to z tłumaczem było takie proste... XD Ale fajnie by było! :)
Co do scenariuszy... Czemu nie? ;) Ale jak się do tego zabrać? :O Jaką szkołę/studia skończyć? Jaki kierunek? Jako kto? Itd. A potem gdzie??? ;)

ocenił(a) film na 8
Pisarka

Tego to już nie wiem :)

Princess_Daisy

A czytałaś 11 rozdział??? (i 12?) :D

ocenił(a) film na 8
Pisarka

No jasne, że czytałam! :)

Pisarka

a kiedy część następna??? Wciągające gratuluję pomysłu i talentu :)

zojchincu

Dziękuję! :)
Rozdział 13 zaczęłam już pisać. ;) Jak mi się uda to powinnam go skończyć do końca tygodnia ale nie obiecuję! ;D
Po za tym to chyba będzie już ostatni. XD
No niestety... ;)

ocenił(a) film na 10
Pisarka

kiedy 13?

Sellesa

Zaraz wrzucam. ;) To już OSTATNI. + epilog. ;D Mam nadzieję, że zakończenie się Wam spodoba. ;)

Pisarka

ROZDZIAŁ 13

Julian położył Roszpunkę na ziemi i klęknął obok niej, podtrzymując jej głowę.
- Hej… - szepnął. – Słyszysz mnie?
Pogładził ją delikatnie po twarzy. Jęknęła cicho po czym otworzyła oczy.
- Julek? – wyszeptała słabo, patrząc się na niego.
- Jak się czujesz?
- Dziwnie… - odpowiedziała - Nie mam kompletnie siły… - przymknęła oczy.
- Roszpunko…
- Julek, co się ze mną dzieje? – szepnęła, ściskając jego dłoń. – Czuję się coraz słabsza…
Spojrzał na nią zatroskany lecz zaraz na jego twarzy pojawiła się lekka panika.
- O rany…
Tylko tyle był teraz w stanie powiedzieć na widok znikającej z sukienki Roszpunki, białej koronki. Sukienka też zrobiła się jakaś bledsza…
- Och, jakie to urocze!
- Ty tu!? – Julian wyprostował się na widok Gertrudy spacerującej najspokojniej w świecie niedaleko nich.
- A czemu by nie? Miałam przegapić taką okazję?
- O czym ty mówisz? – warknął.
- Jak to o czym? O Roszpunce rzecz jasna. Już niedługo zniknie stąd zupełnie…
- Co!?
- Coś taki zdziwiony? Słyszałeś moje życzenie. Tłumaczyłam ci przecież, że to trochę potrwa…
- Ona zniknie!? – w głosie Juliana słychać było przerażenie.
- Od teraz resztę swojego życia spędzi w tej ponurej krainie gdzie wylądowałam ja…
- Jak mogłaś!? – krzyknął wściekły. – I tak będziesz już młoda, po co więc to wszystko!?
- Aby się zemścić.
- Ale dlaczego ona!? Co ci zrobiła!? Dlaczego nie ja!?
- To proste chłopcze. Będziesz załamany. Zależy ci na niej czyż nie tak? Twoje cierpienie będzie dla mnie ogromną satysfakcją. – syknęła – To za to, że odebrałeś mi wtedy młodość…
Julian szeroko otworzył oczy.
- Jak… jak możesz! – krzyknął do niej. – Więziłaś ją tyle lat a teraz wysyłasz ją do jakiegoś okropnego miejsca! – spojrzał na nią. – Czy ty w ogóle masz uczucia!?
- Nie takie jakich byś oczekiwał. – powiedziała odchodząc. – To koniec Flynn… I tym razem nic już nie da się zrobić…
- Nie jestem Flynn! – krzyknął – Nazywam się Julian!
- Co za różnica… - prychnęła nawet się nie odwracając.
Spojrzał na Roszpunkę. Wydawała się być przeźroczysta. Pogładził ją po policzku.
- Roszpunko… - szepnął pochylając się nad nią.
- Julian… - wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszał. – Nie martw się. Nic mi nie będzie…
- Ale przecież…
- Hej, wszystko będzie dobrze… - na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Patrzył na nią w milczeniu. Nagle przed oczami stanęła mu sytuacja w wieży. Teraz role się odwróciły… Tyle, że on nigdy nie posiadał takiego daru jak Roszpunka… Nie mógł jej pomóc…
Otworzył usta aby coś powiedzieć lecz spostrzegł, że zamknęła oczy.
- Nie… Nie, nie, nie, nie, nie.
Chwycił ją za rękę ale ku jego zdumieniu nie zdołał jej uścisnąć. Napotkał jedynie powietrze.
Przerażony zdał sobie sprawę, że Roszpunki już prawie nie widać. Jedynie mglisty zarys niczym mgła unosił się w tym miejscu falując lekko i jednostajnie…
- To nie może się tak skończyć… - szepnął spuszczając wzrok. – Nie może!
Opadł na kolana podpierając się rękoma o zimne, kamienne podłoże jaskini.
- Jakbym tylko zdołał odnaleźć ten księżycowy kwiat… Ale gdzie go szukać? Tyle ludzi już próbowało… Jedynie ty mogłaś to zrobić. – zwrócił się do Roszpunki. - A teraz… - głos mu się załamał. Poczuł jak pieką go oczy. – Gdybym go znalazł poprosił bym go aby nic ci nie było… Abyś była bezpieczna…
Zamknął oczy.
- Kocham cię… - wyszeptał.
Łzy popłynęły mu po policzkach. Nie pamiętał kiedy ostatni raz płakał, ale w tej chwili nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
W jaskini panowała absolutna cisza. Tylko ciche łkanie Juliana od czasu do czasu, dawało znać, że ktoś tu w ogóle jest.
Delikatny wietrzyk rozwiał jego grzywkę.
Po woli otworzył oczy i przetarł twarz wierzchem dłoni. Aż jęknął zaskoczony tym co ujrzał przed sobą.
- Co się dzieje?
Wstał z ziemi i rozejrzał się. Z każdej strony otaczała go gęsta mgła.
- Roszpunko? – zaniepokoił się nie widząc jej w pobliżu. – Gdzie ja jestem?
- Julianie…
Podskoczył.
- Kto tu jest!?
- Nie bój się…
- Kim jesteś? I skąd znasz moje imię!? – krzyknął wystraszony, patrząc w górę. Głos wydawał się dochodzić stamtąd. Nie mógł stwierdzić czy należy on do mężczyzny czy kobiety. Wydawał się wypełniać całe otoczenie, zupełnie jakby był wszędzie.
Nagle przed Julianem pojawił się srebrny kwiat zawieszony w powietrzu. Otaczała go intensywnie jasna, błękitna poświata.
Szeroko otworzył oczy.
- Księżycowy kwiat… - szepnął z niedowierzaniem. – Ale jak…
- Kwiat mógł odnaleźć tylko ten kto nie chciał wykorzystać jego mocy dla siebie, ale dla bliskiej mu osoby… Dlatego tyle lat ludzie szukali go daremnie… Kierowała nimi chciwość, rządza, samolubstwo…
Julian oszołomiony całym tym zdarzeniem dopiero teraz się poruszył i zrobił krok do przodu.
- Jednakże możesz spełnić swoje marzenie…
- Jak to? – zatrzymał się zdziwiony. – Ale przecież…
- Kwiat spełnia również najskrytsze marzenia ludzi… Takie których głęboko pragną…
- Ale…
- Spójrz Julianie…
Nagle ze mgły wyłoniły się dwie postaci. Julian się cofnął.
- To ich widziałem w tym jeziorku w Jaskini Zapomnienia…
Przyjrzał się im uważnie. Był to tylko zarys. Dwie sylwetki. Dokładnie tak jak poprzednio. Kobieta i mężczyzna. Nie widział ich twarzy.
- Kto to?
- To twoi rodzice Julianie…
- Co!? Ale to nie możliwe… Oni… Tyle lat…
- Mogą zostać z tobą… Jeżeli tylko tego chcesz…
Kobieta wyciągnęła ku niemu rękę.
- Wystarczy tylko, że ją uściśniesz…
Julian zrobił krok do przodu i po woli uniósł dłoń. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
- Uściśnij ją a będziecie razem już na zawsze…
Wpatrywał się zszokowany w rodziców. Dłoń jego matki czekała na niego spokojnie wyciągnięta w jego stronę. Brakowało jedynie centymetra aby ją do tchnął…
- Nie.
Zabrał rękę po czym odwrócił głowę.
- Jeżeli naprawdę mnie kochają wrócą po mnie. – spojrzał spod grzywki w ich stronę. – Wtedy to zrobią…
- Podjąłeś słuszną decyzję…
Na raz oboje zniknęli rozpływając się we mgle. Julian jęknął cicho jednak podniósł głowę i spojrzał na księżycowy kwiat.
- Ona potrzebuje teraz mojej pomocy… Tylko on ją uratuje…
- Dowiodłeś właśnie, że masz czyste serce. Ten kwiat należy do ciebie…
Julian wyciągnął ręce gdy kwiat opadł na nie skrząc się srebrnym pyłem. Spojrzał na niego z niedowierzaniem. Księżycowy kwiat! Miał go!
Gdy uniósł głowę spostrzegł, że mgła gdzieś zniknęła i znów był w Jaskiniach Zapomnienia. Kilka kroków od niego leżała na ziemi Roszpunka, teraz już ledwo co widoczna.
Podbiegł w jej kierunku i stanął przy niej, trzymając kwiat na dłoniach. Spojrzał na Roszpunkę po czym wyszeptał:
- Chciałbym abyś jej pomógł. Aby nic jej nie było… Proszę…
Kwiat zabłysnął po czym po woli uniósł się w powietrze. Julian obserwował jak leci w górę i zatrzymuje się dokładnie nad Roszpunką, rozkwitając miarowo.
- Coś ty zrobił!?
Przeraźliwy wrzask sprawił, że aż podskoczył.
- Ty, ty głupcze!!
W jednej chwili, nie wiadomo skąd pojawiła się Gertruda i pchnęła Juliana z całej siły. Potknął się i stracił równowagę, upadając na ziemię.
- Nieee! Mój kwiat! Mój cudowny kwiat! – krzyknęła histerycznie, rzucając się z rękoma w stronę Roszpunki. – Może nie jest jeszcze za późno! Może jeszcze go ocalę!!
- Zostaw ją w spokoju!!
Julian skoczył ku niej i jednym szybkim ruchem chwycił ją za oba nadgarstki po czym przyciągnął do siebie. Próbowała się wyrwać ale trzymał ją w żelaznym uścisku. Spojrzała na niego zszokowana.
- Nie jestem już teraz taki bezsilny jak wtedy… - wysyczał Julian, mrużąc oczy. – I teraz nie pozwolę ci jej skrzywdzić! – ostatnie słowo wykrzyczał jej prosto w twarz i odepchnął ją mocno aż uderzyła plecami o pobliską ścianę.
Szeroko otworzyła oczy.
- Łatwo prowadzić w nierównej walce, prawda? – zagadnął Julian zbliżając się do niej. – Pamiętasz?
Gertruda przełknęła nerwowo ślinę.
- Ale teraz szanse są równe.
- Co… co zrobisz?
Uniósł brew.
- Nie martw się. Nie mam zamiaru zniżać się do twojego poziomu.
Odwrócił się i spojrzał w stronę Roszpunki. W tym samym momencie kwiat rozkwitł już całkowicie i niewiarygodny, oślepiający blask wypełnił całą jaskinię. Julian zakrył ręką oczy.
Poprzednie wstrząsy spowodowane życzeniem Gertrudy, nawet nie mogły się równać z tymi obecnymi. To co działo się z jaskinią było po prostu nie do opisania. Ściany drżały a w podłodze zaczęły się tworzyć szczeliny jak gdyby cała jaskinia miała się właśnie zawalić.
Julian doszedł do wniosku, że cała moc księżycowego kwiatu została w końcu uwolniona. Nie miał pojęcia co jeszcze może się zdarzyć.
- Nieee!!! – desperacki krzyk Gertrudy przebił się przez wszechobecny hałas spowodowany ciągłymi wstrząsami. Kobieta z obłędem w oczach rzuciła się ponownie w stronę Roszpunki lecz tym razem interwencja Juliana okazała się zbędna.
Nagle nie wiadomo czemu woda z małego jeziorka wytrysnęła do góry przez otwór w suficie po czym chlusnęła z powrotem i niczym lasso wystrzeliła w stronę Gertrudy, chwytając ją i wciągając pod wodę.
Rozległ się huk po czym woda rozlała się po całej jaskini. Dno było puste. Gertruda zniknęła.
Julian mógł tylko zgadywać gdzie jest i czemu tak się stało.
Oszołomiony patrzył jak woda ponownie wraca na swoje miejsce a Roszpunkę otacza srebrna poświata, tworząc coś w rodzaju kopuły tuż nad nią.
Sufit zadrżał i po chwili zaczęły się z niego sypać skalne odłamki.
Nie namyślając się długo, Julian skoczył ku Roszpunce i osłonił ją własnym ciałem przed spadającymi skałami.
Przytulił ją mocno i zamknął oczy gdy srebrny promień wystrzelił w górę nad ich głowami. Potem zaległa cisza.
Usłyszał cichy jęk. Natychmiast się podniósł i spojrzał na Roszpunkę. Nie była już przeźroczysta. Przeciwnie. Z radością zauważył nawet, małe piegi na jej nosie.
Srebrne iskierki sypały się na nich, znikając gdy tylko zetknęły się z ziemią.
Julian nie mógł w to uwierzyć. Ona tu była! Nie zniknęła!
Gdy oswoił się już z ta myślą, zauważył coś co sprawiło, że szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
W tej samej chwili Roszpunka otworzyła oczy i spojrzała się na niego.
- Julian? – szepnęła, mrugając. – Co ty tu…? Jak ja…?
- Roszpunko! – Julian roześmiał się jej prosto w twarz. – Nie mogę w to uwierzyć!
- Heej… - uniosła brew. – Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Blondi! – znów się zaśmiał. – Och, Blondi! Ty naprawdę wróciłaś!!
- Na to wygląda. – odparła uśmiechając się. – Ale dlaczego nazywasz mnie Blondi? Już dawno nie używałeś tego…
- Rany!! – roześmiał się ponownie. – Blondi! To… to niesamowite!
- Ju-lek… - podparła się ręką po czym usiadła. – Dlaczego wciąż nazywasz mnie…
- Spójrz! – wskazał na pobliską kałużę. Roszpunka wzruszyła ramionami.
- Skoro tak ci zależy abym przyjrzała się z bliska wodzie…
Pochyliła się i aż krzyknęła.
- Nie!! To nie możliwe! – zszokowana spojrzała na Juliana śmiejącego się w dalszym ciągu. – Nie… Ono… ono kłamie! Wcześniej też ale…
- Nie. – pokręcił głową. – Nie kłamie.
Roszpunka z niedowierzaniem do tknęła swoich włosów. Wprawdzie nadal były krótkie ale odzyskały swój dawny blond kolor.
- Ale czemu? – spytała nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – O rany!! – krzyknęła nagle. – Julian, czy myślisz, że one mi teraz odrosną!?
- Nie wiem. – uśmiechnął się. – Ale może?
Roszpunka wybuchnęła głośnym śmiechem po czym rzuciła się Julianowi na szyję.
- Tak się cieszę… - szepnęła wtulając twarz w jego kark. – Nie wiem jak to zrobiłeś ale… Ja nadal tu jestem…
- Udało mi się znaleźć księżycowy kwiat. – wymruczał, przytulając ją mocno.
- Co takiego!? – odskoczyła od niego w jednej chwili. Zdumiona szeroko otworzyła usta. – Jakim cudem ci się to udało?
- Miałem szczęście… - odparł, spuszczając wzrok. – To wszystko…
- A Gertruda? – rozejrzała się dookoła. – Co z nią?
Na twarzy Juliana pojawił się przebiegły uśmieszek.
- Ooo! To było najlepsze! Szkoda, że tego nie widziałaś. Te jeziorko ją pochłonęło. Normalnie wyparowała.
- Jak to?
- Nie mam pojęcia czemu. No, w każdym razie jej nie ma.
- Niesamowite…
- Hej. – Julian spojrzał jej w oczy. – Ważne, że nic ci nie jest.
Uśmiechnęła się lekko.
Również się uśmiechnął. Potem się pochylił i pocałował ją. Zamrugała zaskoczona. Odkąd pamiętała ani razu nie zaczął pocałunku. Zawsze to ona była tą pierwszą.
Jednak nie zastanawiała się nad tym długo. Poczuła bowiem jak delikatnie przyciąga ją do siebie. Zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek.
Cudowna chwila nie trwała jednak długo.
- Julian?
Drgnął na dźwięk swojego imienia. Przerwał pocałunek i otworzył oczy, odsuwając się od Roszpunki. Obejrzał się.
Na widok stojącej kilka kroków od nich kobiety w ciemno zielonym fartuchu uniósł brwi. Roszpunka również była w szoku.
- Co pani… eee… tutaj robi? – zapytał czując się nieco niezręcznie. Co jak co ale nie uśmiechało mu się całowanie z Roszpunką na oczach kobiety z karczmy. – I… skąd zna pani moje imię? – zdziwił się, przypominając sobie jak przedstawił się jej jako Flynn Rajtar.
W tym samym momencie w jaskini pojawili się strażnicy a wraz z nimi Król i Królowa. Do Juliana dotarło, że to najprawdopodobniej od nich dowiedziała się jak naprawdę ma na imię.
Na widok córki Królowa aż krzyknęła. Roszpunka również, zrywając się na równe nogi i pędząc w ich stronę.
Julian z uśmiechem obserwował jak rzuca się im na szyję po czym żywo gestykulując wskazuje na niego a potem na swoje włosy. Wstał z ziemi i ze zdziwieniem spostrzegł, że właścicielka karczmy nadal stoi w miejscu i wpatruje się w niego przenikliwym wzrokiem.
Wzdrygnął się. Tak samo przyglądała się mu w karczmie. Jak widać mania prześladowcza ani trochę jej nie przeszła.
Uśmiechnął się zakłopotany.
- No taak… - zaczął podchodząc do niej po woli. – Strasznie fajnie, że pofatygowała się pani przyjść aż tutaj ale naprawdę nie trzeba było… Eee… - przerwał zmieszany. – Pani płacze?
Kobieta zalała się łzami. Julian nieco spanikowany spojrzał w stronę Roszpunki i jej rodziców, szukając u nich pomocy. Nie miał pojęcia co zrobić.
Usłyszał stłumiony krzyk Roszpunki i zobaczył, że mówi coś podekscytowana do rodziców którzy kiwają zgodnie głowami.
- Julian… - kobieta odezwała się ponownie podchodząc do niego. Patrzył zdziwiony jak drżą jej ręce gdy wyciągnęła jedną z nich w jego kierunku i położyła ją na jego ramieniu.
Chciał się cofnąć i przerwać niezręczną scenę gdy nagle coś mu zaświtało.
- Pani karczma się spaliła?
Na moment kobieta wytrzeszczyła oczy lecz zaraz potem pokręciła głową.
- Ależ skąd. Ktoś ci o tym powiedział? – zaniepokoiła się.
- Nie, niee. Ja tylko myślałem, że straciła pani…
- Straciłam… - załkała niespodziewanie. – Straciłam dokładnie 21 lat temu…
- Eee… Chodzi pani o pierwszą gospodę tak? Ja wiem jakie to jest przywiązanie… Pierwsza knajpa, pierwsze zarobki…
- Julian, to nie o to chodzi. Ja… ja bardzo przepraszam…
- Za co?
- Proszę wybacz mi…
- Jeżeli mówi pani o tych wszystkich spojrzeniach i przypatrywaniu się mnie przez cały czas to jasne. Nie ma sprawy. Nie obrażam się o byle co.
- Mam taką nadzieję… - przybliżyła się do niego tak blisko, że jej długie, brązowe włosy połaskotały go po policzku. Spojrzał prosto w jej ciemne brązowe oczy i naraz ogarnęło go dziwne uczucie. – Proszę, tylko mi wybacz… - wyszeptała ponownie. – Synku…
Nagle wszystko zawirowało. Pod Julianem ugięły się nogi. Czuł jak mocno wali mu serce.
Te oczy. Dlaczego nie zwrócił na nie wcześniej uwagi? Były dokładnie tego samego koloru co jego własne… Dlatego tak się mu przyglądała. Przypomniał sobie jak zdziwiła się gdy przedstawił się jako Flynn Rajtar.
I pomyśleć, że nie miał o niczym pojęcia!
- Mama?
Spojrzał na nią zszokowany.
Kobieta chwyciła go w objęcia i z całej siły przytuliła. Stał wyprostowany niczym deska bojąc się poruszyć. Ale po chwili uśmiechnął i emocje wzięły górę. Odwzajemnił uścisk i drugi raz tej nocy się popłakał.
Stali tak dłuższą chwilę po czym odsunęli się od siebie ocierając łzy.
- Nie mogę w to uwierzyć… - Julian potrząsnął głową. – Ale dlaczego uciekłaś? Czemu zostawiłaś mnie w sierocińcu? – czuł, że musi poznać prawdę.
- Nie miałam wyboru. Nie zrozum mnie źle ale po prostu nie dałabym rady się tobą zająć…
- Dlaczego?
- Nasz dom spłonął. To był wielki pożar. Cały nasz dobytek… Cała farma… - ukryła twarz w dłoniach. – Zwierzęta wprawdzie uciekły ale niczego nie dało się uratować. Żyliśmy dzięki temu gospodarstwu… - jęknęła cicho. – Ledwo udało mi się wydostać z domu. Zdążyłam cię wynieść w ostatniej chwili. Zaraz potem zawalił się dach…
- Ja… ja nie miałem pojęcia…
- Zrozumiałam, że nie ma co dłużej zwlekać i jeszcze tej samej nocy opuściłam wioskę i udałam się do sierocińca… Resztę pewnie już znasz…
Julian spojrzał na nią poruszony.
- Ale… nikt nie mógł ci pomóc? Co z ojcem?
- Z rodziną nie byliśmy w najlepszych stosunkach a ojciec… Cóż… Spakował manatki jeszcze przed twoimi narodzinami i tyle go widziałam. Nie pytaj czemu. Sama nie mam pojęcia…
- I tyle lat… Nie mogłaś nigdy spytać… spytać się o mnie?
Westchnęła głęboko.
- Nie miałam odwagi. Bałam się, że mnie znienawidzisz. Zresztą myślałam, że to zrobiłeś. Po za tym znalazłam dom w innej wiosce i potem po latach ciężkiej pracy udało mi się otworzyć tą tawernę… Ale… ja nigdy o tobie nie zapomniałam. Naprawdę. Przyrzekłam sobie, że cię odnajdę ale gdy parę lat temu gdy w końcu odważyłam się wrócić do sierocińca okazało się, że już dawno stamtąd uciekłeś i nikt nie wie gdzie jesteś…
- Pytałaś się pani Watkins?
- Nie… Słyszałam jak rozmawiała o tobie z jakąś kobietą. Uznałam więc, że nie ma co zawracać jej głowy… Ale gdy pojawiłeś się razem z tą dziewczyną w mojej karczmie… Och, po prostu ogarnęło mnie takie dziwne uczucie… Te same oczy… - pokręciła głową. – Nie wiem jak to wyjaśnić ale…
- …poznałaś mnie? – dokończył Julian uśmiechając się do niej.
- Tak mi się zdawało ale… gdy przedstawiłeś się jako Flynn Rajtar…
- Tak wiem. Kiedyś posługiwałem się tym pseudonimem… Nie wiem czemu tak wyszło… Uznałem, że tak będzie lepiej bo… hm…
- Za bardzo ci się przeglądałam, co? – po raz pierwszy na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. – Ale nie gniewasz się na swoją staruszkę, co?
Zaśmiał się.
- Nie, no. W porządku. Pomyślałem po prostu, że… - tu zrobił pauzę i podrapał się zakłopotany po głowie. - …mama… ma manię prześladowczą.
- Och Julian. – pokręciła rozbawiona głową. Zaraz potem spojrzała na niego po czym westchnęła. – Ależ ty urosłeś… Niewiarygodne… Wiesz, jestem bardzo dumna z tego co zrobiłeś dla Roszpunki.
- To mama już wie!?
- Jej rodzice opowiedzieli mi wszystko po drodze. Cieszę się, że wyszedłeś na ludzi. – poklepała go żartobliwie po głowie lecz zaraz spoważniała na widok kapitana straży idącego niedaleko razem z Maximusem.
- To jest kapitan tak? – spytała nagle zaskoczonego Juliana.
- Tak ale co…
Nie dokończył, bowiem kobieta oddaliła się od niego szybkim krokiem po czym stanęła przed kapitanem z rękami na biodrach.
- No dobra koleś. – zmierzyła go wzrokiem. – To że jesteś jakimś tam kapitanem nie zwalnia cię z przestrzegania zasad moralnych i innych tego typu rzeczy, dobrze mówię? Hę?
- Co takiego? O czym pani mówi? Ależ ja przestrzegam…
- Przestrzegasz, tak? A mojego syna to chciał pan na stryczek wysłać, co!?
- Przepraszam, ale to było bardzo dawno temu. Teraz nasze stosunki są…
- Taa. Dawno nie dawno. Każdy tak mówi. Nie z takimi to ja już miałam do czynienia w życiu.
- Ja naprawdę nie wiem o co pani chodzi. Wszystko jest już w najlepszym porządku a po za tym…
- W porządku? A przeprosił go pan? No!?
- Was!?
- Nie nas tylko jego! – zirytowała się wskazując ręką krztuszącego się ze śmiechu Juliana.
- Ja? Przeprosić?
- I to zaraz!!
Kapitan spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Julian! Chodź tu!
Podszedł do nich cały czas cicho chichocząc.
- Podajcie sobie ręce. – rozkazała.
Kapitan ze skwaszoną miną wykonał polecenie.
- No? Masz coś mu do powiedzenia?
- Entschuldigung… - wymamrotał niechętnie.
- Po ludzku proszę!
- Przepraszam, noo… - mruknął, ściskając jego dłoń. Julian skinął głową.
- Noo… - uśmiechnęła się szeroko. – Nie było tak źle, co?
Odwróciła się i uśmiechnęła na widok Króla i Królowej idących w ich stronę.
- Poznaj moją mamę… - syknął do kapitana Julian. – Niedługo z nami zamieszka więc lepiej się przyzwyczajaj…
- Wohnen? – jęknął, potrząsając głową.
Maximus zarżał radośnie na widok Juliana i Roszpunki.
- Hej, spisałeś się Max. – poklepał go po karku. – Zresztą nie pierwszy raz.
- Maxiu! – Roszpunka podbiegła do niego i pogłaskała go po pysku. Na jej widok wytrzeszczył oczy. Zresztą nie tylko on. Naraz rozległ się głośny pisk i za nim ktokolwiek zdołał zareagować, Pascal wyłonił się zza siodła Maxa i skoczył prosto na ramię Roszpunki wpatrując się w jej blond włosy tak samo zdziwiony jak ogier.
- Wiem Pascal. – wzięła go na ręce. – Sama nie wiem dlaczego tak się stało. Ale ważne, że jesteśmy już wszyscy razem, prawda?
- Dokładnie. – przytaknął Julian, stając u jej boku.
Spojrzał przed siebie jak jego matka krzyczy z radości na wieści o nowym domu i dziękuje królewskiej parze, że zgodzili się przyjąć ją na stałe do zamku. Spojrzał na Karczybyków którzy skinęli głowami w jego stronę. I w końcu spojrzał na Roszpunkę, głaszczącą swojego kameleona, szczęśliwą i rozpromienioną. Tak. Z pewnością znajdował się tam gdzie powinien.
Zerknął w bok. W ścianie jaskini naprzeciwko nich zrobiło się spore wyjście powstałe najprawdopodobniej w wyniku wcześniejszych wstrząsów. Uśmiechnął się.
- No dobra Blondi, zabieraj żabę. Zwijamy się.
- Po pierwsze to kameleon a po drugie dokąd ty chcesz teraz iść?
- Niedaleko. Chodź. Muszę zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Zaraz wrócimy, ok?
Przytaknęła i podążyła razem z nim w stronę wyjścia.
Na zewnątrz niebo było zupełnie czarne ale mrok rozświetlały gwiazdy, migoczące tajemniczo w górze. Nagle jedna z nich zaczęła spadać.
- Patrz Julek! – Roszpunka wskazała na nią palcem. – Spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie.
- Nie muszę. – odparł obejmując ją. – Już się spełniło… - szepnął.
Wiedział, że wszystko o czym marzył było w zasięgu jego ręki. Uśmiechnął się. A potem ją pocałował.

KONIEC



EPILOG

No to dalej się pewnie domyślacie…
Mama Juliana zamieszkała z nami na stałe. Moi rodzice przydzielili jej pokój niedaleko ich własnego. Strasznie się ucieszyła na widok zamkowej kuchni i przeszkoliła nawet naszego kucharza. Biedak nieźle się zdziwił gdy okazało się, że zna więcej kulinarnych sztuczek od niego.
Ustalili, że odtąd w każdy piątek będzie przygotowywać dla nas specjalną kolację i zagroziła, że nikt ją nie powstrzyma przed zajęciem tego wieczora kuchni.
Hmm… Zasugerowałam jej w razie sprzeciwu skorzystanie z patelni. W moim przypadku zawsze to skutkowało…
No nic…
Co do szewca to czuje się bardzo dobrze. Pomogliśmy mu finansowo. Zresztą teraz po tej akcji w Jaskiniach Zapomnienia ma taką reklamę, że sprzeda buty w każdej wiosce!
Co jakiś czas odwiedzamy go z Julkiem i pomagamy jego żonie urządzić się w nowym domu. Całkiem tam przyjemnie, tak w ogóle…
Karczybykowie nadal są w więzieniu ale pozwolono im raz w tygodniu wyjść na plac przed zamkiem w eskorcie strażników. W końcu ocalili nam życie, prawda?
Niestety James i John nie mieli tyle szczęścia. Im przydzielono najciemniejszą celę w więzieniu. No cóż…
Co do Juliana i mnie… Noo… Wszystko jest jak na razie w jak najlepszym porządku. Julek bardzo się cieszył, że jego mama mieszka od teraz razem z nami. Ich stosunki są znakomite.
- Juleńku! Przyniosłam ci ze swojej karczmy miskę gulaszu! Wiesz, tego który tak lubisz!
- Nie jestem teraz głodny!
- Oj przestań. Salaterka ciepłej zupy jeszcze nikomu nie zaszkodziła…
- Mamooo!!
No, przeważnie.
Mimo to mam nadzieję, że szczęście nam dopisze i wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie.
- No ja myślę.

ocenił(a) film na 6
Pisarka

Omg! Ten rożdział jest the best! Masz niesamowity talent pisarski! Piękne zakończenie,dużo akcji, fajnych momentów no a w zasadzie śmiesznych xD Jestem pod ogromnym wrażeniem :) Proponuję żebyś poszła to wydac! Jak najszybciej! Heh no a teraz właśnie ja piszę taką "książkę" jest ona kontynuacją gry Left4Dead 2 xDAle nie będzie taka dobra jak twoja. Co ja mówię. Nie będzie nawet w połowie taka dobra jak twoja xD Proszę napisz coś jeszcze. Może inną kontynuację jakiegoś filmu czy bajki xD Była bym bardzo ucieszona :))

Laska2343

,,Masz niesamowity talent pisarski!'' - Dziękuję bardzo!!!

,,Piękne zakończenie,dużo akcji, fajnych momentów no a w zasadzie śmiesznych xD'' - No właśnie się starałam utrzymać DISNEY'OWSKI HUMOR. ;D

,,Proponuję żebyś poszła to wydac! Jak najszybciej!'' - Marzenie... ;) Ale się nie da. No bo Disney ma prawa autorskie. ;)

,,Heh no a teraz właśnie ja piszę taką "książkę" jest ona kontynuacją gry Left4Dead 2 xDAle nie będzie taka dobra jak twoja. Co ja mówię. Nie będzie nawet w połowie taka dobra jak twoja xD'' - Przesadzasz. :) Na pewno też dobrze piszesz. :D

,,Proszę napisz coś jeszcze. Może inną kontynuację jakiegoś filmu czy bajki xD Była bym bardzo ucieszona :))'' - Zastanowię się. ;)

Pisarka

hmm no dobra przyznaję. Bajkę zobaczyłem dzięki młodszej siostrze. Następnie przypadkiem obejrzałem spin off'a. Wczoraj w pracy przypadkiem zobaczyłem wasze posty no i się zaczęło. Przez godzinę czytałem jak ogłupiały. Bardzo, ale bardzo mi się podobało. Nigdy nie posądziłbym siebie o zamiłowanie do takich historii, ale jednak. Wiem, że przesyt to przesada, jednak jeśli teraz nie zaczniesz pisać trójki to masz poważnie przechlapane ;). gratulacje.

ps. konto tutaj założyłem dla tego jednego komenta, więc samo mówi za siebie ;p

Methiu

,,Bajkę zobaczyłem dzięki młodszej siostrze. Następnie przypadkiem obejrzałem spin off'a.'' - No to podziękuj siostrze i losowi. XD

,,Przez godzinę czytałem jak ogłupiały. Bardzo, ale bardzo mi się podobało.'' - Dziękuję! :D

,,jednak jeśli teraz nie zaczniesz pisać trójki to masz poważnie przechlapane ;)'' - Taaa... XD No to mam przechlapane w takim razie bo... NIE będę pisać 3. ;D

Przykro mi. :)

,,ps. konto tutaj założyłem dla tego jednego komenta, więc samo mówi za siebie ;p'' - Bardzo mi miło w takim razie ale i tak nie napiszę kolejnej części... ;)

Powód: jeden i zasadniczy. Otóż nie chcę pisać byle czego. Nie mam pomysłu ot co. A chały wolę nie pisać. :D

Przepraszam więc bardzo... Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. To nie dlatego, że mam lenia czy coś tylko po prostu brak pomysłu... ;)

Pisarka

W zamian jak mi przypomnicie co jakiś czas pisząc komentarz albo wysyłając do mnie wiadomość, mogę zamieszczać opowiadania o Zaplątanych. ;D

I takie z filmu tzn. opisane sceny lub dalsze losy. ;)

Może być? :)

Teraz już nie mam przechlapane? ;)

ocenił(a) film na 6
Pisarka

fajnie by było gdybyś opisała scenę w której Julek umiera xDD Było by naprawdę super!

Laska2343

No to dziś jest Twój szczęśliwy dzień. XD Mam takowe opowiadanie... ;D Nawet kilka... Jaką wersję sobie życzysz??? :)

Laska2343

Ok. Specjalnie na Twoje życzenie mam opowiadanie o końcowej scenie w wieży. Ale... nieco je przerobiłam mam nadzieję, że się nie pogniewasz... ;)

(Nieco) Inna wersja zakończenia filmu Zaplątani

Flynn wskoczył do środka i zdyszany przeczesał ręką włosy.
- Och Roszpunko ! A tak się bałem, że nigdy już cię nie zobaczę ! Nie wiesz nawet…
Urwał, bowiem spostrzegł na podłodze Roszpunkę przykutą łańcuchem do ściany i zakneblowaną. Szeroko otworzył oczy nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
Roszpunka krzyknęła przez kawałek materiału który miała na ustach. Zrozumiał coś co brzmiało jak : ,,Uważaj !’’ Zdumiony nie miał pojęcia o co jej chodzi. Był tak zszokowany, że po prostu nie mógł się ruszyć ani wykonać jakiegokolwiek ruchu. Patrzył tylko próbując dojść o co tu chodzi. Jednak nie trwało to długo.
Zazwyczaj Flynn był czujny i spostrzegawczy ale zazwyczaj nie widział zakneblowanej dziewczyny przykutej łańcuchem do ściany w jej własnym domu, o ile tak można tak nazwać dwudziestometrową wieżę.
To co się wydarzyło potem trwało zaledwie kilka sekund.
Usłyszał jakiś szelest za sobą. Kątem oka dostrzegł jakąś postać… Błysnęło ostrze sztyletu. Rozległ się przerażający krzyk Roszpunki, której oczy rozszerzyły się ze strachu.
Flynn poczuł przeszywający ból w prawym boku. Krzyknął z bólu. Gertruda zmarszczyła brwi po czym zdecydowanym ruchem wyszarpnęła sztylet. Skutkiem tego był jeszcze głośniejszy krzyk Flynna, który upadł na podłogę nie mogąc ustać dłużej na nogach.
Roszpunka podskoczyła i rzuciła się do przodu. Chciała mu pomóc. Musiała. Oczy zaszły jej łzami gdy przez łańcuch otarła sobie skórę przy nadgarstkach. Nie mogła nic zrobić !
Gertruda przeszła nad Flynnem rzucając Roszpunce piorunujące spojrzenie.
- Widzisz co zrobiłaś ? Widzisz ? Po co opuszczałaś wieżę ? Po co go w to mieszałaś ? To nie jego sprawa. A teraz przez ciebie zginie…
- To… także… i moja sprawa… - wykrztusił Flynn, unosząc głowę.
- Doprawdy ? I co zrobisz ? – zaśmiała się lodowato. – Ona należy do mnie.
- Roszpunka nie należy do nikogo. – głos Flynna stał się stanowczy. – Nie jest rzeczą. Jest człowiekiem i zasługuje na wolność a ty nie możesz jej tego zabrać.
- Taki jesteś mądry ? – Gertruda pochyliła się nad nim. – No ?
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić… - Flynn spojrzał się prosto w jej oczy. – Nigdy !
Chwycił ją za rękę i ścisnął w żelaznym uścisku. Tego się nie spodziewała. Chciała się cofnąć ale pociągnął ją mocno i w rezultacie straciła równowagę upadając na niego.
- Ty bezczelny chłopaku !! – wrzasnęła wściekła lecz w jej głosie słychać było lekki strach. Nie tak miało być. Miał leżeć i nie przeszkadzać jej w realizacji nowego planu dotyczącego ukrycia Roszpunki przed światem w innym jeszcze bardziej bezpiecznym miejscu. Ale Flynn nie zamierzał bezczynnie leżeć. Z wielkim trudem dźwignął się z ziemi ale po chwili upadł na kolana. Syknął z bólu chwytając się ręką boku i zmrużył oczy.
Gertruda podniosła się i pobiegła w jego stronę. Była zdesperowana. Tak samo jak on. Wyciągnęła ręce do przodu jak gdyby chciała go popchnąć ale zdążył się uchylić. Gertruda wpadła plecami na ścianę. Flynn korzystając z okazji ruszył do Roszpunki. Każdy krok powodował przeszywający ból ale mimo to nie zatrzymał się nawet na moment.
- Julek ! – Roszpunce udało się oswobodzić z chusty którą zakneblowała ją Gertruda. – Och, co ty robisz ! Jesteś ranny !
Upadł gwałtownie tuż obok niej. Oddychając ciężko spojrzał na nią po czym przyciągnął do siebie, wtulając twarz w jej długie, blond włosy. Poczuła na karku coś mokrego.
- Ach ! Czyli teraz będziecie się tu obściskiwać ! – rozległ się nad nimi głos Gertrudy.
Flynn drgnął i odwrócił się w jej stronę. Szybkim ruchem otarł rękawem twarz i zrobił zaciętą minę.
- Daj sobie w końcu spokój. – wysyczała. – Masz już nie wiele czasu…
Na te słowa Roszpunka wytrzeszczyła oczy ze strachu. No tak ! Był poważnie ranny. Zerknęła na niego. Był bledszy na twarzy i ciężko oddychał. Ujrzała ciemno czerwoną plamę na jego kamizelce a w jej centrum poszarpany i przerwany materiał. Nie wyglądało to dobrze.
- Julian… - Flynn ledwo usłyszał jej szept. Wiedział, że się o niego bała. Ale musiał jej bronić. Za wszelką cenę…
- Proszę ! – krzyknęła do Gertrudy. – Proszę, pozwól mi go uleczyć !
- Chyba nie myślisz, że się na to zgodzę. – odparła lodowatym tonem.
- Pójdę z tobą dokąd tylko chcesz i już nigdy nie ucieknę ! Nigdy ! – Roszpunka wpatrywała się w nią niemalże z błaganiem w oczach.
- Nie. – straszliwe słowo zawirowało w powietrzu odbijając się echem od ścian wieży.
- Ale dlaczego… - szepnęła. – Obiecuję, że zostanę z tobą na zawsze !
- Nie wierzę ci. A jeśli nawet dotrzymasz słowa co z tego ? On mnie nie obchodzi. I tak zostaniesz ze mną. Twoje obietnice nie są mi na nic potrzebne. – wyciągnęła rękę w jej kierunku.
Flynn zasłonił ją własnym ciałem.
- Nie zabierzesz jej !
Prychnęła rozwścieczona i chwyciła go za ramię odtrącając na bok. Zawył z bólu.
- Julian !
- A ty siedź lepiej…
- Nie !! – krzyknęła niepodziewanie Roszpunka a jej oczy błysnęły. – Nie będę dłużej siedzieć cicho tak jak przez ostatnie osiemnaście lat ! Okłamałaś mnie, porwałaś, wmówiłaś, że ludzie są źli a nawet uknułaś podstęp abym myślała, że mnie zostawił… Ale jednego ci nie wybaczę… - zmrużyła oczy. – Nie wybaczę ci, że go skrzywdziłaś !!!
Poderwała się z ziemi i wyrwała jedną rękę z łańcuchów. Zabolało ją okropnie ale nie dbała o to. Z całej siły popchnęła Gertrudę która potknęła się i upadła z hukiem na ziemię.
- Zostaw GO w spokoju !! – krzyknęła zaciskając pięści.
Gertruda oniemiała. Po raz pierwszy widziała ją tak wściekłą. Skąd w niej tyle uporu i siły !?
- Julek ! – odwróciła się i klękła na ziemi obok niego. Leżał na boku pół przytomny. Jego oddech stał się płytki. Zakaszlał i przymknął oczy.
- Och nie… - dostrzegła, że czerwona plama na jego kamizelce powiększyła się znacznie a na podłodze widnieją małe ciemne, krople… - Julian… - była przerażona. Co robić !? Oprzytomniała i chwyciła swoje włosy. Położyła je na ranie Flynna i zaczęła śpiewać.
- Kwiatku światło zbudź, pokaż mocy dar… Odwróć czasu bieg, i wróć mi dawny skarb…
Włosy rozbłysnęły złotym blaskiem. Flynn otworzył oczy, czując dziwne ciepło w okolicy brzucha. Dopiero po chwili zorientował się co się dzieje. Dostrzegł też dyszącą z nienawiści Gertrudę idącą w ich stronę. Nie wiedział co robić. Ona nie mogła go wyleczyć ! Za nim to zrobi Gertruda tu dobiegnie i prędzej czy później schwyta. Chyba, że zdąży uciec przez okno, może spuścić swoje włosy jak wtedy… A co jak nie zdąży ? On jej nie pomoże. Nie ma już siły a po za tym…
Zauważył na podłodze kawałek szkła. Ścisnął go w ręku po czym zdecydowanym ruchem obciął Roszpunce włosy. W jednej chwili złoty blask zgasł a Roszpunka otworzyła przerażona oczy.
- Niee ! Moje włosy ! – pisnęła. – Julian… dlaczego !? – spytała z histerią w głosie. Jak teraz go uratuje !? Jak ?!
- Nieeee !!! – wrzask Gertrudy sprawił, że aż podskoczyła. – Ty… Ty głupcze !! Coś narobił !?
Rzuciła się na leżące na podłodze włosy ale w biegu zaplątała się w nie i runęła do przodu wypadając przez okno…
- Och ! – Roszpunka wyciągnęła ręce ale nic już nie mogła zrobić. Spuściła wzrok i wtedy spostrzegła Flynna leżącego na podłodze. – Julek ! Julek, nie… Och proszę…
Pochyliła się nad nim i ujęła jego twarz w dłonie.
- Słyszysz mnie ?
Zakaszlał. Lecz nie otworzył oczu. Bliska płaczu zaczęła ponownie śpiewać mając nadzieję, że uda się jej jeszcze go uratować.
Flynn się ocknął. Coraz słabiej czuł ból w boku. Zdając sobie z tego sprawę wiedział, że nie oznacza to niczego dobrego. Z doświadczenia nauczył się, że puki czujesz ból wszystko jest w porządku ale gdy go nie czujesz oznacza to kłopoty… I to poważne.
- Roszpunko… - wyszeptał z trudem łapiąc oddech. Drgnęła na dźwięk jego głosu.
- Julian… - położyła dłoń na jego policzku. – Och, bardzo cię boli ?
Pokręcił słabo głową. Na moment twarz Roszpunki pojaśniała.
- Nie jest dobrze…
- Nie… nie rozumiem… Przecież mówiłeś…
- Roszpunko… Ja… ja… - umilkł.
- Co ?
Spojrzał na nią. I co miał jej powiedzieć ? Ona nie rozumiała. Na pewno myślała, że nic mu nie będzie i…
- Ale będziesz żył ?
To pytanie go zaskoczyło. Było takie… dosadne ? Wypowiedziane wprost ? Bez ogródek ? Takie… szczere ?
- Że jak ? – wykrztusił. Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Ona wiedziała. Wiedziała, ale nie mogła się do tego przyznać, pogodzić się z tym… Nie potrafiła…
Jej oczy wypełniły się łzami. Nie mógł znieść tego widoku. Odkąd pamiętał płacz dziewczyny działał na niego rozbrajająco. Nie wiedział co ma zrobić ani jak się zachować… A ona była tak blisko niego. Jej twarz stykała się niemal z jego własną.
- Wtedy na łodzi… - wyszeptał nagle. – Ja chciałem cię…
- Wiem…
- Ale przecież nie…
Uśmiechnęła się.
- Nie mogłeś udawać. Nie wtedy. Widziałam coś w twoich oczach… Ty… - jej głos się załamał.
Chciał odpowiedzieć ale poczuł jak ogarnia go nagła słabość. Zaczerpnął gwałtownie powietrza i zdecydował się, że to zrobi. Ścisnął jej dłoń i spojrzał głęboko w oczy.
- Byłaś moim marzeniem… - wyszeptał na ostatnim oddechu. Potem jak przez mgłę zobaczył szlochającą Roszpunkę i usłyszał :
- A ty byłeś moim…
Uśmiechnął się i napotkał jeszcze jej wzrok za nim ogarnęła go ciemność…
Stracił ją już na zawsze i nigdy jej nie zobaczy… Uratował ją i wyznał co do niej czuje ale nie zdążył jej pocałować … Zdał sobie sprawę, że nigdy nikogo tak nie kochał i poświęcił dla niej swoje życie…

Koniec cz. 1 ;)

Pisarka

Okay. ;) Kiedyś to opowiadanie było nieco inne ale je przerobiłam aby pasowało do całości. ;)
Oto i dalsza część:

- Julian…
Jej słowa odbiły się echem po pustej i ponurej wieży. Spędziła tu tyle lat… Pamiętała tyle chwil spędzonych tu wraz z Gertrudą. To tutaj po raz pierwszy spotkała Juliana. I to tutaj… go straciła…
Nie mogła w to uwierzyć. Nie chciała…
To jej wina. Gdyby go wtedy puściła… Gdyby nie nalegała aby pokazał jej lampiony… Gdyby nie spędzili ze sobą aż tyle czasu… Gdyby, gdyby, gdyby….
Ale właśnie te wszystkie chwile spędzone we dwoje, były najpiękniejszymi w całym jej dotychczasowym życiu. Nie. Nie żałowała tego. Ale… Ale jednak przyczyniła się do tego co miało miejsce jeszcze parę minut temu.
Po co Julian wrócił ? Mógł przecież…

Zamrugała gwałtownie oczami. Przypomniała sobie jak wtedy w jaskini gdy zalewała ich woda, wyznał jej jak naprawdę się nazywa… A przy ognisku ? Pamiętała doskonale gdy zapatrzył się w jej oczy i po chwili zerwał się zmieszany….

Przez cały dzień który spędzili w miasteczku nie odstępował jej na krok, kupił fioletową chustkę a gdy przez przypadek wpadli na siebie w tańcu zauważyła delikatny uśmiech na jego twarzy, oczywiście zaraz cofnął się zawstydzony do tyłu… A na łodzi ? Gdy zwierzyła się mu ze swoich lęków, wysłuchał jej i pocieszył… Umiał słuchać. Tak naprawdę. Nie jak Gertruda która zdawała się myśleć zupełnie o czymś innym gdy Roszpunka opowiadała jej o swoich problemach…

Właśnie… Gertruda… Teraz zdała sobie sprawę, że ona tak naprawdę jej nie kochała… Co najwyżej jej włosy… Nie umiała okazać Roszpunce, że ją kocha, że troszczy się o nią… Nigdy nie czuła się przy niej tak do końca bezpieczna ani spokojna… Do tej pory myślała, że tak ma to właśnie wyglądać, że wszyscy ludzie okazują w ten sposób swoje uczucia…
Myślała – ale do chwili gdy w jej życiu pojawił się Julian Szczerbiec…

Pośród setek migoczących, tajemniczo lampionów, w swoje osiemnaste urodziny poczuła po raz pierwszy, że jest szczęśliwa i jest z nią ktoś komu na niej zależy…
Nigdy nie zapomni jak przygotował dwa lampiony ani jak wypuścili je razem w niebo. Nie chciał swojego chlebaczka, nie obchodziła go korona… Zaskoczył ją tym. Ufała mu. Przy nim czuła się bezpieczna… Troszczył się o nią i pocieszał w trudnych chwilach…
A gdy wziął jej dłoń i odgarnął kosmyk z czoła, jego ręka na moment zawisła w powietrzu jakby nie był pewien czy może to zrobić… Uśmiechnął się zakłopotany, czekając na jej reakcję. Odpowiedziała mu uśmiechem a wtedy delikatnie ujął ręką jej głowę i…

Wspomnienie było na tyle wyraźne, że załkała i zaniosła się szlochem.
Spojrzała na bladą twarz Juliana którą w dalszym ciągu podtrzymywała ręką. Przygryzła wargi.

Nagle tuż obok niej pojawił się Pascal, trzymając w pyszczku stary, zardzewiały klucz. Bez słowa wzięła go po czym otworzyła kajdany i oswobodziła z nich rękę Juliana. Pogładziła jego nadgarstek i otarła łzy spływające jej po policzku.
- Proszę… - szepnęła, głaszcząc jego ciemne, brązowe włosy. – Otwórz oczy… Potrzebuję cię… Ulecz każdą z ran… Odmień losu plan… Co stracone znajdź… I wróć mi dawny skarb… - jej słowa nikły w ciszy spowijającej wieżę i zdawało się jakby miały być pożegnaniem… - Wróć mi dawny skarb…

Widok pogrążonej jakby we śnie twarzy Juliana sprawił, że zaczęła płakać. Czuła, że nie jest w stanie przestać… Położyła się na jego piersi, z twarzą odwróconą w stronę ściany.
- Byłeś moim przyjacielem… - wyszeptała w jego mokrą już od łez kamizelkę. – Ale stałeś się również kimś więcej… Ja… Ja…
Resztę jej słów zagłuszył szloch. Zacisnęła mocno oczy i cała się trzęsła nie mogąc pogodzić się z tym co się stało…

Roszpunka po raz kolejny zaniosła się szlochem. Leżała na jego piersi, na przemoczonej kamizelce. Cała się trzęsła.

Jej blond włosy były magiczne, ale prawdziwy dar słońca nie pochodził od nich… Pochodził z niej, z jej serca… Lecząc czy przywracając młodość kierowała się chęcią pomocy… Lecz włosy nie miały aż takiej mocy by uratować kogoś będącego w takim stanie. Ale teraz kierowała się tylko i wyłącznie głosem serca… Kochała go a tego uczucia nic nie zdoła stłumić…

I wtedy stał się cud. Nagle z rany Juliana wydobyły się złote promienie rozświetlając swym blaskiem całą wieżę.
Roszpunka zszokowana patrzyła jak nad Julianem pojawia się zarys jakiegoś fantazyjnego kwiatu rozkwitając miarowo...
Wszystko trwało zaledwie parę sekund.

Koniec cz. 2 ;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones