Technicznie - bez zarzutu, wszystko "płynie".
Dwaj główni aktorzy zagrali koncertowo. Nie jestem fanką Jima - ale tu nie był przerysowany, a Ewan - zachwycił mnie w swojej roli, pierwszy raz go widziałam w takiej odmianie.
Odegrali swoje postacie dosadnie (czasem może za bardzo), ale bez wulgaryzmów trudnych do zniesienia.
Opowiedziana historia ani trochę nie jest dla mnie komedią. To opowieść o emocjach jak Himalaje, namiętnościach i współuzależnieniu. O braku Miłości i trudnej sztuce uczenia się Jej (mam na myśli tę bezwarunkową, czystą, szlachetną).
Poniżej zacytuję końcowy fragment recenzji Dzasu, która ogólnie bardzo przypadła mi do gustu (ale jak widać poniżej) nie we wszystkich szczegółach:
"(..) film naprawdę wyśmienity. Sprawdza się jako (..) satyra na Stany Zjednoczone, ale także jako przejmujący dramat o zagubionym człowieku. Film tak dobry, że w USA go zabronili. "
Pozdrawiam kinomanów