Film dosyć oryginalny,mnie najbardziej przekonał Jim,jako oszust,który cały czas probuje wymigać się od więzienia. Jakby na to nie patrzeć dobrze kombinował i miał w życiu dużo szczęścia. Co do pary kochających się gejów,wszystko fajnie,jestem tolerancyjna,ale czy w każdym filmie o homoseksualistach musi być seks? Jakoś z niesmakiem patrzyłam na te sceny. Podsumowując,film dobry,jednak dwóch facetów uprawiających seks do mnie nie przemawia.
Wierzę, ale chodzi tu o to, że seks po prostu dobrze się sprzedaje. Nie musi, ale jest w zdecydowanej większości filmów.
"Mojem skromnem zdaniem" seks w filmie miał urealnić związek jaki się narodził, namiętność, pociąg - czyli to co zwykle towarzyszy każdej miłości niezależnie od płci. Scena realistyczna, bardzo wymagająca dla aktorów - i przełamania się do niej w ogóle i gry, która nie będzie wyglądała sztywno. Bardzo dobry film. Fabuła ciekawa, film zaskakuje i momentami chwyta za serce.
To chyba pierwszy stuprocentowo pozytywny komentarz dla tego filmu jaki spotykam tutaj. I zgadzam się z nim. Myślę, że rolą tego filmu było też pokazanie siły miłości - nie ważne czy homo czy heteroseksualnej. Steven cały czas dbał o to by uszczęśliwić Philipa, mimo że momentami odnosiło się wrażenie, że jego działania są podyktowane jedynie egoistycznymi pobudkami, pokręconą osobowością i potrzebą podniesienia sobie poziomu adrenaliny.
Niewątpliwie atutem tego filmu jest sama historia Russella. To jeden z tych obrazów, które pozwalają nam poznać postać jeszcze jednego zbzikowanego mieszkańca tej planety a przy tym niesamowicie sprytnego i obrotnego człowieka. Osobiście uwielbiam filmy opowiadające o wyjątkowych osobowościach.
Osobiście na nerwy grała mi tylko ta pseudo-hawajska muzyczka (a może czysto hawajska) towarzysząca większości scen ucieczki. Był to jakby głównym motyw muzyczny filmu, ale dla mnie był trochę irytujący.