Mam dziwne przeczucie,ze zajdzie o wiele wiele dalej niz nidny zje...bany WAŁESA. Szanse na to
ze IDA moze nawet zdobyc OSCARA sa a dowodem na to jest niewatpliwy fenomen i sukces
ktory ten film odniosl na swiecie szczegolnie w USA i FRANCJI. Kto wie moze tym razem polski
film zdobedzie statuetke...
Z przewidywaniami wstrzymajmy się aż będziemy więcej wiedzieć o konkurencji. Póki co lepiej sobie "Idę" odświeżyć :)
Na Oscarach wygrywają nie najlepsze, ale najlepiej promowane filmy (niestety), więc ja zgadzam się z założycielem tematu, że Ida ma ogromne szanse (jest niemal pewniakiem jeśli chodzi o ostateczną piątkę nominowanych), tym bardziej, że jeszcze żaden polski film na świecie (z tych nominowanych do Oscara) nie zdobył takiego uznania i sukcesu zarówno artystycznego jak i komercyjnego. Tak więc przewidywać można smiało, bo nie ma bardziej przewidywalnego rozdawania nagród niż Oscary.
Hmm... Żaden? A taki "Nóż w wodzie"? On też zdobył wielkie uznanie na zachodzie, Polański nawet na okładce "Time" się pojawił. "Faraon" podobnie - do dziś w każdej chyba amerykańskiej szkole filmowej analizuje się scenę otwierającą ten film. Chyba odrobinę przesadzasz... A na Oscarach wygrywają najczęściej te filmy, które zdobyły najwięcej innych nagród ;)
Zapomniałam dodać, że "w ciągu kilku ostatnich lat". Słabo się znam na polskich filmach nominowanych do Oscara dawniej niż 20-30 lat temu toteż z rozpędu napisałam "żaden".
Tak, te które zdobyły najwięcej nagród, ale gdy już dochodzi do tego okresu od nominacji do rozdania, wtedy jest najwiekszy czas promocji filmu, aktorów i wszystkich związanych z nominowanymi pozycjami. I nie raz się okazuje, że wygrywa ten aktor, aktorka, film, reżyser itp. którzy przeprowadzili najlepszą kampanię oscarą.
Może trochę wszystko sprowadzam do jednego poziomu - reklamy - ale wciąż jestem rozgoryczona zeszłorocznymi Oscarami, gdzie mam wrażenie wygrali ci, którzy robili wokół siebie najwięcej hałasu (zaznaczam od razu że nikomu nie odmawiam w ten sposób talentu). To ostatecznie przesądziło, że w końcu przyjęłam do wiadmości, że na Oscarach ważne są (poza wcześniejszymi nagrodami) dobry marketing i poprawność polityczna.
Naprawdę tak było podczas ostatnich dwóch rozdań? (Bo nie wiem które masz na myśli pisząc "zeszłoroczne" ;)) Bo ja ostatnie (tegoroczne) Oscary zapamiętałem jako właśnie niemal pozbawione niespodzianek; podczas którego prawie wszystkie statuetki trafiły albo do tych, którzy mieli najwięcej nagród na koncie (reżyseria, aktor, aktorka, wszystkie techniczne), albo do tych, co byli na drugim miejscu pod tym względem (aktorka drugoplanowa, film roku chyba też). Jedynymi niespodziankami były kategorie dokumentu pełnometrażowego i animacji krótkometrażowej. Tak więc... Rok temu było podobnie, "Argo" miało wyraźną nagrodową przewagę nad rywalami, w kategoriach aktorskich też wygrali ci co mieli najwięcej (jedynie zwycięstwo Waltza było pewnym zaskoczeniem, jako że nie miał nominacji od SAG); chyba tylko Oscar za dekoracje dla "Lincolna" był niespodzianką... To jest IMO podstawowy czynnik i prognostyk, reszta to sprawy drugorzędne.
Miałam na myśli 2013 :) Już Ci tłumacze, o co mi chodzi. W tamtym roku, gdy zwycięzyła Anne Hathaway i Jennifer Lawrence miałam wrazenie, że statuetka trafiła do tych, którzy wystarczająco głośno udzielali się w mediach na temat swoich ról. Wtedy jeszcze nie znałam dokładnie "mechanizmu" przyznawania Oscarów, czyli nie wiedziałam, że nalezy się opierać również na nagrodach. Wiedziałam tyle, co z prognoz na temat rozdania Oscarów. Nie, żebym odmawiała którejś z tych dziewczyn talentu, ale po seansie Nędzników i Poradnika wciąż mi się kołatało w głowie, czy na pewno są to role godne Oscara. I choć jestem teraz już nieporównanie mądrzejsza co do Oscarów to jednak to wrażenie o szumie wokół własnej osoby zostało do tej pory. Bo wiesz, każdy kto się nie zna, mysli najpierw, że nagradza się najlepsze filmy i najlepsze role plus wszystko inne, a dopiero potem gdy dowiadujesz się jak to działa, to jak obuchem w łeb.
Co do Idy to wydaje mi sie, że ma nie tylko duże szanse na nominacje ale i na statuetkę. Ale musimy poczekać i zobaczyć, z jakimi filmami przyjdzie się jej zmierzyć.
Sorry, że tyle zwlekałem z odpowiedzią, nie było mnie kilka dni.
Cóż, akurat Lawrence i Hathaway wyjątkami żadnymi nie są - obie były zdecydowanymi faworytkami jeśli idzie o ilość (jak również ważność) nagród i wyróżnień, które skosiły przed Oscarami. Zwłaszcza Hathaway, która zdobyła praktycznie wszystko co tylko się zdobyć dało (jak Mo'Nique za "Precious" albo Waltz za "Bękarty wojny")), wliczając w to liczniejsze z roku na rok nagrody rozmaitych lokalnych stowarzyszeń krytyków amerykańskich. Poza tym mnie jakoś te nagrody nie bolą - Hathaway była moją faworytką (fakt, popisała się praktycznie tylko w jednej scenie, ale za to JAK!!! spłakałem się ;)), Lawrence była na drugim miejscu, po Emmanuelle Rivie. Zatem ja wciąż mogę myśleć, że nagradza się najlepsze tudzież prawie najlepsze role ;)
W porządku, nic się nie stało przez zwłokę ;)
No widzisz, a ja wtedy nie miałam tej przyjemności śledzenia nagród na bieżąco przed Oscarami, więc przy wyniku było jak było. Wiesz, ja z Anne Hathaway mam duży problem. Umie grać, to fakt, ale brak mi w niej czegoś takiego, co sprawiłoby ze naprawdę się nią zachwycę. Jako Fantine w Les Miserables faktycznie była niezła, śpiewała tez na tyle emocjonalnie, że aż samemu to mozna było poczuć (też się wzruszyłam w jednej scenie). Ale nie wiem, czy naprawdę to oscarowa aktorka. Taka, bym z czystym sumieniem jej dała Oscara. Ale z drugiej strony nie miała za bardzo z kim wtedy rywalizowac (jesli chodzi o inne role, a nie aktorki) więc jakoś to przeboleję. Co do Lawrence to dziewczya oczywiście z talentem i to ogromnym, ale... jakkolwiek świetna nie byłaby rola Tiffany w jej wykonaniu, tak mam wrazenie, że to był raczej kiepska rola oscarowa. To znaczy, troche to wyszło tak, jakby nie było żadnych lepszych, więc wybrano najlepsza z przeciętnych. Coś jak Julia Roberts za Erin Brokovich w 2001 r (nie rozumiem jak mogli pominąc fenomenalną Ellen Burstyn wtedy). Raczej żadna z tych kreacji, które się pamięta przez lata. A moze po prostu nie lubię wychwalania ról przeciętnych dziewczyn (w kontekście bohaterek, nie aktorek które je grają) bo jakoś nie docierają do mnie na tyle, by się nimi zachwycić. Stąd zapewne moje wątpliwości. Ale Akademia nagradza róznorodne kreacje, więc to zrozumiałe że wszystko się kazdemu podobac nie może.
Ale summa summarum - tegoroczne Oscary były satysfakcjonujące. Mielismy naprawdę dobry rok pełem swietnych filmów (dawno już nie widziałam tylu dyskusji czemu nie nominowano innych filmów, co tylko znaczy że mielismy więcej ciekawych obrazów w kinie niż zazwyczaj). Można się podoczepiac do poszczególnych wygranych ale całośc dała mi więcje radości niż zeszłoroczne.
Jak widzisz, wszystko rozstrzygam w kwestii swoich odczuć niż tego, kto był faworytem w danym okresie, co znaczy że moja wypowiedź jest pisana od strony mocno subiektywnej, a nie jako głos ogółu. I tak też to lepiej traktowac, bysmy się nie pokłócili kto ma rację a kto nie ;)
Słusznie. I zasadniczo nie mam już nic do dodania, może poza tym, że Oscara dla Julii Roberts tez uważam za zasłużonego ;) Była ona w tym filmie absolutnie rozbrajająca - bardziej niż Burstyn była poruszająca, uważam :). I to mimo tego, iż uwielbiam "Requiem dla snu" i uważam że Akademia mocno ten film skrzywdziła dając mu tylko jedną nominację. A jak juz przy Burstyn jesteśmy, to uważam, że nie powinna była dostawać Oscara za "Alicja już tu nie mieszka" (Gena Rowlands była wtedy bezkonkurencyjna), za to powinna była dostać go za "W przyszłym roku o tej samej porze" (ech, ta Fonda). Tyle z mojej strony :)
No widzisz, a ja bym dała tego Oscara wtedy Ellen a nie Julii :) Ale to nic. Już 13 lat (aż! jak ten czas leci) po fakcie więc nic już nie zrobimy. Wymienionych przez Cb filmów nie wiedziałam, ale zgadzam się, że skrzywdzono Requiem. Nadal mam ochotę udusić pół członków Akademii że nie dali choćby nominacji za najlepszy montaż (a ten był niesamowicie doszlifowany i nowatorski - w taki sposób filmu o narkotykach jeszcze nigdy wcześniej nie nakrecono) i za muzykę. Naprawdę nie rozumiem jak mozna było pominąc TAKĄ ścieżkę dźwiękowa, tak idealnie zgraną z obrazem, uwypuklajacą emocje i dramat bohaterów i jednoczesnie ukazujaca w dźwiękach ich rozkład im dalej w uzależnienie. Co dziwne, za Źródło Clint Mansell również nie dostał chocby nominacji. I to juz jest czystym żartem. Strasznie żałuję że nie docenia sie takiego kompozytora. Ale Requem to akurat nie pierwszy świetny film, który nie zdobył nic na Oscarach a na lata został w pamięci widzów i wciąz jest czymś niezwykłym i szokującym.
Cóż, "Requiem dla snu" "zgrzeszyło" tym, że było zbyt oryginalne... To znany od dawna fakt, że filmy oryginalne nagrody dostawać mogą na festiwalach, gdzie przyznaje je kilkuosobowe jury - "Requiem" wygrało festiwal w Valladolid, całkiem prestiżowy i z tradycjami - natomiast im nagrodowe grono jest większe, tym oporniej reaguje na oryginalność i nowatorstwo, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Podobnie jak Akademia film ten po macoszemu potraktowało kilka innych prestiżowych (i liczebnych) gremiów - HFPA (ci od Złotych Globów), IPA (ci od Satelit; choć oni nagrodzili Burstyn), nawet Akademia od Saturnów... Na wysokości zadania stanęli właściwie tylko ludzie od nagród dla filmów niezależnych (np. Independent Spirit Award) i kilka kół krytyków (mniej wtedy licznych niż dziś, może to dlatego). Przyznam, że kiedyś też mnie bulwersowało takie pominięcie tego filmu, dziś jednak mnie to nie dziwi. Bycie oryginalnym musi mieć swoją cenę :)
Nie dziwi mnie docenienie na festiwalach filmów niezaleznych bo nie raz jest to jedyne miejsce, gdzie taki film na nagrodę może liczyć. A Oscary nagradzają filmy pewnego nurtu, więc nie zawsze wszystko co oryginalne się tam załapie. Też siękiedyś rzucałam o to pominięcie Requiem ale teraz gdy to już film kultowy i mam wrażenie, że każdy o nim słyszał to jakoś już mniej. Bo wiem, że go doceniono, choć nie nagrodami ;)
Z tym nurtem to niekoniecznie, bo ostatnio nagradzane jest trochę filmów, które moglibyśmy nazwać "nieoskarowymi", "Miłość" chociażby. "Problemem" jest przede wszystkim oryginalność.
Jakiś to krok naprzód ale Akademia wciąż boi się czegoś zbyt ryzykownego. Na pewno znasz Wstyd i słyszałeś o dyskusjach na temat nominacji Fassbendera za tę rolę. To nawet nie była rola na nominację tylko od razu na Oscara. I tak się wszyscy spodziewali. Niestety Akademia nie ryzykowała i pominęła całkowicie tę rolę. TAKĄ rolę. Tak więc "wszystko ale do pewnej granicy".
Oczywiście, że znam. Ten film również w sumie potwierdza moją teorię - Fassbender dostał nagrodę aktorską w Wenecji plus trochę nagród od krytyków, natomiast rozmaite większe gremia nagrodowe dawały mu co najwyżej nominacje (Europejskie Nagrody Filmowe, BAFTy, Złote Globy, Satelity), jedynie ludzie od BIFA (brytyjskie nagrody dla niezależnych filmów) go jeszcze nagrodzili... Z drugiej strony Oscara dostał wtedy Jean Dujardin za "Artystę", zatem Francuz za film niemy - to też dość oryginalne jak na Akademię, może nie? ;) I oczywiście był to "nagrodowy faworyt" :)
Co do Artysty to tutaj znów pojawia się to o czym pisałam na początku - promocja. Ten film dystrybucje w Ameryce zawdzięcza Harvey Weinsteinowi, chyba najpotężniejszemu producentowi w Hollywood i on tak świetnie go wypromował że nie trzeba było długo czekać ąz film okrzyknie się arcydziełem i zgarnie nagrody. Czy oryginalne jak na Akademię? Hmm... Artysta w ogóle jest czymś oryginalnym w dzisiejszych czasach więc to jakby z góry sprawia, że inaczej się na niego patrzy. Ale wiesz, przy takiej promocji wszyscy naprawdę oczekiwali arcydzieła a gdy przyszło już co do czego... nie wiem jak Ty, ale dla mnie to piekny ukłon w stronę korzeni kina ale poza taką "laurką" nie ma nic więcej. Naprawdę spodziewałam się czegoś wielkiego. Stąd mój wniosek że to film przereklamowany ale na tyle dobry ze mógł zawładnąć Akademią na tyle, by zgarnąc Oscary. No i jak sam pisałeś "nagrodowy faworyt" więc to w dużej mierze ułatwiło sprawę.
A porównując role Dujardina i Fassbendera to... Fassbender górą. Wiem, ze to dwie całkowicie rózne od siebie kreacje i zagrane w inny sposób, ale mam wrazenie że Fassbender we Wstydzie był zdecydowanie wiekszym nosnikiem głębi emocjonalnej niż Dujardin. A warto zauwazyć że obie role od tych aktorów bardziej wymagały "bycia" na ekranie niż samego grania. I tu zdecydowanie lepszy jest Fassbender. Więc tym bardziej rozpaczam nad tą niesprawiedliwością.
Ja tam "Artystą" byłem szczerze zachwycony :) Z filmów nominowanych wtedy w kategorii film roku był to mój zdecydowany faworyt. Mam zamiar go sobie odświeżyć, zobaczymy czy znów wzbudzi zachwyt. Co do promocji i Weinsteina - masz rację, ale... Wszak ten film zgarnął ważne nagrody nie tylko w USA, ale też m.in. we Francji (5 Cezarów, w tym za film roku), był też do naszego Orła nominowany (przegrał z "Miłością"), doceniły go także gremia brytyjskie, australijskie, norweskie, argentyńskie, duńskie, włoskie, rosyjskie, hiszpańskie i kanadyjskie. Wszędzie to sprawka Weinsteina? ;)
A jeśli chodzi o pojedynek Fassbender - Dujardin (czyli pojedynek nagród dla aktora z Wenecji i Cannes), to Dujardin górą. Jednak ;) Nie samą głębią emocjonalną żyje człowiek.
Ale pisałam Ci wczesniej, że Artysta był czymś nowym, oryginalnym, czymś czego wcześniej nie było. To znacz było ale jakies prawie 100 lat temu ;) No bo ilu znasz współczesnych twórców którzy w erze efektów specjalnych, 3D, dźwięku decydują nakręcić się film niemy? Pod tym względem Artysta zasłużył na pochwały i z nagrodami przyznanymi przez wymienione przez Ciebie gremia się nie kłócę. Przecież to był świetny film, jesli chodzi o formę :) Potem wygrana na Oscarach i...no własnie co dalej? Bo spotkałam się z ogromną ilościa osób, które były szczerze zdziwione (a to i tak mało powiedziane) że tak wychwalany i nagradzany film okazał się tak... rozczarowywujący. Musze przyznac, że dla mnie to równiez był ogromny zawód. Spodziewałam się czegoś o niebo ambitniejszego. Scenariusz był tak strasznie banalny (choć niósł ze sobą pewną refleksję odnosnie kryzysu kina niemego na rzecz dźwiekowego). No ale rozumiem że Ciebie zachwycił - powodów ku temu przeciez ten film daje wiele.
Co do Weinsteina. Zrobił Artyscie taką kampanię, że wygraną miał w kieszeni (cos jak Cameron przy Avatarze, gdzie film może i zachwyca formą ale scenariusz leży na całego a to i tak nie przeszkadza zrobić reklamy filmowi jako "dziełu przełomowemu").
A tak co do nagród. Wszystkie gremia przyznają nagrody wedle własnych pewnych zasad. Kazde się czymś rózni. Cięzko porównywac filmy nagradzane w Wenecji, Berlinie, Cannes czy Toronto do tych na Oscarach bo nigdy się nie będa do końca ze sobą pokrywac. Poza tym nie należe do osób, które jakoś szczególnie przypatrują się nagrodom i w nich liczą jakość filmu. O Oscarach mam swoją opinię, raczej niezalezną od tego ile nagród zdobyły dane filmy wcześniej. Nie twierdze, że festiwale i gale poprzedzające Oscary sa nic nie warte, ale wydaje mi się, że nie można dyskutowac o wartości czy znaczeniu filmów w kontekście nagród, które zdobyły bo zawsze będzie istnieć grupa filmów, które są znakomite i jednoczesnie całkowicie pominięte i niezauważone na czymkolwiek co ma znaczenie w świecie filmu. I zawsze będzie istniec pewna grupa filmów, których jakośc będzie proporcjonalna do ilości przyznanych nagród.
"Nie samą głębią emocjonalną żyje człowiek". No nie samą, ale w przypadku pewnych aktorów od tego zaczyna się budowanie roli i przedstawienie jej na ekranie tak, by widz naprawde uwierzył w to, na co patrzy.
A tak jeszcze spytam. Masz jakies werdykty Akademii, z którymi bys się kłócił? Takie o których myslisz "totalne nieporozumienie" lub po prostu coś byś zmienił?
". I zawsze będzie istniec pewna grupa filmów, których jakośc będzie proporcjonalna do ilości przyznanych nagród." Miało być "NIE będzie proporcjonalna do ilości przyznanych nagród". Ech, czesto gubię "nie" w tego typu zdaniach ;)
Po kolei:
No, skoro spodziewałaś się czegoś ambitnego po "Artyście" to oczywiście się zawiodłaś... Ale czy dobre są tylko ambitne filmy, czy też czy tylko ambitne filmy powinny być nagradzane? Kino to także zabawa, czasem wręcz beztroska. "Artysta" to moim zdaniem zabawa na najwyższym poziomie - pomysłowa, czarująca, oryginalna (jak na nasze czasy) i w dodatku wspaniale nawiązująca do tradycji kina z lat 20, a nawet stanowiąca ukłon w stronę tego, i nie tylko tego, kina (od biedy można to uznać za coś ambitnego ;)). Nie trzeba się było refleksji spodziewać, tak jak nie trzeba się jej po np. "Żądle" (też Oscary) spodziewać. I już.
Przecież "Avatar" nie wygrał Oscara za film roku, więc o co chodzi? :)
Co do następnego akapitu - oczywiście, zgadzam się. Czy pisałem coś przeciwnego? Nie sugerowałem przecież nigdzie, że ilość nagród świadczy o jakości filmu, a jedynie że jest to ostatnimi czasy najlepszy oscarowy prognostyk.
Generalnie zależy to od roli... I filmu. Czasem trzeba być głębokim jak Bajkał, czasem wystarczy być ze wszechmiar czarującym :)
Oczywiście, że takie mam, ostatnio znacznie częściej się nie zgadzam z Akademią niż się zgadzam (może za wyjątkiem kategorii aktorskich). Z ostatnich pięciu lat tylko z jednym werdyktem za film roku się zgadzam - zgadnij którym :) A już totalnym nieporozumieniem właśnie było dla mnie zwycięstwo "Operacji Argo" (która notabene całą górę innych nagród dostała) - IMO najgorszy oscarowy film roku co najmniej od lat 50...
Co do oczekiwań wobec Artysty to były temu winne liczne zachwyty i promocja. Bo sam wiesz, że jak jest o filmie głośno i to przez długi czas, w dodatku film triumfuje na Oscarach to jednak wskażnik się podnosi ;) Ale masz rację, że jesli traktowac Artystę jako zabawę to film wyszedł bardzo udany i w świetnym stylu.
O Avatarze wspomniałam bo to tez przykład mocno średniego filmu, o którym było głośno, bo producenci postarali się by tak było. Sorki, bo wtrąciłam to przy gadce o Oscarach i wyszło tak, jakbym odwoływała się do wygranej tego filmu a tak nie jest :) Chodziło mi tylko o przereklamowanie filmu :) Ale jesli chodzi o rozstrzyganie czegokolwiek między Artystą a Avatarem to choć dla mnie to sztandarowe przykłady, gdzie promocja przesadzona była na tyle, ze spodziewano się nie wiadomo czego ale i tak obronną ręką wychodzi tu Artysta.
Zrobiłam uwagę o nagrodach, bo czesto o nich wspominasz i pomyślałam, że patrzysz trochę przez ich pryzmat. Jeśli się myliłam wybacz :) Po prostu błędne założenie ;)
Operacji Argo jeszcze nie widziałam, ale słyszałam już podobne głosy, że przyznanie tej statuetki było nieporozumieniem. A przynajmniej mocno kontrowersyjnym wyborem. Sama zdania jeszcze nie mam, więc się nie odniosę ale na lata ten film chyba nie utkwi w głowach ;)
Heh, nie mam pojęcia o jaki tytuł Ci chodzi ale ostatnio gdzieś czytałam, że wszyscy byli mocno zdziwieni gdy za najlepszy film statuetkę zgarnęło Miasto gniewu. Może o ten tytuł pytasz? Bo powiem Ci, że nie mam pojęcia :) Albo Wolf of Wall Street zamiast Zniewolonego?
2gi akapit: Cóż, tak to po prostu jest z reklamami, nie tylko filmów... Dlatego ja juz na reklamy nie patrzę. Nie wyczekuję też z utęsknieniem na żadne filmy, bo z doświadczenia wiem, że to też może wypaczyć odbiór - jak się na film czeka jak na Godota, odlicza dni itd. to oczekiwania rosną tak, że nie da się im sprostać... I to nie dlatego, że są zbyt wygórowane, ale dlatego, że są zbyt... wykoślawione, że sam nie wiesz czego chcesz. Może nie każdy tak ma, ale ja miałem ;) Zresztą, mam tyle filmów do obejrzenia, że nawet nie mam czasu czekać na inne ;)
Ostatni akapit: O_O Miałem oczywiście na myśli "Artystę" - to jest jedyny oskarowy film roku ostatnich 5 lat, który był moim faworytem. Czy ja coś nie po polsku napisałem? :)
Przy reszcie akapitów nie mam nic do dodania... Pozdro.
Rozumiem Cię z tym wyczekiwaniem. Choć sam okres czekania na jakiś film jest fajny, nie raz o wiele lepiej się to wspomina niż sam seans ;) Ale od reklamy dziś sie nie ucieknie niestety :p
Trzymaj się! :)
Wydaje mi się, że do ścisłej nominowanej piątki Ida powinna dostać się bez problemu a co do samej statuetki tak jak piszesz trzeba będzie poczekać aż zacznie klarować się konkurencja bo zaś w ostatniej chwili wyskoczy jakiś film i sprzątnie statuetkę z przed nosa.
W ostatnich latach wygrywają właśnie najlepsze. Miłość i Rozstanie od początku były uważane za najlepsze filmy i otrzymały oscara.
"Najlepsze" to dość względne pojęcie. Zalezy pod jakim wzgledem i dla kogo najlepsze.
Ja myślę, że dostać Oscara nie będzie łatwo, ale na nominację Ida ma bardzo duże szanse. A już samo to byłoby wyróżnieniem, bo ostatnio nominację dostał 'Katyń' 6 lat temu....
Jeśli chodzi o promowanie, to rzeczywiście Ida do czasu Oscarów będzie miała naprawdę nieźle wyrobiona markę.
Juz IDA sobie wyrobila niezle uznanie na swiecie co sie przelozylo na ogromny sukces w USA i FRANCJI(tam najwiecej zarobil ten film). Pomysl w jakim szoku musi byc rezyser i scenarzysta tego niskobudzetowego filmu... IDA na swiecie zarobila ponad 30 milionow zlotych!
Twórcy filmu sami przyznają, że nigdy nie myśleli o takim sukcesie.
A jeśli chodzi o dane, to za Stopklatką podaję, co film osiągnął na rynku światowym:
"We Francji film Pawła Pawlikowskiego obejrzało blisko 500 tys. widzów, ponad 100 tys. we Włoszech, po kilkadziesiąt tysięcy w Hiszpanii i Holandii. Amerykański Box Office wynosi 3,5 mln USD, a film do dziś przyciągnął do sal kinowych ok. 450 tys. widzów. Warto przypomnieć, że w dniu premiery film pokazywano zaledwie na trzech ekranach. Jego popularność stała się tak wielka, że w szczytowym momencie dystrybucji w USA film był wyświetlany na 134 ekranach. Dziś, 14 tygodni od premiery, nadal można go oglądać na 33 ekranach kinowych.
Film dystrybuowano także m.in. w Argentynie, Australii, Austrii, Belgii, Japonii, Kanadzie, Niemczech, Norwegii, Nowej Zelandii, Szwajcarii i na Tajwanie. Film łącznie został zakupiony na 52 terytoria, a zainteresowanie tytułem nadal się utrzymuje. 26 września "Ida" trafi na ekrany kin w Wielkiej Brytanii i Irlandii, a w październiku – w Danii i Szwecji."
Więc 'Ida' może zarobić znacznie więcej. Zwłaszcza, jeśli zostanie nominowana do Oscara, bo to zawsze jest świetna reklama dla filmu.
Najciekawsze jest jednak to, że w większości krajów film ten osiąga znacznie lepsze wyniki niż osiągnął na rodzimym rynku - raptem 100 tys.
Ostatnim nominowanym naszym filmem było "W ciemności", "Katyń" jest już przedostatni :)