Nie tak dawno, obejrzałem kawałek gali z wręczania "Europejskich Oscarów". Cóż, z pewnością europejskie kino ma się znacznie lepiej od poziomu owej uroczystości.
Pomijam kameralną salę, minimalną scenografię.... Przecież nie każda tego typu uroczystość musi pretendować do tej prawdziwie Oscarowej a jednak wydaje się, że jakiś poziom powinien obowiązywać. Tymczasem jak wyglądało wręczenie nagród najlepszemu europejskiemu reżyserowi? Otóż na salę weszła Pani Liv Ulman - niegdyś gwiazda filmów Bergmana i po powiedzeniu wszystkim "Dobry wieczór" przeszła do poświecenia uwagi każdemu z nominowanych do tejże kategorii. Nie byłoby w tym nic złego, tyle, że wszelkie słowa uznania Pani Liv Ulman czytała z trzymanej w ręku... kartki papieru. Ze zwyczajnej kartki:) Nawet nie włożonej do jakieś, nie wiem, elegancko wyglądającej okładki, ale czytała z kawałka trzymanego w ręku papieru. Słowo "żenada" to chyba za mało. W czasach kiedy w byle zwyczajnym zakładzie pracy osoba pełniąca funkcję dyrektora lub też Burmistrz albo Wójt np w święto Dnia Kobiet, wygłasza inaugurującą przemowę z pamięci bo wcześniej po prostu nauczył się co ma powiedzieć, bo tak wypada, bo tak jest bardziej uroczyście, na sali festiwalowej niegdyś światowa gwiazda kina czyta wszystko z trzymanej drżącą ręką kartki papieru. Czy pan Pawlikowski powinien był wyjść? No i chyba czas najwyższy aby nie tytułować tej przaśnej imprezy "europejskimi Oscarami".