Tuż po seansie chciałem powiedzieć że to dobry film i nic więcej.
Nie rozumiałem skąd te zachwyty i typowanie jako faworyta do Oscara.
Nie ma budowania suspensu, napięcia, a z opowiadanej historii dało się wydobyć dużo większy ładunek emocjonalny.
Jednak po dłuższej chwili naszła mnie refleksja. Ida miała świetnie odwzorowany klimat tamtych czasów który pozostaje w głowie po seansie. Niewielki pokład emocji który gdzieś tam bardzo głęboko daje o sobie znać.
I doceniam mimo wszystko jak subtelnie prowadzi opowieść.
Aktorsko zdecydowanie wyróżnia się Agata Kulesza, miłym akcentem jest Dawid Ogrodnik i Jerzy Trela przewijający się w tle. Agata Trzebuchowska zagrała bardzo naturalnie.
Między młodą dziewczyną i ciotką będącą jej kompletnym przeciwieństwem czuć więź, powstałą wbrew temu jak wiele je różni.
Zdjęcia dodają cegiełkę w budowaniu nostalgii. Szczególnie zapadła mi w pamięci scena gdy Kulesza odwozi Idę do zakonu, a drzewa tworzą przed nimi niemalże tunel ze światełkiem na końcu. Muzyka przywodziła na myśl Preisnera w Dekalogu.
I tak jak tuż po obejrzeniu chciałem powiedzieć, że Mandarynki zrobiły na mnie znacznie wrażenie, tak teraz zmieniłem zdanie. To Ida jest lepszym filmem i mogę z czystym sumieniem kibicować swoim.
Ode mnie 9/10