Każdy kadr z tego filmu można by powiesić w ramce jako dobre zdjęcie. Wyjątkowo przyjemnie obejrzeć taki film. Wspaniałe zdjęcia.
Mam podobne odczucia, ale same wysublimowane zdjęcia to nie wszystko co zrobiło na mnie wrażenie. Dużą przyjemność sprawiła mi muzyka, a "Equinox" Cltranea największą, a grą Kuleszy jestem zachwycony, jej rozmowy z napotkanymi ludzmi, relacja z Idą, zmaganie ze sobą, swoją przeszłością, i ostatnia jej scena bardzo mnie poruszyły. Tak, piękna ta"IDA". Pozdrawiam i polecam "Papuszę", sam zamierzam się wybrać.
Zgadzam się, dobra muzyka. Podobało mi się skontrastowanie kawałków typu "Serduszko puka..." z dramatem wydarzeń. Co do Kuleszy to faktycznie, świetnie wykreowała postać. Przy jej grze Dawid Ogrodnik wydawał się całkowitym amatorem.
Nie wiem czy oglądałyśmy ten sam film, ale kadry są fatalne! Ucięte, krzywe, nienaturalne... Nie mam pojęcia czy to zabieg specjalny (bo miało być "artystycznie" i wywołać w widzach, hm... coś. Właśnie takie nieokreślone coś.) czy może brak podstawowej wiedzy o kadrowaniu u operatora/reżysera. Sama czasem zdjęcia robię, nie zawsze są to piękne, proste kadry, podzielone w stosunku 1/3, złote zasady i te sprawy, bo czasem wypada wyjść poza safety zone. Ale bez przesady - jak można puścić do obiegu film, w którym znaczna część kadrów to ucięte ręce i nogi, zdjęcia, gdzie widać tylko jedno oko albo na dole tylko głowy, a nad nimi ogromny budynek, przy którym aktorzy właśnie stoją? Może i miało to mieć jakiś niesamowity wydźwięk artystyczny, ale wyszło zwyczajnie brzydko i nieprofesjonalnie.
Moim zdaniem wyszło pięknie. Nie posądzałabym profesjonalnego reżysera o brak podstawowej wiedzy o kadrowaniu więc to na pewno zabieg celowy.
Może i celowy, niemniej denerwujący i zabierający przyjemność oglądania. Są filmy, w których takie kadry pasują i robią cały klimat. Tu nie pasują.
To zdecydowanie zamierzony efekt. Młody operator, Łukasz Żal zastąpił w tym filmie innego operatora, który z powodów zdrowotnych (może i innych też) musiał zrezygnować z produkcji już na początku. Reżyser i operator chcieli, żeby ta historia była w jakiś sposób świeża i intrygująca, odmienna od tego, w jaki sposób opowiada się zwykle w polskim kinie o tamtych czasach. I myślę, że bardzo im się to udało. Pawlikowski mówił, że ten obraz to też trochę efekt "znudzenia" kinem. Stwierdził, że męczą go już powtarzane w kinie klisze, schematy, uwikłanie w konwencje i miał ochotę zrobić coś innego, znaleźć swój środek wyrazu, coś co na nowo rozbudzi zainteresowanie, ożywi.
Próbowali różnych ujęć, Łukasz zaproponował te "przemieszczone" kadry w kilku scenach i okazało się, że tak bardzo pasują do opowiadanej historii, że stały się głównym językiem tego filmu.
Czy te kadry wyglądają brzydko i nieprofesjonalnie? To kwestia gustu. Ja byłam nimi zachwycona od pierwszych chwil. Zawsze tak jest, że to, co trochę zaburzone, przełamane nie daje nam spokoju, mierzi, każe się doszukiwać czegoś niedopowiedzianego. I tutaj też to tak na mnie działa. Nie przeszkadza mi, że operator uciął kawałek czyjejś brody, a nad głową aktora jest pusta przestrzeń nieba lub ściany o ciekawej fakturze. Dlaczego historie można opowiadać w tylko jeden, "grzeczny" sposób?
Nie uważam tego filmu za wybitny, bo sama historia mnie nie wciągnęła wystarczająco mocno - to nie wina zdjęc, ale scenariusza. Nie byłam w stanie się przywiązać ani do Idy (jej motywacje były dla mnie raczej niezrozumiałe), ani do Krwawej Wandy - przerysowanej, charakterystycznej, życiowo poturbowanej (jest i katem i ofiara). Chylę jednak czoła przed pracą operatora! Dał czadu, odważnie ale jednocześnie subtelnie.
Z pewnością oryginalne kadrowanie przykuwało uwagę. Rozumiem, że twórcy zdjęć poszukują nowych rozwiązań, jednak moim zdaniem nowe rozwiązania powinny służyć wytworzeniu określonego efektu, potęgującego odbiór filmu. Choć starałem się dość mocno, nie dostrzegłem na czym miał polegać ten efekt.
Miał polegać na ukazaniu pustki otaczającej bohaterki. A ową pustkę już każdy po swojemu może interpretować.