To jest taki film, który wymaga do widza by dał mu się ponieść. Bo nie ma w nim fajerwerków z "Pokłosia" a raczej zaduma i pozorny spokój z "Miejsca urodzenia" Pawła Łozińskiego. Opowieść o dziewczynie która z hermetycznego świata zakonu rusza w podróż w teraźniejszość w której pozna siebie, świat, ludzi w przeciwieństwie do ciotki której podróż w przeszłość przypomni kim jest choć prawdę tą rozpaczliwie usiłowała zagłuszać alkoholem czy przygodnymi sexem. Podróż dla obu kobiet będzie miała znamienne skutki. Wielkość tego filmu polega też na jego niejednoznaczności. Tu nie ma tylko złych antysemitów Polaków (bo przecież Idę nie zabiją a oddadzą księdzu, który ją ocali) tak samo biednych, pokrzywdzonych Żydów (postać Ciotki Idy). Wszyscy są jednakowo tragiczni, biedni. Wielki mądry film.