co my tu mamy?
mamy nośny, bulwersujący temat, biało-czarną, klimatyczną scenografię oraz wtopionych w nią kilku aktorów. po kwadransie wpatrywania się w ekran trudno ich od otoczenia odróżnić, tak bardzo nie okazują emocji, przypominając drewniane, frasobliwe Jezuski na rozstajnych drogach.
bohaterowie dokonują kompletnie nieprzekonujących wyborów- reżyser im kazał, to grają, ale chyba sami nie wiedzą, co i o czym. widzowie, niestety, tym bardziej.
filmowi przydałyby się też napisy - bardzo słaba jakość dźwięku sprawia, że część dialogów jest kompletnie niezrozumiała. chociaż w sumie może to i lepiej?
kiedy jedna z bohaterek dokonuje dramatycznego kroku, za plecami usłyszałam głośną, spontaniczną prośbę innego widza, skierowaną do drugiej z nich: zrób to samo!
jaka szkoda, że nie usłyszała.