Złe filmy powstają od niepamiętnych czasów, ale że jakiś postęp musi niestety być, to teraz przyszła moda na złe sagi.
Igrzyska śmierci są filmem tak głupim, że można je oglądać jedynie z rękami na głowie. Fakt, że głupota gra tu rolę pierwszoplanową, jest do pewnego stopnia pożyteczny - spycha na dalszy plan płaskie i niedorzeczne charaktery grane niezgrabnie przez brzydkich aktorów, dzięki czemu można się skupić na śmianiu.
Film porusza jakoby wątki polityczne, więc rzućmy na to okiem.
Mamy kilkanaście dystryktów, w których na oko żyje po kilkaset osób. Osoby te są ciemiężone przez "Kapitol" i według scenariusza ledwo zipią.
W trzeciej części okazuje się jednak, że stać ich na z'organizowanie ruchu oporu, który ma pod'ziemne bazy, zaawansowaną broń, statki powietrzne i agentów w stolicy.
Kilka lat temu była w Polsce taka sytuacja, że wybory zostały ogłoszone nieco wcześniej i UPR musiał iść w koalicji z LPR, bo nie miał fizycznej możliwości zebrać podpisów. Na prawicę w Polsce głosuje regularnie co najmniej kilkaset tysięcy ludzi. A jednak ich reprezentanci nie byli w stanie zebrać na czas podpisów. Nie mieli za co wynająć do tego ludzi.
W sowieckiej Rosji władza miała do dyspozycji miliony niewolników. A udało się jej wybudować jedynie metro. Tutaj z pracy kilku obdartusów mamy wystawioną wspaniałą stolicę.
Każde dziecko w Polsce wie, że z niewolnika nie ma pracownika. Ale ten film ma nowe przesłanie - wszelkie bogactwo pochodzi z wyzysku. Zakuj łachmaniarza w kajdany, a za chwilę będziesz miał szklane domy.
Co ciekawe, obdartusom nie tylko zostało kasiory na wystawienie prywatnej armji, ale są nawet w stanie zachować to w tajemnicy przed rzekomo totalitarnym systemem. Jak bardzo jest to głupie świadczy fakt, że w filmie nie ma żadnej zagranicy - rebelianci musieliby zbudować od podstaw cały przemysł zbrojeniowy.
Jest tylko jedno sensowne wyjaśnienie tej sytuacji. Owe dystrykty zostały stworzone dla garstki osób, które z nostalgji chciały żyć w socjalistycznym świecie i odrzuciły postęp. W stolicy panuje kapitalizm, ludzie są wolni i zamożni. Na prowincji istnieją dystrykty dla masochistów, grubo dotowane przez metropolię. Kapitol jest tylko instytucją użyteczności publicznej, która odgrywa rolę, do której została powołana. Tą rolą jest udawanie totalitarnej władzy, a w praktyce umożliwienie podludziom ze skansenu życie po dawnemu. Kapitol dba o to, by sowieciarze nie zmarli z głodu i w tym celu organizuje im pracę. Posyła także broń i udaje, że nie widzi spisków, by mogli urządzać swoje ulubione ruchawki. Dzikusów pilnują roboty, więc zabawa jest w miarę bezpieczna. W stolicy nic się nie dzieje, ludzie się bezkarnie bogacą, więc z nudów oglądają te wybryki i różne programy okołodystryktowe - jak chociażby Igrzyska śmierci.
Interpretacja filmu trochę naciągana, ale nic innego nie dałoby się zapiąć.