Wczoraj byłam na maratonie "Igrzysk Śmierci" i szczerze mówiąc, żałuję że nie poszłam tylko na ostatnią część. Kocham każdą z nich, no ale niestety po całym dniu i obejrzeniu 3 poprzednich części ledwo wytrzymałam. No ale udało się. Film jest baaardzo zbliżony do książki, oczywiście są NIEWIELKIE odstępstwa, które dało się przeżyć.
Jest to przede wszystkim film o walce, która nie była AŻ tak ukazana w poprzednich częściach, tutaj co chwilę Katniss, Gale, Peeta, Boggs,... musza walczyć ze zmiechami, Snowem, innymi ludzmi. Trochę tego dużo. Ale nie zmienia to faktu, że akcja jest wspaniała, dynamiczna i wciąga.
Szczerze mówiąc miałam cichą nadzieję, że jednak końcówka będzie inna, że Prim i Finnick nie umrą, chociaż wiem że dla reżysera był to świetny wątek, który z pewnością chciał stworzyć, żeby w końcu nie było wielkiego happy endu.
Ekranizacja jest świetna, ale dużo mam żalu do Suzanne Collins, która nie dość że uśmierciła tak świetne postaci, to jeszcze tak rozegrała finałową scenę, kiedy Katniss udaje się na Kapitol, czy by zabić Snowa. Trochę przekombinowane z jej strony, widać że chciała zrobić coś niespodziewanego, ale już trochę na siłę. Nie zmienia to faktu że zarówno wszystkie 4 części filmowe, jak i trylogia książkowa jest fenomenalna i jestem jej wielką fanką.