Hej :) Mam pytanie chyba bardziej to tych, którzy czytali książkę - przynajmniej w filmie nie
dopatrzyłam się tego szczególiku, a jestem go ciekawa :)
Igrzyska odbywają się co roku.
Na początku Katniss uspokaja Primrose, że na pewno małej nie wylosują, bo jej imię pojawia się
tylko raz, więc jest to małe prawdopodobieństwo. Katniss pyta później Gale'a, ile razy jego imię
się pojawia - odpowiada chyba, że 42 razy. A jedyna sytuacja zbierania imion to ta, gdy wszyscy
zostają losowani do igrzysk, a Gale raczej nie ma ponad 50 ;)
Moje pytanie więc brzmi: przy jakiej okazji spisywano i zbierano imiona?
Za częstsze występowanie imienia w losowaniu można było dostać pieniądze. Nie pamiętam, czy wspominali o tym w filmie, ale książka tę kwestię wyjaśniała. Zdaje się, że imię Katniss też występowało kilka razy, natomiast nigdy nie brała pieniędzy za imię siostry i dlatego uspokajała ją, że jej nie wylosują bo imię pojawia się tylko raz. Natomiast imię Gala pojawiało się sporo razy, bo był zmuszony często brać pieniądze.
Co roku, każdy, kto skończył 12 lat (do 18 roku życia, czyli dopóki mógł wziąć udział w Igrzyskach) mógł wykupić tzw. astragal (porcja oleju i zboża na cały rok dla 1 osoby), ale po jego 'wykupieniu' jego nazwisko pojawiało się dodatkowo na liście. Gale miał dwójkę rodzeństwa i rodziców więc co roku brał na siebie 5 astragali plus co roku jego jego imię i nazwisko podwójnie pojawiało się na liście (takie były zasady, że 12-raz, 13- dwa razy, 14-trzy razy itd). Czyli jeżeli miał np. 18 lat jak w filmie i książce, to jego nazwisko z 'naturalnej' kolei rzeczy pojawiło się siedmiokrotnie, do tego brał co roku 5 astragali (po jednym na każdego członka rodziny) czyli miał spore szanse na wylosowanie, bo ostatecznie pojawił się 42 razy, Katniss też brała astragal na siebie, siostrę i matkę, więc pojawiła się 20 razy (bo ma 16 lat). Takie dokładniejsze wyjaśnienie :)
Aha. No i wszystko jeszcze jaśniejsze, dziękuję :)
A skoro już jesteśmy przy temacie - ciekawi mnie, jak wyglądało przydzielanie żywności? Nie każdy był teoretycznie zmuszony do wykupu astragalu, ale w praktyce trudno by było przeżyć na tej "podstawowej" porcji?
Tak, dlatego każdy robił coś dodatkowo. Wszystko działało na zasadzie wymiany, handel był, przynajmniej w dystrykcie 12, najbardziej powszechny. Polowanie było zakazane, jednak Katniss i Gale i tak to robili, bo inaczej nie utrzymywaliby rodzin. Strażnicy (bo każdy dystrykt ich miał) przymykali na to oko, bo chętnie wykupywali od nich świeże mięso. W 12-tce był też czarny rynek, na którym wymieniali produkty, Katniss nauczyła się, kto co przyjmuje, z kim można się potargować (np. burmistrz chętnie przyjmował bodajże porzeczki, inni wiewiórki, inni króliki). Ich dystrykt był podzielony na "złożysko" i na "miasto". Ci miastowi w większości nie musieli brać astragali i rzadko głodowali, bo produkowali różne rzeczy, np. (jak rodzina Peete'a) byli piekarzami, bądź rzeźnikami. Matka Katniss była córką aptekarzy, więc pochodziła z miasta, jednak ożeniła się z górnikiem, co oznaczało przeniesienie do złożyska. Nadal miała małą aptekę, więc wymieniała się też ziołami i lekarstwami, czasem leczyła górników spisanych na straty przez lekarza. Prim (siostra Katniss) miała kozę, więc był też ser.
Wracając do podziału, mieszkańcy złożyska musieli sobie radzić inaczej, często głodowali i brali najwięcej astragali, praktycznie wszyscy pracowali na kopalni (bo tym charakteryzował się dystrykt 12) i tam też zarabiali, ale nie było tego dużo. Katniss straciła na kopalni ojca, przez co jej matka wpadła w depresję (nie jest to nazwane w książce, ale to można to wyczytać z opisów) i dziewczyna od 11 roku życia sama musiała polować (nauczył ją tego ojciec), dopóki nie poznała Gale'a, wtedy polowali razem. W książce wszystko jest fajnie opisane, jest niesamowicie wciągająca. Zaczęłam wczoraj wieczorem i jestem na ostatnich stronach :)
jasno, jasno, jeszcze jaśniej :)
Miałam wrażenie - chociaż nie czytała - że ukazano nam kawalątek życia codziennego w dystrykcie, bardziej skupiono się na głównych bohaterach niż na warunkach reżimu, a to szkoda, bo rzadko w ten sposób ukazywany jest ucisk niższych warstw.
Dziękuję za odpowiedź i polecenie, obecnie siedzę bardziej w klasykach, ale jeśli wpadnie mi w łapki, przeczytam :)
.
Ja właśnie od zawsze uwielbiałam fantasy, mam swój własny świat można powiedzieć :D
Narracja w książce jest pierwszoosobowa, wszystko jest przedstawione oczami Katniss i jej wspomnieniami, dlatego ciężko jest nakręcić film na jej podstawie. Uważam, że scenarzyści i reżyser zrobili kawał świetnej roboty, bo niewiele wątków książki jest pominiętych, może niektóre przeoczyli i paru rzeczy nie zdołało im się wyjaśnić, ale uważam, że to dobra ekranizacja. Wiele osób twierdzi, że wręcz przeciwnie, dlatego nawet nie zaczynam tego tematu. Sama najpierw obejrzałam film, później zabrałam się za książkę i w żadnym przypadku nie jestem zawiedziona. Nie rozumiem tej krytyki, ale co kto lubi. Np. sagę "Zmierzch" obejrzałam i przeczytałam z ciekawości, żeby wiedzieć o czym cały ten szum i nie zachwyciło mnie, może być, ale du*y nie urywa, jak mówią.
Jeśli lubisz trochę pofantazjować i oderwać się lekką lekturą to jak najbardziej polecam Igrzyska, wiele czasu nie zajmie :)
Z fantasy zaczytywałam się niegdyś w Sapkowskiego, wybiórczo Terry'ego Prachetta, Ursulę Le Guin, Andre Norton.
Często jest tak, że podoba się nam bardziej to, z czym się bardziej zapoznamy :) Często, gdy czytam książki po obejrzeniu filmu, ekranizacje bardziej mi się podobają (ostatnimi czasy było to np. "Milczenie owiec"). Tutaj nie mogę się wypowiedzieć co do zgodności adaptacji z oryginałem :) ale zdaje mi się, że najczęściej głównie czytelnicy mają zarzuty pod adresem ich ukochanych książek przeniesionych na ekran. Każdy inaczej to sobie wyobraża, chociaż jeśli coś nie zgadza się z naszymi wyobrażeniami, warto docenić całość, jeśli jest dobrze dopracowane.
Ze "Zmierzchem" miałam tak samo, z ciekawości się zapoznałam (przebrnęłam tylko przez dwie pierwsze części). Lekko i przyjemnie, takie tam czytadełko, ale p r z e r a ż a mnie, gdy ludzie nazywają to arcydziełem o.O
Właśnie ostatnio odeszłam od "lekkich" lektur na rzecz klasyków, nieco cięższych. Po rozsmakowaniu się w takim języku i opisach, trudno docenić współczesną lekką prozę, wszystko wydaje się miałkie, płytkie i czarno-białe. "igrzyska" od pewnego czasu mam na oku, jak odwiedzę bibliotekę (a jeszcze trochę książek, dawno temu napisanych), dopytam się o nie :)
No tak, to prawda, jest spora różnica, ale te poważniejsze lektury pisane są przez dużo poważniejszych ludzi, a fantasy przez osoby które same najczęściej miewają głowę w chmurach, inaczej nie wytworzyłyby takiego świata.
Ja na przykład do teraz rozpływam się nad Nabukovem i jego "Lolitą". Książka a film, mimo, że dobrze zekranizowany, to dwa różne światy. W filmie widzimy ewidentnie pedofila, którym się brzydzimy i którego mamy ochotę zgładzić. W książce Humbert (oczywiście na początku, kiedy wchodzimy w ten świat widzimy jedynie obrzydliwego człowieka) to poszkodowany przez los człowiek, który stracił wielką miłość, następnie okręciła go sobie wokół palca nastolatka, która ostatecznie go porzuca. Dopiero na końcu widzimy jak chory i popieprzony był ten człowiek. Przynajmniej ja tak miałam. Niesamowity pisarz i do teraz się zastanawiam jak mógł chociaż na czas lektury zrobić mi z mózgu wodę.
Pewnie niegdyś zawód pisarza traktowano bardziej jak rzemiosło niż zajęcie dla marzyciela, toteż ludzie musieli do niego podchodzić "z głową". :) Był to zresztą bardziej zawód niż pasja, bo wybić się miały szansę dzieła erudycyjne i oparte na pewnych "akademickich" zasadach, dziś rzadko się to zdarza. Dla mnie dawni mistrzowie wykazują się większą zdolnością obserwacji ludzkich charakterów niż współcześni autorzy. (oczywiście, bardzo uogólniając; np. przez robiącego w XVIII wieku karierę Waltera Scotta nie przebrnęłam ;>)
Dla porządku - chodzi Ci o ekranizację z Jeremym Irons'em (czy jak tam się odmienia)?
Tez czytałam "Lolitę", ale szczerze mówiąc sporo z niej nie zrozumiałam. W posłowiu od tłumacza doczytałam się, że bardzo wielu gier słownych nie dało się przetłumaczyć na polski, a ponadto znajduje się tam wiele nawiązań do dzieł klasyków, np. do Joyce'a, a na pewno nie posiadam wiedzy, by dostrzec te smaczki :(
Cóż, w filmie trudno oddać zakochanie "w jedną stronę". Chociażby scenki były najbardziej liryczne, to myślę, że każde spojrzenie Humebrta w stronę Lolity odebralibyśmy jako zachowanie pedofila :) (chociaż nie jest to w filmie aż tak rażące - dziewczynka jest dojrzewająca, ale czytając książkę, wyobrażałam ją sobie jako o wiele młodszą)