Il siero della vanita można spokojnie określić mianem giallo. Mamy więc sporo rzeczy, które ten podgatunek oferuje - subiektywne odczucia, tajemnice, mylące tropy, ciekawą bohaterkę po przejściach na tropie tym razem nie zabójcy, a porywacza pewnych osób, które, jak się okazuje, brały wspólnie przed laty udział w show nieprzerwanie święcącej triumfy gwiazdy TV - Sonii Norton.
Właściwie film nie jest jakimś wybitnym osiągnięciem. Ogląda się go przyjemnie, o ile lubi się włoskie gialli, choć nie jest to poziom lat 70. Jednak najciekawsza wydała mi się końcówka, pokazująca, co naprawdę się liczy dla wszystkich w tym filmie. No, prawie wszystkich... smutna to prawda, ale jakże prawdziwa ;) niestety, parcie na szkło, tak surowo ocenione w filmie Infascelliego, jest popularne również w naszym kraju, gdzie tabloid o tytule Fuckt ma chyba największe zbycie z prasy, a ludność Polski gromadnie wchłania papkę serwowaną przez Polshity i inne TVN-y.