Muszę przyznać, że byłem bardzo zaskoczony tym filmem, spodziewałem się czegoś w stylu "Imperium Zmysłów" a dostałem opowieść o wiele bardziej wysublimowaną i klimatyczną. Przede wszystkim erotyki nie ma tu zbyt wiele, a w porównaniu ze wspomnianym już filmem, to wręcz jest jej znikoma ilość. Kolejna sprawa to zdjęcia, doskonale odzwierciedlają nastrój filmu. A nastrój jest momentami duszny, mroczny, oniryczny. Sceny z rykszą (kto oglądał, ten wie) mają niesamowity klimat. Właściwie to wszystkie sceny z posępnym duchem zabitego rykszarza są doskonałe.
Mroczny klimat, ciekawa historia, uzupełniona o doskonałe zdjęcia i muzykę sprawiła, że film Oshimy uważam za bardzo udany.
Zgadzam się. Dawno nie widziałem tak dobrych zdjęć, do tego wybornie to wszystko zgrywa się z muzyką natury, dosłownie czułem wiatr świszczący pomiędzy drzewami pokrytymi śniegiem. Narracja i klimat jest bezbłędny. Imperium zmysłów a Imperium namiętności to dwie różne bajki. Z tym, że imperium namiętności to inteligentna opowieść o morderstwie z pożądania a imperium zmysłów to ekstrawagancki pornos podszyty ciekawą ideologią. Oba sobie cenię, jednak jako miłośnik historii opowiedzianych i przemyślanych cenię sobie bardziej Historię z namiętnością, bo i jest w niej więcej zmysłowości niż w poprzednim imperium.