To już drugi film Jarmuscha, który miałem okazję obejrzeć ostatnimi czasy. Hm, od czego by tu zacząć? Może od tego, że podobały mi się całkiem czarno-białe zdjęcia, które są pewną formą odwagi ze strony reżysera, bo mało kto w latach 80. używał takiej taśmy.
Jednak sama fabuła wydała mi się dość uboga i w zasadzie bez większego sensu. Bohaterowie podróżują z miejca na miejsce, snują się, rozmawiają i generalnie nie robią niczego interesującego. Nie ma między nimi ani wielkich konfliktów, ani jakiegoś napięcia, które by mnie wciągnęło w opowiadaną historię. Być może celem reżysera było pokazanie zwyczajnego życia, ale jednak jakiś zabieg dramaturgiczny byłby tu bardzo mile przeze mnie widziany.
Kilka śmiesznych sytuacji to jednak za mało, by uznać film za dobra komedię. W sumie nienajgorsze kino, ale tylko dla amatorów stylu Jarmuscha, który mnie jak na razie nie przekonuje. Może inne jego niezależne produkcje będą dla mnie ciekawsze? Chciałbym, żeby tak było.
7/10.