Tutaj widać pracę malarza, powstawanie dzieła.
Widać, jak trudne, czasochłonne, żmudne jest zrobienie kopii.
A u MACHULSKIEGO parę przebitek i tyle. PADAKA.
Tyle gadania o obrazie, jak przyszło co do czego to więcej się mówi o kopiowaniu "DAMY Z ŁASICZKĄ", niż to widać na ekranie.
Żenada.
w "INCOGNITO" - skądinąd ZNAKOMITYM FILMIE Badhama widać wszystko.
JOHN BADHAM podołał zadaniu. Jego film jest FASCYNUJĄCY
POKAZUJE PEŁNY PROCES FAŁSZOWANIA DZIEŁ SZTUKI...
przez to sam się nim staje.
Ale chyba nie mówisz o tych paru obrotach kamery wokół sztalugi? Pełny proces... hmm... ja tam widziałem tylko proces zdobywania surowców (dość naiwny), a całe malowanie to scena trwająca może 2 minuty. Nie wiem jak można ocenić ten przeciętny film na 10. To policzek dla wielu dobrych i bardzo dobrych filmów. O arcydziełach kinematografii nie wspominając.
Vinci można obejrzeć. To sympatyczne kino. Po prostu zupełnie zawodzi jako kino o fałszowaniu obrazu.
Tymczasem "Incognito" jest w pełni satysfakcjonujące. Nie rozumiem o co chodzi Pete'owi. Minut nie liczyłem, ale sceny, które Badham nakręcił są w pełni przekonujące. Przynajmniej dla mnie. I to nie tylko te, w których Jason Patric (skądinąd świetny aktor) maluje, ale także, jak zdobywa ramę, podgrzewa i niszczy płótno. A nawet jak czyści salę po malowaniu. Wszystko to przedstawia kompletny proces tworzenia fałszywego Rembrandta na tyle, na ile kino może sobie pozwolić. Gdyby film miał pokazać krok po kroku, każde machnięcie pędzlem, trwałby chyba z miesiąc. A tak reżyser bardzo zgrabnie robito w jednej wystarczająco długiej sekwencji fałszerstwa.
Nie znam drugiego tak sprawnie nakręconego filmu o malarzu i malarstwie, nie licząc "PASJI ŻYCIA" Vincenta Minelli, który faktycznie jest poza wszelką skalą.
Wiadomo, że Badham, to reżyser na pewnym poziomie, a Machulski jedynie zwykły wyrobnik plątający się gdzieś w polskiej lidze której niegdyś był królem. Dziś nawet nie może o tym pomarzyć.
Wracając do tematu, słucham właśnie ciekawego score'u autorstwa Johna Ottmana do właśnie "Incognito". Utwór "Creation" napisany pod sekwencję fałszowania dzieła sztuki, trwa ponad 4 minuty, zachwycając błyskotliwą melodyjnością i lekkością kompozycji. Jest jeszcze "Re-Creation", ponad 3 minuty. Ottman i Badham, to zgrany duet, który się nie oszczędza. Wspaniała muzyka, ciekawie rozbudowana scena, niezły film. A na deser jak zawsze olśniewająca Irenka Jacob. Nie można marudzić i narzekać. Należy zobaczyć.
Badham w przeciwieństwie do amatora Machulskiego zna się na rzeczy. Nie spowija niczego mgłą tajemnicy, odsłania arkana fałszowania obrazu i z precyzją oraz niekłamaną fascynacją przygląda się trudom tworzenia genialnej mistyfikacji. Składa hołd artyście fałszerstwa doskonałego.
http://www.youtube.com/watch?v=s3z5MYDXtTs&feature=relmfu
Robi wrażenie, nieprawdaż?
"Vinci" daleko w tyle. Machulski to nie Badham. Staniecki to nie Ottman. Szyc to nie Patric. Baar to nie Jacob. Polska amatorszczyzna jednym słowem.
No już już, nie zgrywaj takiego krytyka filmowego. Zupełnie ci to nie wychodzi, bo przecież jak można porównywać w ten sposób dwa utwory, reprezentujące zupełnie różne gatunki - Vinci to lekka komedyjka, a Incognito to film nieco bardziej ambitny, aczkolwiek również bez przesady. To jakby na poważnie porównywać Gwiezdne Wojny z Kosmicznymi Jajami - oczywiście z miną znawcy, który pozjadał wszystkie rozumy i byle Machulski mu nie straszny. Nie rozumiem jak mogłeś do tego tak podejść.