Wiadomym jest, że każdy oczekuje tego samego od dobrego
horroru. Ma on przede wszystkim wprawić nas w stan strachu,
i mamy przeżywać emocje jakie w nim panują, a ekran to
jedyna bariera między nami, a grozą której doświadczamy.
Jedni fascynują się hektolitrami krwi wysysanymi przez
wampiry, drudzy głowami skaczącymi jak piłki, a jeszcze inni
klimatem przerażenia i kryjącymi się w ścianach duchami lub
opętaniem. Osobiście wolę tę ostatnią półkę horrorów, co nie
znaczy, że filmy typu ''Piła'', ''Hostel'' czy ''Noc żywych trupów''
są mi zupełnie obce. Niestety o dobry film w tym gatunku,
dzisiejszymi czasy jest cholernie trudno. Owszem zdarzają się
wyjątki, ale są one sporadyczne. Często się też dzieje, że
pomysły lub potencjał drzemiący w czymś nietuzinkowym, w
prosty sposób jest psuty przez twórców lub nieumiejętnie
przez nich przedstawiany. Czy zatem Amenábar choć w
minimalnym stopniu mnie zaskoczył swoim dziełem ''Inni''?
Może nie na tyle, abym popadał w zachwyt, ale za to
umiejętnie skupił moją uwagę na filmie, jednocześnie
podnosząc mi ciśnienie przynajmniej kilka razy.
Najmniej przemawia tu do mnie sama fabuła. Nie mówię, że
mi ona ''nie leży'', ale ocieka raczej wyrafinowaniem (przede
wszystkim mam na myśli służbę), a całość jest lekko naiwna.
Groza jaką tworzy reżyser, jest zbyt ''elegancka'', wyglądająca
na bardzo opanowaną i przesadnie poukładaną. Nie ma tu
ani krzty chaosu. Wszystko to potrafi zjeżyć włos na głowie, ale
brakuje mi tu tej przysłowiowej ''kropki na i''. Oczywiście
wszystko to prowadzi do oryginalnego finału, chociaż w
pewnym momencie przeszło mi przez myśl, że tak też może
być, który i tak jest w stanie zaskoczyć. To co wymieniłem, nie
jest jakąś wadą ''Innych'', ale gdyby nie gra Nicole Kidman i
chwilami dzieciaków, wręcz fenomenalna atmosfera lęku,
kapitalne zdjęcia, ''zabijająca słuch'' muzyka, w sensie
pozytywnym rzecz jasna, znakomite oddanie klimatu epoki i
wilgoć przeplatająca się z dusznym powietrzem, oraz sunące
kamery przez mgliste lasy i łąki, dałbym niższą ocenę.
Powrócę jeszcze do rodziny Stewardów, którzy dobrze
wywiązali się z przekazania nam niepokoju, który nimi
zawładnął. Najbardziej okrutne było opowiadanie Anne
Nicholasowi o tajemniczych mieszkańcach, a zwłaszcza
jednym z nich, dzielących z nimi demoniczny dom. Chłopiec
autentycznie oddawał przerażenie. Pomyśleć, że gdyby to był
fakt, cóż taka istota musi mieć w głowie, aby nie zwariować?
Dlatego też kilkanaście scen, które bezpośrednio ścierają na
ekranie rodzeństwo, jest dobrych, a parę nawet wytrawnych :)
Mentalność i niewiara Grace oraz ślepe uczenie dzieci
naiwności, jest może nieraz irytujące, ale kto o zdrowych
zmysłach postępował by inaczej. Kidman zatem, to jeden z
najważniejszych elementów tej produkcji. Jest wystarczająco
wiarygodna.
Druga odsłona filmu, jest zdecydowanie na plus, a po
podsumowaniu całego tego hermetycznego pudła strachu,
ogólnie podnoszę notę do 6 - 6,5/10. Tak czy inaczej jest to
jeden z tych lepszych ''przestraszaczy'' powstałych już w XXI
wieku. Może ogólnym tematem nawiedzonego domu nie
zaskakuje, bo to nie nowość, ale nie jest aż ''taki sam'' jak
większość o podobnych historiach. Jeżeli jest dobrze
zrealizowany, to może się podobać, a ten taki przecież jest.
Dziś nawet takich trzeba szukać jak igły w stogu siana. Bo
dziś coś wyjątkowego i oryginalnego to rzadkość. Brak jest
dobrych rarytasów, bo twórcy wolą sięgnąć jak widać po coś
utartego i już wypróbowanego. Amenábar to nieliczny ''okaz'',
któremu powrót do korzeni się udał przyzwoicie.
Wiele fragmentów w nim może utkwić tak samo w pamięci
jak i uroda, sposób noszenia się oraz gra Nicole Kidman.
Pozdrawiam
Dżizas, oddałeś moje myśli, ale ja dałem aż 8, bo ten film w ogólnym rozrachunku wyszedł genialnie. W mojej ocenie porównywalny do "Szóstego zmysłu", a nawet, chyba, ciut lepszy :) Nic dodać, nic ująć w Twojej ocenie :P