Przedziwny film - gwiazdorska obsada, autentyczne napięcie i świetne zawiązanie akcji, piękne zdjęcia i niemal hitchcockowski klimat, ale dużo rzeczy poszło nie tak…
Sama historia jest spójna i ogląda się to naprawdę dobrze (aktorsko - jest bardzo zacnie), tyle że film sam nie wie czy jest psychologicznym melodramatem, czy hołdem złożonym Hitchcockowi, czy thrillerem/horrorem, czy wreszcie pastiszem tego wszystkiego. I ten element zamierzonej (lub nie) niezgrabności, czy może autoparodii najbardziej uwiera. Tak jakby ci świetni aktorzy zagrywali się na zupełnie serio i stawali na krawędzi swoich umiejętności gry dramatycznej dla filmu, który stawia ich starania w krzywym zwierciadle. Miałam odczucie sporego niesmaku i dysonansu, że co tu się właściwie odjaniepawla i PO CO? Reżyser swoje, aktorzy swoje, jakby nie umówili się co właściwie kręcą i jaki efekt chcą uzyskać.
Plot twist który w sumie plot twistem nie jest. Zakończenie z głębokiej czapy, gdyby było niejednoznaczne, że właściwie nie wiadomo która z kobiet miała rację byłaby dużo lepsza. Miałam trochę vibe zakończenia „Hereditary” Ariego Astera tylko z duuuuzo gorszym naprowadzeniem i sensem.