Czemu gdy w filmach pokazywana jest miłość rozpacz płacz wzruszające momenty z dużą dawką emocji ludzie narzekają (mam na myśli: hej-cą bo dużo patosu i wgl), a gdy jest dużo nienawiści bólu rąbania siekania zabijania to wszyscy są zadowoleni ?
takie podejście współczesnego,przeciętnego "zjadacza filmów"...ja myślę że tu się powinien szczegółowo wypowiedzieć socjolog :-)
przed chwilą prowadziłem "dyskusję" z pewnym forumowiczem i tak wypowiedzial się nt. postacji z Interstellar cytat:" za malo czlowieka w czlowieku :-)
ludzie w tym filmie sa jacys papierowi, malo przekonujacy i wydaja sie stanowic tlo dla filmu. Brak jakichs wyraznych charakterow, kazda postac jest jednowymiarowa, potraktowana powierzchownie. Nolanowi nie starczylo czasu na zbudowanie postaci. Poczatek filmu zbyt rozwlekly, mozna bylo skrocic go na rzecz rozwiniecia innych watkow." koniec cytatu
Film traktuje o najbardziej ważkich tematach we Wszechświecie, jeszcze w żadnym filmie nie poruszanych w tak dokładny i ciekawy sposób (przetrwanie ludzkości,inne wymiary, czasoprzestrzeń) a ten kolega zauważył że postacie były papierowe i mało ludzkie :-)) bywa i tak...
Miłość, rozpacz i ludzkie emocje to akurat w tym filmie zostały fajnie pokazane, gorzej z całą naukową otoczką (tzn. koncepcją przyszłości, logiką i prawami fizyki). Szkoda, że ta część, która jest podstawą sci-fi jest tak słabo przemyślana. Ileż lepiej by się ten film oglądało, gdyby Nolan porzucił te wszystkie post-Incepcyjne zapętlenia czasowe i skupił się na podróży w nieznane i traumie związanej z dylatacją czasu. No i ile można oglądać płonącą kukurydzę?
Może wstydzą się, że się wzruszyli dobrem. Smutne, ale możliwe. Patrz Titanic. Wszyscy go oglądali po wiele razy, ale wielu widzów, wbrew własnemu odbiorowi uparcie mówi, że to słaby film. Tak wypada i nie mogą okazać słabości, za jaką jest obecnie uważana cecha o budzącej krew w żyłach nazwie - wrażliwość.
Ludzie narzekają, bo są nachalnie częstowani wzruszeniami podawanymi w najbardziej prymitywny sposób, godny kolejnego odcinka jakiejś niskobudżetowej telenoweli brazylijskiej a nie wysokobudżetowego filmu pozującego i tylko pozującego na ambitny. Jeśli wzruszenie jest serwowane na zasadzie "pokazujemy zalewającego się łzami aktora + dodajemy emocjonalną muzykę + wpychamy w jego usta kiczowate tekściki" to ktoś kto trochę kina zaznał i uodpornił się na tandetę, ten strzeli sobie plaskacza na filmie Nolana (nie piszę o nim jako o całości, ale tylko o tym aspekcie "wzruszeniowym" bo za np. muzykę biję brawo). Mnie strasznie to irytowało, że byłem nagle częstowany takimi tandetnymi zagrywkami reżysera/scenarzysty w kinie jaki miał być bardzo SCI fi, z resztą oczekując na kino sf mające być taką jakby laurką dla tego gatunku, chciałem dostać właśnie SCI-fi, a nie melodramat osadzony w kosmosie.
Brak wrażliwości widzów? Moim zdaniem przyczyna jest zupełnie inna. Może po prostu niektórym wystarczą proste sztuczki na wyżej przytoczonej zasadzie, a inni pragną czegoś więcej od kina pretendującego do miana ambitnego. W tym kontekście ten film stoi na równi z "Armageddonem", który przynajmniej nie udawał, że chce być czymś ambitnym. Weźmy takiego "Łowcę jeleni" - kumpel stwierdził, że to gniot, najnudniejszy film wojenny jaki widział, dla mnie najbardziej poruszający jak żaden inny w tym gatunku - ale bynajmniej nie dlatego, że ktoś mi pokazywał zalewających się łzami aktorów, trzymających niewidzialną kartkę z napisem "teraz widzu masz się wzruszyć". Tam i w wielu innych prawdziwie ambitnych produkcjach wzruszenia są podawane w oparciu o inne, trochę bardziej wyszukane podstawy, ale podstawy, które dla wielu często są nic niewnoszącą nudą. Czy z tego powodu mam takim widzom zarzucić, że są pozbawieni wrażliwości? Nie. Mogę jedynie twierdzić, że pewne grono widzów jest uodpornione na tanie sztuczki reżyserów, a innemu gronu wystarczy sposób zastosowany przez Nolana czy Baya w "Armageddonie" - ale z czasem i na to oni się uodpornią, choć zanim to nastąpi napiszą jeszcze kilka tysięcy postów jaka to Odyseja kosmiczna jest nudna. Przy Interszjaser do tego narzekania widzów dochodzi jeszcze czynnik "gwiazdorzenia" - film bardzo chce być ambitny, taka "odyseja kosmiczna Nolana" co było widać od pierwszego teasera jaki się w sieci ukazał. Otóż "Interstellar" jest jedynie pozerem. Szkoda, bo długo czekałem na ten film licząc na coś ciekawszego a nie na trochę bardziej realistyczny i lepiej zagrany "Armageddon" Nolanowski - świetnie zrealizowany, ale w całokształcie będący niestety tylko średnim filmem, m.in. przez to, że reżyser chyba sam nie wiedział co odpierdziela - czy robić bardziej dojrzałe kino sci fi czy familijny melodramat w kosmosie, i stawiając ostatecznie na straszny, niezjadliwy dla mnie miks tych koncepcji.
A socjolog powinien się raczej wypowiedzieć w kontekście, dlaczego ci którzy uważają się za dojrzałych do "Interstellar" lubią pisać innym "jesteś zbyt głupi by go zrozumieć" czy piszą teksty recenzjo-podobne umieszczane na Filmwebie, w których nie dzielą się spostrzeżeniami o filmie, tylko jadą po widzach, którym film do gustu nie przypadł. Widać każdy sposób na sztuczne dowartościowanie się jest dobry ;-)