Orson Welles o polowaniu na prominentnego (choć zmyślonego na potrzeby scenariusza) nazistowskiego zbrodniarza, które swój finał znajduje w małej mieścinie w Connecticut. "Stranger" to niewątpliwie emocjonujący, pierwszorzędnie zrealizowany dreszczowiec, z dobrym aktorstwem (Welles, Robinson) i dużą dawką napięcia. Szkoda tylko, że scenariusz w kilku istotnych kwestiach nagina logikę i zasady prawdopodobieństwa: każdy normalnie rozumujący zbrodniarz wojenny w sytuacji, gdy w jego otoczeniu pojawia się podejrzany nieznajomy, a na wierzch zaczynają wychodzić przysłowiowe (i nie tylko) "trupy z szafy", zwiewałby gdzie popadnie, zamiast łudzić się, że sprawa przycichnie. Irracjonalne zachowanie bohatera doskwierało mi bardziej nawet, niż fakt, że odnośnie kwestii holokaustu pada tu kilka ewidentnych bzdur - to akurat można wybaczyć, zważywszy, że obraz powstał świeżo po zakończeniu wojny. Poza wymienionymi powyżej, innych zastrzeżeń w zasadzie nie mam, dość powiedzieć, że półtorej godziny seansu upłynęło mi wręcz błyskawicznie. Gotów więc jestem przymknąć oko na niedociągnięcia, bo już samo zagęszczenie atmosfery w filmie chwyta mnie za serce. Reasumując: być może nie jest to najlepsze dokonanie w filmografii Wellesa, nie musi być - i tak bije na głowę "najlepsze" dokonania niejednego utytułowanego twórcy.