Właśnie jestem po projekcji. Jako fan i koneser kina science- fiction liczyłem na mocną jazdę bez trzymanki z obcymi w tle. I się nie zawiodłem. Nie jest to co prawda "Dzień Niepodległości", no ale wiadomo klasyki nie da się przebić. Niemniej "Inwazja bitwa o L.A" to wyśmienity film, trzymający poziom nadany przez klasykę kina. Dużym plusem jest to, że obcy nie są tutaj pokazani jak dotąd, czyli niepokonani, niezniszczalni, odporni na ziemską broń. Nie przybywają też po nic, wręcz przeciwnie, jako najeźdźcy plądrują planetę, wycinają w pień populację by zdobyć surowce niezbędne do dalszego podboju kosmosu. Oglądając film ma się wrażenie jakby się grało w gry typu "Call of Duty", "Medal of Honor", "Terrorist Take Down" czy "GEARS OF WAR". Oddział marines dostaje zadanie do wykonania i musi zmieścić się w czasie. Film niczym klasyka gier składa się z kilku misji np: zbierz oddział i udaj się do punktu A, następnie znajdź cywili, chroń cywili, zdobądź przyczółek itd itd. Jest to o tyle dobre, bo film powinien trafić tak do koneserów kina science-fiction jak i do maniaków gier. Bez wahania daje 9/10. Jeden punkt mniej tylko dlatego, że tradycji nie stało się zadość i na końcu filmu nie pojawiła się amerykańska flaga powiewająca na wietrze chwały na tle amerykańskich marines! Ktoś powie: błahostka! możliwe, ale jednak co tradycja to tradycja. Polecam wszystkim fanom science fiction.