Specjalnie założyłem konto na Fimweb, żeby wszystkich ostrzec przed tym nieporozumieniem,
strata czasu.
Tak się trudziłeś,zakładałeś konto specjalnie i tylko po to żeby wprowadzić ludzi w błąd.I zero argumentów...
Wiem,że nie jest to ambitne kino,bazuje na utartych schematach,ale takie miało być.Chociażby ze względu na niezłe efekty i ulubioną Michelle Rodriguez nie nazwę tego filmu gniotem.W sumie dobrze się bawiłem.
Nie słuchajcie mIEcha77 bo nie ma racji.
Specjalnie założyłem konto, żeby powiedzieć Ci, że Twoje subiektywne zdanie to nie jest najwyższy punkt absolutu, apeluję do wszystkich, aby się nie sugerować, film bardzo dobry technicznie...
Patos... Patriotyczne dialog, schematy, bohaterstwo marines...O Jezu to Amerykanie, jakby moje państwo powstało 300 lat temu to też bym się jarał nim jak popier***&#*^
Ten film to nudna dwugodzinna reklama wojska. Technicznie może i poprawnie wykonana ale zasnąć można.
Marostieklo podzielam Twoje wnioski odnośnie tej szmiry. Najnudniejszy film, jaki widziałem w tym roku.
Przepraszam panowie, a czego wy się spodziewaliście po filmie o inwazji obcych? Że wojsko spier*&#& i pokażą jak cywile za pomocą skonstruowanych na prędce ładnuków wybuchowych powstrzymają nadchodzące zło? Jest crunchips? Jest impreza! Są obcy? Musi być wojsko!
Po filmie sci-fi, którego to gatunku jestem wiernym fanem od niemal ćwierćwiecza, spodziewam się zazwyczaj trzymającej w napięciu akcji, przyzwoitych efektów specjalnych i w miarę oryginalnej fabuły. O ile "Independence Day" spełnił moje oczekiwania, to ta produkcja niestety nie. Jedyne, co tu było dobre to właśnie owe efekty specjalne i sprawnie nakręcone sceny ulicznych potyczek z obcymi. Fabuła przewidywalna do bólu (zniszczenie statków matek czyli centrów dowodzenia, zapożyczone z filmu Emmericha), durnowate, pełne patosu wynurzenia dzielnych marines, salutowanie, jakieś zbędne wstawki dialogowe itd. Jeszcze tylko brakowało, żeby mały Hector zjechał po linie z helikoptera w ślad za bohaterskimi amerykańskimi żołnierzami. Szczerze mówiąc, miałem ochotę wyłączyć film po 45 minutach, ale wówczas nie wypadałoby mi go oceniać i pisać powyższego. Z drugiej strony, na pewno nie należy wystawiać mu oceny 1 do 3, bo choćby ze względu na CGI i sceny walk ulicznych zasługuje na co najmniej 4. Z litości daję 5/10. Rozczarowałem się.
oj ja bym chciała abyśmy my produkowali takie filmy zamiast tandetnych komedii romantycznych
... niestety ja już miałem konto, ale chyba założe drugie, to będę miał większą moc w ostrzeganiu przed takimi durnowatymi filmami
Czy ja wiem... Skyline może arcydziełem nie jest, ale przynajmniej nie jest taki cholernie pompatyczny.
sab1970, dostrzegam Twój punkt widzenia, ale ja przykładowo (bo wyciągnąłem więcej) wyciągnąłem też z tego filmu, jak wiele poświęcenia niesie za sobą praca żołnierza, w obliczu katastrofy przestaje mieć znaczenie kogo się broni, pozostaje sama idea, mimo bezradności nie można się poddawać, trzeba choć te resztki ludzkiej godności ocalić.
Odbieram film wraz z całą jego symboliką, na którą wydajesz się być głuchy i oceniam go na 7-8.
P.S Co do salutowania, głupich dialogów, wstawek... w tym nie ma nic fałszywego, Amerykanie właśnie tacy są i nie wiem czy nam oceniać czy jest to głupie czy nie ;]
Zgadza się, Amerykanie tacy są i to lubią. Pamiętam doskonale ten sam klimat z "Armageddonu". Mnie się to po prostu średnio podoba, jeśli za bardzo tym epatują, jak w tym filmie. Jednak w odróżnieniu od nielicznych, nie pognębiam go za to i potrafię dostrzec pozytywy. Stąd ocena. Co do "symboliki", to byłbym ostrożny używając tego terminu w odniesieniu do tego konkretnego filmu. Jeśli szukasz takowej, polecam np. "Hamburger Hill". Tam taka symbolika ma rację bytu. W produkcji sc-fi typu "Battle: L.A." nie bardzo. Oczywiście to jedynie moje subiektywne odczucia.
pompatyczny? toś chyba nie oglądał Dnia Niepodległości, tam to dopiero masz patos, pompatyczność i bigos, żydzi, muzułmanie, czarni i biali i do tego prezydent ju-es-ej będący rambo-pilotem
Wyluzuj, młoda damo. Owszem, pompatyczny, bombastyczny i nabzdyczony. Toś oglądałem "Dzień Niepodległości", jak zresztą wspomniałem nieco wyżej, i owszem, też trochę pompierski był, ale Emmerich z tym nie przeginał, niektóre sytuacje były przedstawione z tzw. "przymrużeniem oka" i wplótł sporo wątków humorystycznych, więc aż tak nie raziło. A że Żydzi, muzułmanie i kolorowi... no cóż, Ameryka to kraj wielonarodowościowy, a Hollywood musi być poprawne politycznie. W "Battle: L.A." też byli czarni, biali i beżowi.