PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=493609}

Inwazja: Bitwa o Los Angeles

Battle: Los Angeles
2011
5,6 48 tys. ocen
5,6 10 1 48339
4,8 18 krytyków
Inwazja: Bitwa o Los Angeles
powrót do forum filmu Inwazja: Bitwa o Los Angeles

To nieco anachroniczne powiedzenie zabawnym trafem jak ulał przystaje do filmu "Battle: Los Angeles". Raz, że kolejni Obcy to chyba chłopaki na wodę (i równie groźną dysponujący bronią), dwa - to typowe kino montażu i dźwięku, absolutnie bez żadnych niespodzianek. Zresztą oczekiwanie tych ostatnich byłoby oczywistym nieporozumieniem - "Bitwa" to rozrywka w stanie czystym, głęboka jak dziura w hełmie, gdzie SF jest tyle, ile wystarcza na zawiązanie fabuły, reszta zaś to akcja w stanie skondensowanym, ale i lekko sfermentowanym. A dodatkowo parę luk scenariuszowych zarezerwowanych na sentymentalne i oderwane od czapy kawałki (w sensie słabego uzasadnienia psychologicznego, a nie polowej trepanacji czaszki) - przydających się zresztą, gdy trzeba na sali projekcyjnej odpisać na smsa, wyjść na siusiu albo posmyrać po ramieniu partnerkę, której zbyt ciasno podciągnięty pasek od staniczka wpija się w obojczyk. Bo łudzić się nie należy - biust od emocji na tym filmie paniom nie urośnie...
A propos - pan kasujący bilety przed salą projekcyjną, zagadnięty przeze mnie na okoliczność "czy to naprawdę tak kiepski film, jak się o nim pisze", odpowiedział uprzejmie, że co prawda sam jeszcze nie widział, ale "panie wychodzą w połowie, panom się podoba". Nieco mnie to pokrzepiło, gdyż wcześniejsza wizyta w toalecie upewniła mnie, że siusiak jest na miejscu. Zobowiązany tym faktem na filmie zostałem do końca, zresztą specjalnie się nie przymuszając (choć rzeczywiście: kilka osób nie zdzierżyło pod ostrzałem dynamicznych obrazów).
Pytanie zasadne i nie baczące na liczbę zwłok: czy będzie rimejk? Ha, tego nie wiem, bo to zawsze zależy od wpływów do kasy, ale na wczorajszym seansie w porze wysokiej oglądalności widzów było tylu, ilu by zmieściło się marines w dwóch helikopterach przeznaczonych do ewakuacji - łatwo obliczyć.
Co najzabawniejsze - to nie jest kino aż tak koszmarne, jak można by oczekiwać, zagłębiając się w sporą część recenzji (raczej autorstwa zwykłych widzów, bo film wszedł na ekrany bez pokazu prasowego, co zazwyczaj nakazuje daleko idącą ostrożność, lęki i nocne moczenie). Po prostu trzeba je traktować tak, jak na to zasługuje - bez zbędnych oczekiwań, z mózgiem w stanie aktywności na poziomie 10% i ze świadomością, że to lekko pompatyczne kino wojenne skręcone dla szmalu i ku pokrzepieniu serc tych, co po wygłupach w Iraku i Afganistanie mogli zwątpić w potęgę US Army. A przecież wiadomo, że chłopaki nie poddają się nigdy!