Pierwszy komentarz jaki mi się nasunął po obejrzeniu filmu. W Hollywood jest ciężko nakręcić coś we współudziale z US Army. Tam jak chcesz robić zdjęcia z udziałem prawdziwych jednostek wojskowych musisz przekopać się przez stos procedur, rozsyłasz 10 kopii scenariuszu do oficjeli, a oni po zatwierdzeniu przydzielają na plan filmowy działacza, który pilnuje zgodności z tekstem. I potem wojsko na ekranie w megaprodukcjach jest zawsze cacy, ma ładne buzie, czyste ubranka, ratuje cywilów, nie przeklina, ma fajne bronie jak w CoDzie i w ogóle "Wstąp do armii, będziesz patriotą, na wejściu 2 dziwki i kilo koksu". Ktoś tam niby umiera, gdzieś tam nawet i krew siknie (w granicach PG-13), ale i tak wizerunek armii nadal jest nienaganny. W sumie może to i film, w którym tak trzeba, ale nie zmienia to faktu, że żeby dostać na plan helikopter, trzeba im włazić w tyłek. Co prawda większość z tych maszyn i tak generowana jest komputerowo, bo taniej, ale jakiś samolot, czy rosomak trzeba było mieć prawdziwy.
"Reklama armii, bo brakuje rekrutów" i jeszcze trzeba pokazać młodym jak to Marines walczą o Naszą i Waszą "demokacje" na całym świecie