PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=493609}

Inwazja: Bitwa o Los Angeles

Battle: Los Angeles
2011
5,6 48 tys. ocen
5,6 10 1 48334
4,8 20 krytyków
Inwazja: Bitwa o Los Angeles
powrót do forum filmu Inwazja: Bitwa o Los Angeles

Według mnie genialne dzieło. Nie ma tu przesadzonych, nieśmiertelnych bohaterów, ani
niekończącej się amunicji. Co z tego, że tylko kilku zwykłych Marines niszczy cały punkt
dowodzenia. Jest to zrobione w taki sposób, że nie wydaje się być kiczowate jak w wielu filmach o
podobnej fabule. Super efekty specjalne (głównie dla tego przysiadłem do tego filmu), jednak film
ten oferuje znacznie więcej! Ocena 6/10? U mnie dostał 10/10!

kovoko

Dla mnie filmy idealne pod każdym względem nie istnieją. ZAWSZE jest jakiś minus, jakaś rysa. Ale są filmy bliskie genialnym dziełom, jak to ująłeś, i również myślę, że ten właśnie tytuł do nich należy. U mnie dostał 9/10, a to najwyższa ocena, jaką mogę wystawić jakiemukolwiek filmowi. Jestem świeżo po seansie i jestem wręcz w szoku, że natrafiłam na taką perełkę, po nastawieniu się na jakiś shit, kierowana opiniami filmwebu i niską średnią oceną. Dla mnie efekty specjalne były miłym dodatkiem, ale to na czym skupiałam całą swoją uwagę to postaci. Mamy grupę żołnierzy, poznajemy ich imiona, stopnie, sytuacje życiowe. Wiemy, że jeden szykuje się do ślubu, drugi wciąż opłakuje tragiczną śmierć brata, trzeci oczekuje narodzin dziecka, czwarty jest przytłoczony poczuciem winy, piąty wolałby zostać kimkolwiek innym byle nie być tym kim jest. Później dochodzą cywile: samotna niespełniona życiowo kobieta, dwie małe dziewczynki, samotny ojciec i jego synek. Każda z postaci jest tak boleśnie prawdziwa, że z miejsca do wszystkich się przywiązałam i za każdym razem, gdy ktoś z nich ginął, niemal odczuwałam tę stratę, jakbym sama była tam razem z nimi, jako jedna z ocalałych, wciąż oszołomiona po nagłym ataku. Myślę, że właśnie to pragnęli osiągnąć twórcy filmu. Nie chodziło o fabułę - tu najeźdźcą mogli okazać się równie dobrze ludzie z innego państwa, wszczynając wojnę z Ameryką, przypuszczam, że padło na kosmitów tylko dlatego, że chciano dodać temu filmowi kilka efektów specjalnych, trochę większego poklasku. Dzięki temu film nie jest też zbyt ciężki, nie przypomina jakiegoś dramatu wojennego. Końcówka jest pompatyczna, ale niezwykle optymistyczna i zamiast uśmiechać się z zażenowaniem, jak zwykle przy takich przewidywalnych happy endach, tym razem po prostu odczułam ulgę. W scenie, w której kolejno skakali po linie za sierżantem, wiedząc, że mogą nie przeżyć, pomyślałam "To ich decyzja. Podjęłabym taką samą". Rzadko zdarza mi się tak bardzo wkręcić w film.