film jest bardzo dobry i nawet ziejący ogniem t1000 ani "stany lękowe" Starka jakoś mocno mnie nie zirytowały. Można to określić mianem pastiszu, ale już plakat zapowiadał coś podobnego (tak jak i pozytywnie nastawiający hicior na początku filmu).
Niestety geniusze od propagandy zza wielkiej wody zaczęli myśleć i wymyślili, że cudownym pomysłem będzie zestawienie (w rozmowie o ikonach zła na świecie) Kadafiego z Bin Ladenem - serio - jak dla mnie jednak sprawa Kadafiego została oceniona w niewłaściwy sposób (szczególnie patrząc na to co teraz się w Libii dzieje).
A odnośnie filmu - Z mandarynem całkiem niezły trolling na Bane'a wyszedł - choć szczerze - jakoś mnie ten twist nie porwał (można było się szybko zorientować, że coś jednak z tym wielkim Mandarynem nie gra, choć zwiastuny zapowiadały groźnego wroga to serio - przeczuwałem i kiedy zacząłem się już domyślać kim tak naprawdę Mandaryn jest - po scenie w której pojawił się wraz z killianem przed nagraniem - pomyślałem sobie - "nie zrobiliście tego, prawda?" - ale zrobili - w końcu się z tym pogodziłem).
Jak ktoś się nie może zdecydować czy się do kina wybrać, to zachęcam, jest trochę sucharów, efektownych wybuchów, miłej dla ucha muzyki i scenka po napisach (żeby nikt nie traktował filmu zbyt poważnie - dla tych którzy próbowali doszukać się bruce'a Weyna w Tonym Starku). Tym razem w szczególności dużo było Tonego Starka, co nawet przypadło mi do gustu, a całość została utrzymana w moralizatorskim tonie (a "operacji melanż" nic nie przebije :D).