Iron Man 3 po prostu okrutnie zawiódł. Od razu powiem, że wiedziałem na co idę i nie spodziewałem się ambitnego kina ze świetnym podłożem psychologicznym. Po prostu chciałem się dobrze bawić. Ale Iron Man 3 nie dostarczył mi tej rozrywki. Oto powody:
Przede wszystkim fabuła. Momentami wszystko było tak przewidywalne, że aż zęby bolały. Jedyne co było zaskoczeniem, to postać Mandaryna jako pozoranta. Ale jeżeli ktoś od samego początku (od sceny w windzie) nie wiedział, kto będzie "tym złym" to nie oglądał jeszcze nigdy żadnego filmu z superbohaterami. Kolejny przykład - Pepper spadająca w ogień. Oh, COME ONE! Chyba nawet małe dziecko wiedziało, że przeżyła i dlaczego.
Humor w porządku, ale momentami po prostu niepotrzebny. Nagle pojawiająca się ciężarówka rozwalająca zbroję? Co to, bajka ze Strusiem Pędziwiatrem i Kojotem?
No i mój główny zarzut - brak jakiejkolwiek logiki ze strony Tonego Starka. Przez cały film ma w "garażu" ileś tam zbroi, które uruchamia przy operacji "Melanż" (o mój słodki Boże..., choć ta nazwa pasuje do postaci) ale przez prawie cały czas męczy się z prototypem nr 42. Serio? Nie łatwiej było zawołać którąś z tamtych? Brak tu jakiejkolwiek logiki. Tak jak w przypadku pokonania Killliana - wybuch zbroi w której zostaje uwięziony go nie zabija. Pepper rzucająca w niego bombką już tak. Naprawdę?
Uwielbiam pierwszą część Iron Mana, choć nie jestem fanem komiksów (jakoś nigdy ich strasznie nie "maltretowałem") ale dzięki wspaniałym recenzjom obiecywałem sobie naprawdę wiele po trzeciej części. A dostałem, przepraszam za szczerość, film pełen niekonsekwencji, z niezłym humorem, świetnymi efektami specjalnymi, przewidywalną fabułą i ogólnie... nudny. Nie polecę go znajomym, choć liczyłem że będzie wręcz przeciwnie.
Choć wiem też, że film miał swoje zalety, takie jak efekty specjalne czy momentami dobry humor (jak z wygraną na loterii pewnego ojca).
Na koniec jeszcze jeden ale już bardzo osobisty zarzut - 3D. Nie ma możliwości obejrzeć w 2D. Dla mnie, okularnika (;-)), jest to spory problem ;-)
Hm...chociaż jestem fanką Iron man'a mam ochotę podpisać się obiema rękami po Twoją wypowiedzią, fakt lewą nieco gorzej mi to wyjdzie, no ale...
wiem, że takie kino to po prostu fajna rozrywka i nie ma co się spodziewać głębokich treści i górnolotnej fabuły to jednak jakieś minimalne wymagania można mieć. No i cóż...lekko się zawiodłam...
Zmiana reżysera nie wyszła na dobre, za bardzo chcieli zrobić komedię bo niektóre z żartów były ewidentnie zbędne i zbyt wymuszone...
Lekko olewająca Pepper? No przepraszam, ale nie bardzo mi to pasuje do całej konwencji tej bohaterki...
No po prostu no nie...
Jestem zdania, że warto obejrzeć ten film jak się widziało poprzednie dwie części ale ja ja jednak zachwytów i peanów o niej pisać nie będę, a w sumie przykro mi...
Chyba nie widziałeś w jakim stanie Killian wyszedł z tej zbroi (był już na wyczerpaniu) a dobity został tak jak Savin w samolocie, czyli mniej więcej trafiony bombką w serducho które go rozwaliło.
"No i mój główny zarzut - brak jakiejkolwiek logiki ze strony Tonego Starka. Przez cały film ma w "garażu" ileś tam zbroi, które uruchamia przy operacji "Melanż" (o mój słodki Boże..., choć ta nazwa pasuje do postaci) ale przez prawie cały czas męczy się z prototypem nr 42. Serio? Nie łatwiej było zawołać którąś z tamtych? Brak tu jakiejkolwiek logiki."
Przecież te zbroje były zawalone i znajdowały się pod gruzami domu po ataku oddziałów Mandarina/Killiana. Tony wezwał je dopiero wtedy, kiedy Jarvis poinformował, że jest taka możliwość. Do tego momentu miał pod ręką jedynie uszkodzony Mark 42.
Hmm jakoś nie odnotowałem tego faktu (rozmowy z Jarvisem a nie ataku Mandaryna/Killiana ;-)), jeśli tak to przyznaję się do błędu, a ta część zarzutu jest bez sensu ;<
Na pewno tak było. Zresztą jutro idę znów do kina i postaram się raz jeszcze, tym razem bez emocji, wyłapywać ewentualne nieścisłości i ich rozwiązania. W każdym razie zbroje nie były w stanie się uwolnić spod ziemi, chyba że uszkadzałyby się nawzajem korzystając ze swojego arsenału, a jednocześnie mogłyby zranić pracujących na zewnątrz ludzi, którzy sprzątali ruiny (był taki kadr, że gdy odkopano piwnicę, zbroje wyleciały na polecenie Tony'ego dopiero).
"Tak jak w przypadku pokonania Killliana - wybuch zbroi w której zostaje uwięziony go nie zabija. Pepper rzucająca w niego bombką już tak. Naprawdę?"
Killian nie zdążył się jeszcze pozbierać po pierwszej eksplozji zbroi, zatem atak Pepper w tak krótkim odstępie, kiedy on się dopiero regenerował, był zabójczy.
A tu już podjąłbym dyskusję, czy rzeczywiście był to na tyle mocny wybuch by go zabić. Ale moglibyśmy się o to kłócić długo. Poza tym zabicie tego gościa w samolocie (nie znam imienia owej postaci, przyznaję się bez bicia) - wcześniej strzał w głowę go nie zabija, a jedynie "oszałamia" na kilka minut, a strzał w brzuch zabija? ;-)
To jest ta kwestia regeneracji, na którą w komiksach najczęściej działa wiele pozornie śmiercionośnych ataków zadawanych w krótkim czasie, by przeciwnik nie zdołał się wyleczyć. Możemy mieć zarzuty, że ktoś jeden cios przeżył, a drugi nie, wiadomo. Tak czy inaczej zastanawiać się również możemy, czy Killian w ogóle zginął.
,,Iron Man 3 po prostu okrutnie zawiódł. Od razu powiem, że wiedziałem na co idę i nie spodziewałem się ambitnego kina ze świetnym podłożem psychologicznym. Po prostu chciałem się dobrze bawić. '' Właśnie. Denerwują mnie ludzie, którzy oczekiwali 'drugiego dna' i niewadomo jakiego przekazu .. Bo to wkońcu film rozrywkowy.
"Przede wszystkim fabuła. Momentami wszystko było tak przewidywalne, że aż zęby bolały. Jedyne co było zaskoczeniem, to postać Mandaryna jako pozoranta. Ale jeżeli ktoś od samego początku (od sceny w windzie) nie wiedział, kto będzie "tym złym" to nie oglądał jeszcze nigdy żadnego filmu z superbohaterami. Kolejny przykład - Pepper spadająca w ogień. Oh, COME ONE! Chyba nawet małe dziecko wiedziało, że przeżyła i dlaczego."
Zgadzam się , ale nie w 100%. Fabuła, choć przewidywalna, to mi przypadła do gustu. Co prawda, to że głównym przeciwnikiem będzie Kilian domyśliłem się na początku, aczkolwiek myślałem, że będzie jakoś współpracował z Mandarynem. Co do samego Mandaryna - motyw, wg. mnie, genialny! Co do sceny z Pepper to też tak przewidywalna że...
Zgadzam się. Dwie części naprawdę mi się podobały, były fajne, humorystyczne... lekkie kino rozrywkowe. Co najważniejsze - bez zbędnego patosu i emocjonalnej wydmuszki. Tutaj chcieli pozwolić sobie na "epic conclusion" co spowodowało, że cały czar prysł. W zasadzie końcówka mnie rozczarowała i to bardzo (dokładniej jakaś ostatnia 1/4 filmu). Spotykam się z opiniami, że jest to najlepsza część z przygód o Iron Manie i naprawdę, naprawdę ciężko mi się z tym zgodzić.
co się stało z Peper ? to jest moje główne pytanie bo wersja typu kali jeść kali pić do mnie nie przemawia i nie czaje co jej się stało, że była podobna do tego Mandaryna
Muszę się zgodzić...
Przewidywalny. To można wybaczyć filmom tego typu, jednak nie w każdej sytuacji i bez nadmiaru... Najbardziej mnie zabolała, niemal fizycznie, scena ze spadającą Pepper, chociaż muszę przyznać, że pozwoliłam sobie na iskierkę nadziei, że nie przeżyje. :)
Humor niezły, pasujący do serii, pasujący do postaci.
Walcząca Pepper była pomysłem żałosnym. Zirytowało mnie też jej "trucie" Tonemu na temat kombinezonów...
Motyw ze zdalnie sterowanymi kombinezonami w które Tony dowolnie sobie wskakiwał w locie - całkowicie zaburzył wartość całej idei Iron Mana jako takiego.
Dla mnie jednak największą traumą będzie już na zawsze zakończenie... Czuję się tak jakby ktoś zabrał mi spory kawałek dzieciństwa.
Operacja i zniszczenie kombinezonów... Było mi dosłownie smutno.