Idąc na film pomny komiksowego Mandaryna zawiodłem się niesamowicie oglądając błazna w
przebraniu. Tak, wiem że to Killian miał niby być "prawdziwym" Mandarynem, ale nie zmienia to
faktu że nijak to się ma do jego starych dobrych wersji. Szedłem do kina podjarany Benem
Kingsleyem w roli największego przeciwnika Iron Mana, a wyszedłem zawiedziony. Przemyślałem
jednak wszystko i stwierdzam, że film miał wszystko czego było mu potrzeba - humor i trzymającą
w napięciu akcję. Dlatego uważam że warto go zobaczyć mimo wszystko i że jest całkiem fajny.