Z drugiej: sceny żywcem wyjęte z jakiegoś B-klasowego erotyku z kina samochodowego (pozy Christiny Ricci w majteczkach i skąpej bluzce skutej łańcuchami). Kiedy przed obejrzeniem filmu zobaczyłem ją w tym "stroju" na plakacie myślałem, że to będzie jakiś kolejny pastisz gatunku w stylu tarantinowskim. Największy plus: muzyka (ech, ten blues) i aktorstwo. Uznanie dla pop-gwiazdy Justina T. który choć wybitnym aktorem nie jest ciekawe projekty wybiera.