skierowana do malych chlopcow - cycki christiny ricci posluzyly tutaj prawda do zwrocenia uwagi sliniacych sie na jej widok samcow i pozniejszego wpojenia im tzw. "wartosci chrzescijanskich". Wielka szkoda, bo ow "przekaz" psuje bardzo odbior samego filmu, albowiem calosc jak juz wczesniej pisalem jest swietna, super klimacior itd. Tylko mogli by se juz dac spokoj z tym bogiem... ogolnie troche nie przemyslany film - facet zakuwa dziwke w lancuchy i zostaje wykreowany na wielkiego bohatera. Dziewczyna ozdrowiala wiec metoda jest skuteczna - od dzisiaj zakuwajmy nimfomanki w lancuchy, dla nimfomanow stworzmy specjalne dyby, a czarownice rzecz jasna, palmy na stosie.
obnizam ocene z 8/10 do 5/10
chyba trochę przesadzasz - myslę że taki był pomysł na film - facet zakuwa nimfomanke żeby ją wyleczyć - ale w sumie dlaczego by miał tak postąpić? psychol? zboczeniac? napalony? poczciwy wujaszek? anjlepszym pomysłem jest chyba stworzenie faceta głęboko wierzacego - bo tak najłatwiej
A wiec z tego co mowisz wynika, ze film robi z ludzi gleboko wierzacych "psycholi, zboczencow i napalonych poczciwych wujaszkow". Swoja droga, z punktu widzenia historii chrzescijanstwa, faktycznie jest w tym duzo prawdy. Moze wiec taki byl zamysl tego filmu? Moze wiec dam mu na powrot osemke? hmmm..
Jesli nie jednak, to film sie zwyczajnie kupy nie trzyma i ratuje go jedynie atrakcyjna i ujmujaca forma.
no nie zupełnie taki wniosek miałem na myśli - ale może jest on przwdziwy :P
w sumie nie do końca zrozumiałem dlaczego facet ją zakuł - może dlatego, że nie wiem jaka by była psychika tej dziewczyny (psychika tego faceta jest dla mnie zagadką, w którą wgłębiać się nie będę)
w poprzednim poście myślałem raczej o czymś w rodzaju
(reżyser) - zrobimy film o facecie który zakuwa nimofomankę w łańcuch żeby ją wyleczyć
(widz) - no jo, ale czemu?
(reżyser) - no bo facet może być tak naprawde zły (zbok, psychol, napalony) albo dobry (kumpel, ksiądz, stary mądry człowiek-dziwak) - co wolisz?
(widz) - ...
Wieloznacznosc powiadasz.. coz.. troche to lamerskie ;-) Albo sie cos chce powiedziec, albo nie. Jesli zatem jest tak jak mowisz, to i tak nie poprawia to ani troche sytuacji filmu. Jestem zwolennikiem ludzi zdecydowanych. Oczywiscie sa problemy, ktorych ostatecznie rozwiazac sie nie da i istenieje duzo filmow, ktore ujmuja te "nierozstrzyglanosc rzeczy" w piekny sposob, jednakze "Jek czarnego weza" zdecydowanie do nich nie nalezy. Tutaj mamy sytuacje dosc jasna. Albo dewoci maja nierowno pod sufitem, albo wrecz przeciwnie - sa wspaniali i posiadaja dar uleczania ludzi - w tym przypadku z nimfomani.
Swoja droga, proces leczenia tego zaburzenia jest bardzo zlozony i w wielu przypadkach rezultaty sa niezadowalajace, jednakze nie ma zadnego naukowego dowodu potwierdzajacego skutecznosc jakiejkolwiek alternatywnej, "chrzescijanskiej terapii"... Chrzescijanie probowali juz "leczyc" homoseksualizm, ateizm, pedofilie itd. Wszystko jednakze konczylo sie wielkim fiaskiem. Film jest zatem dosc oderwany od rzeczywistosci, cokolwiek chcialby soba przekazac.
A moze nic nie chce przekazac? Moze to tylko prosta historia, jak u Davida Lyncha? Gdyby jednak tak bylo, to z kolei historia ta ma za malo polotu, zeby ktokolwiek (po glebszym namysle) ja kupil.
Najlepiej wiec jest nie zastanawiac sie, o co w tym wszystkim chodzi i zwyczajnie cieszyc sie dosc niezla forma filmu.
pozdrawiam.