Pamiętam kiedy pierwszy raz zobaczyłem ,,Kickboxer'a"... Od tamtego czasu Jean-Claude był moim idolem... I choć teraz już powiedzmy z tego wyrosłem to cały czas darze go sentymentem jako ulubionego aktora sensacyjnego...

,,JVCD" muszę przyznać że mnie zaskoczył... Głównie od strony komediowej... Momentami nieźle się ubawiłem...
Jeśli natomiast chodzi o ,,dramatyzm" głównej postaci... no cóż... jedni powiedzą że to pod publikę i dla pieniędzy... robienie z siebie ,,ofiary" show biznesu przez Jean-Claud'a... inni uznają za swoista spowiedź aktora i docenią szczerość wyznań...
Mi osobiście bardzo spodobało się że Van Damme oprócz kopania po pyskach potrafi również wygłaszać przejmujące monologi ze łzami w oczach i łamiącym głosem...
I muszę przyznać ze jak na prawie 50 lat nieźle się trzyma i dalej potrafi przyłożyć... Nie to co grubiutki Seagal...

Skoda że większość aktorów takiego pokroju jest zaszufladkowana jako typowi mordoobijacze... i każde ich kolejne role (pomimo wieku) na tym właśnie bazują...