Najbardziej Pythonowski film w dorobku Gilliama. Zdecydowanie.
Najgorszy film w dorobku Gilliama. Zdecydowanie.
Kiepski film. Zdecydowanie NIE.

W pełni naturalne wydaje mi się kojarzenie filmu z "MP i Święty Graal".
Ot częściowo ta sama ekipa, podobna stylistyka itp. Występują jednak trzy elementy które odróżniają te dwa filmy od siebie. Otóż "Jabberwcoky" jest mniej abstrakcyjny (choć nie mówię że abstrakcyjny w ogóle nie jest :)), jest wierniejszy historycznym realiom (bród i smród średniowiecza aż przebija się przez ekran telewizora), wreszcie "last but not least" jest zdecydowanie gorszy...

Teoretycznie wszystko jest na miejscu: fabuła która nie jest zlepkiem oderwanych od siebie pomysłów, momentami wyborny humor, kilka rewelacyjnie pomyślanych i wykonanych postaci (np: Passelewe czy chłop od "diamentów"), scenaografia itedeitepe...

ALE czegoś tu zdecydowanie brakuje... Pasji? Nie. Ta widoczna jest w każdej minucie filmu. Pazura? Nie. Co prawda prawdziwy "pazur" Terry wyrobi sobie troszkę później, ale również ten film ostro drapie mózg.

Może po prostu za dużo tu MP a za mało TG którego pokochałem właśnie za to iż Pythonem nie był przez całe życie... Być może...

Podsumowując. Mimo wszystko zasłużone 8/10, czyli: byłby kul, ale czegoś brakowało.