Tak jak mówiłam, z dumną dzierżąc tytuł członkini A.S.T.R.I.D. przedstawiam swoje opowiadanie.
To całkiem nowa historia
rozdział 1
Kiedyś będziesz wielkim wodzem synu. Jednym z najlepszych.
Tak powiedział kiedyś tata. Parę lat temu wydawało mi się jeszcze że to całkiem niezłe być takim szefem. Może i mniej czasu miał bym na latanie ze Szczerbatkiem, ale miał bym też Astrid, tatę... Skąd mogłem wiedzieć, że będzie inaczej. Gdybym wiedział, może wszystko potoczyło by się inaczej. Nie wybiegł bym tamtej nocy, nie zestrzelił Szczerbatka, nie zjednoczył smoków i ludzi i być może Drago nie pojawił by się u nas. Może miałbym trochę więcej czasu na nacieszenie się widokiem swojego ojca. Może i był bym w dalszym ciągu Czkawką Nieudacznikiem i Wstydem Berk, ale przynajmniej by żył. Mama może też by kiedyś wróciła. Kocham ją, tak samo jak kochałem ojca, jednak mimo pokrewieństwa dusz, nie umiem z nią rozmawiać, nie umie spoglądać na mnie tak jak tata i nie jest nim. Znam ją ledwie od miesiąca, nie mogą wymagać ode mnie, że nagle wszystko zaakceptuje. Gdzieś tam w głębi duszy boli to, że ukrywała się tyle lat, nie interesował ją los jej rodziny, przyjaciół. Zajmowała się smokami, ratowała je a nas porzuciła. Mogła wrócić ale tego nie zrobiła. Nawet nie wiedziała jak blisko byłem śmierci. Może powinienem wtedy tam spłonąć, może powinienem odlecieć ze Szczerbatkiem przed tym jak upokorzyłem swego ojca na oczach plemienia. Może.
Jestem dumny, że mogę nazwać Cię swoim synem.
Przygryzłem lekko wargę czując jak przyjemnie ból dociera neuronami do mózgu. Pomaga też powstrzymać łzy i to całkiem skutecznie, chociaż czasem one są silniejsze. Pchają się kanalikami a potem spływają po policzku. Skąd wiedzą, że mają płynąć gdy człowiek jest smutny? Skąd MY wiemy, że powinniśmy opłakiwać poległych? Dlaczego pozwalamy sobie dodatkowo cierpieć?
- Czkawka. Sączysmark znowu ma problem z Hakokłem.
Szybko otarłem wierzchem dłoni policzek udając, że strzepuję z siebie niewidzialny kurz. Szczerbatek zamruczał cicho i przyłożył swój nos do mojej dłoni. Podrapałem go lekko za uszami.
- Jasne. Mam iść do Akademii?
Astrid podeszła bliżej i badawczo przyjrzała się mojej twarz. Cóż, Astrid ma szósty zmysł, potrafi dostrzegać to, co dla innych jest niewidoczne. Czasem mnie to męczy. Ile razy w końcu można słyszeć "Jak się dzisiaj czujesz?". Od miesiąca czuję się tak samo i nie sądzę by miało się to szybko zmienić. Pochowałem ojca i wielu członków plemienia. Smoki też, nie było ich wiele, ale ból ich utraty bolał na równi z przyjaciółmi. Straty ojca nie potrafię porównać do niczego.
- Tym razem nie. - westchnęła Astrid. - Hakokieł wariuje przy Wschodnim Wybrzeżu, na plaży Borka. Nie wiem co tym razem zrobił Sączysmark, ale Hakokieł naprawdę się wkurzył.
Wzruszyłem ramionami i poklepałem Szczerbatka po grzbiecie.
- Co chłopie, nie mamy wyjścia prawda?
Smok ziewnął tak jak to tylko smoki potrafią, ale pozwolił bym siadł na jego grzbiecie. Astrid również dosiadła Wichury. Zerknęła na mnie przez ramię.
- Chyba sporo myślałeś.
Uniosłem brwi i dałem znać Szczerbatkowi by wystartował. Przez chwilę nic nie mówiłem, nie otwierałem oczu, nie słyszałem nic prócz świstu wiatru. Lubiłem ten moment. Jakbym w tej chwili opuszczał na chwilę samego siebie i po prostu leciał. Leciał i leciał...
- Zawsze sporo myślę. Głównie o smokach. - odpowiedziałem chwilę później, kiedy lot już się unormował a my zostawialiśmy za sobą coraz mniejszą wysepkę. Razem z nią zostawiłem trochę myśli i problemów, miałem teraz ważniejsze rzeczy. Niespokojny smok to niebezpieczny smok, to wie każdy. Kiedy człowiek ma coś do roboty, nie myśli o problemach ani o przeszłości. Chyba dlatego tata tak późno wracał. Nie musiał myśleć przez te kilkanaście godzin o mamie. A potem nadchodziła noc. I myśli. Przez dwadzieścia lat.
Astrid ponownie westchnęła.
- Wiesz, że czas...
- Nie leczy ran - przerwałem jej w pół zdania. - sprawia tylko, że słabiej je czujesz.
Do końca lotu Astrid nie odezwała się już. Może była zła, a może nie wiedziała co ma powiedzieć. Albo przyznawała mi w duchu rację.
Na plażę Borka dotarliśmy kilka minut później. Już z daleka słyszałem ryki Hakokła a im bliżej byłem, tym wyraźniej rozróżniłem przekleństwa Sączysmarka. Wylądowaliśmy rozsypując piasek naokoło. Dałem znać Astrid i Szczerbatkowi, żeby nie podchodzili.
- Mówiłem, że nie potrzebuję jego pomocy! - warknął Jorgenson wskazując w moją stronę - To po prostu uparty smok!
- Ta, pozwól mu jeszcze trochę się posprzeczać z Hakokłem! - wrzasnął Mieczyk unosząc ręce i udając, że bije niewidzialnego przeciwnika. - Już prawie odgryzł mu rękę!
- No właśnie, a wiesz co było by lepsze? - zawołała podniecona Szpadka i uderzyła brata w ramię.
- Jakby ogryzł mu głowę!
- O tak!
- Imbecyle... - mruknął Śledzik, ale na wszelki wpadek stanął bliżej Sztukamięs.
- Poza tym to MÓJ smok! SAM sobie poradzę! Hakokieł! - Sączysmark zwrócił się do smoka i zrobił najgroźniejszą ze swoich min. - Masz natychmiast... - Hakokieł nic sobie nie zrobił z gróźb swojego jeźdźca, splunął tylko ogniem w jego stronę tak, że Sączysmark ledwo uniknął nieprzyjemnych poparzeń skacząc za pobliskie skały. Nie wychylając się zza nich pogroził mu tylko ręką. - Wciąż uważam, że sobie z nim radzę!
Czkawka pokręcił głową i podszedł pewnym krokiem do Hakokła. Szczerbatek zamruczał gniewnie, gdyby smokowi przyszło na myśl mnie skrzywdzić.
- Hakokieł. - powiedziałem na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć pomiędzy rykami, ale na tyle spokojnie, by wiedział że nie jestem zły. Odwrócił pysk w moją stronę a z nozdrzy wydobyły się kłęby pary. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń. Smok warczał, ale przynajmniej już się nie rzucał. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. Może minutę, może więcej. W końcu smok wyraźnie się rozluźnił i przyłożył na chwilę pysk do spodu mojej dłoni. Poklepałem go pieszczotliwie.
- Wciąż zastanawiam się jak ty to robisz! - pisnął Śledzik zerkając to na mnie to na smoka. - Po prostu na niego popatrzyłeś a on zrobił się potulny jak baranek!
Hakokieł spojrzał na Śledzika i mruknął gniewnie za to porównanie więc chłopak ponownie schronił się za Sztukamięs.
Masz serce wodza
i duszę smoka.
Znowu poczułem to nieprzyjemne uczucie na dnie żołądka i szybko zwróciłem się w stronę Sączysmarka by zająć czymś myśli.
- Sądzę, że problem polega na tym, że za wiele od niego wymagasz a za mało okazujesz wdzięczności. Koszmar Ponocnik jest drażliwym smokiem, przecież wiesz o tym. Kiedyś może zrobić krzywdę tobie lub innym.
Sączysmark chwilę obrzucał mnie obrażonym wzrokiem a potem założył ręce na piersi.
- Mądry się znalazł! Gdybyś nam nie przeszkodził, sam bym sobie dał radę! TO jest MÓJ smok, przestań wtrącać się i popisywać swoimi zdolnościami...
Astrid podeszła szybciej niż ktokolwiek zdążył zareagować i zasadziła mu porządny cios prosto w brzuch. Jorgenson zwinął się w kłębek i wyjęczał coś niezrozumiałego. Bliźniacy skakali jak szaleni i krzyczeli "Jeszcze, jeszcze!".
- Mówisz do Wodza Berk! - warknęła Astrid przystawiając mu swój topór do szyi. - Miej szacunek dla swojego Szefa! Stoikowi byś się nie odważył nawet pisnąć!
Zacisnąłem lekko zęby na dźwięk imienia swego ojca. Astrid chyba też dodała dwa do dwóch i zrozumiała, że wystarczy. Pozwoliła wstać Sączysmarkowi i obrzuciła go morderczym spojrzeniem.
- To nie moja wina... - mruknął jeszcze cicho. - Trzymaj język za zębami. - dodał jeszcze ciszej, tak, by nie mogła go usłyszeć.
- No cóż, - zakaszlałem i przywołałem na twarz lekki uśmiech. - skoro już wszystko wróciło do normy, wybaczcie, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Czekaj Czkawka! - Śledzik ominął wywijających w powietrzu sztyletami bliźniaków i podbiegł do mnie z zatroskanym wyrazem twarzy. - Zajmę się czymś bardzo chętnie, powiedz tylko co mam robić!
- Daj spokój Śledzik, przecież... - w sumie, jakby się tak zastanowić od całego miesiąca nie miałem chwili dla siebie. Wstawałem, załatwiałem sprawy żywności, domów, opieki nad smokami, nowych paśników i tak dalej, potem szedłem poprowadzić codzienną lekcję w Akademii. Najpierw dla nowych jeźdźców, potem już dla nas. Następnie znowu zajmowałem się szefowaniem, rozdzielałem zadania, planowałem. W końcu mogłem na chwilę wyrwać się i polatać ze Szczerbatkiem, ale tylko chwilę. Wiem, że mu tego brakuje, ale mi brakuje czasu nawet na sen. Większość z tego i tak przenoszę na latanie, więc chciałbym mieć trochę czasu dla siebie. Nie muszę spać. Chcę po prostu ODPOCZĄĆ.
- Śledzik ma rację, mówiłam ci już dawno temu. - poparła go Astrid i położyła rękę na moim ramieniu. - Wróć do domu, wyśpij się, odpocznij. Wyglądasz jakbyś miał zaraz odejść do Walhalli. Och, wybacz... - zasmuciła się widząc mój wzrok. - Po prostu chcemy ci pomóc najlepiej jak umiemy.
- Posłuchaj Astrid. - poprosił Śledzik. Szczerbatek włożył głowę pod moje ramię i zamruczał dając mi znać, że powinienem się zgodzić. Westchnąłem i oparłem głowę o pysk smoka. Naprawdę czułem się zmęczony. Nie chciałem być Szefem, nie tak to wszystko miało wyglądać. Gdzie ta cała duma, gdzie to uniesienie w chwale? Pewne rzeczy się nie zmieniają nawet jeżeli tego bardzo chcemy. Czkawka zawsze pozostanie Czkawką.
- W porządku. Ale tylko dzisiaj i jeżeli cokolwiek się stanie...
- To poradzimy sobie. - uśmiechnęła się Astrid. - Nic się nie martw, znam twoje zadania na dzisiaj. Są męczące, ale nie niemożliwe.
Śledzik też posłał mi uspokajający uśmiech. Podziękowałem im jeszcze raz i odleciałem ze Szczerbatkiem w kierunku osady.
- Co o tym myślisz mordko? - zapytałem zakładając ręce za głowę i kładąc się na jego grzbiecie. Południowy wiatr miło owiewał twarz a słońce ogrzewało ciało sprawiając, że nie było czuć zimna.
Kiedy jestem w górze, nie czuję zimna.
A ty tato? Czy w Walhalli jest ciepło? Czy w Gladsheim siedząc między innymi Wielkimi Poległymi opowiadasz swoje czyny samemu Odynowi? Czy możesz mnie jeszcze usłyszeć? Pamiętasz mnie jeszcze?
Szczerbatek zaskomlał cicho a ja wyrwałem się z ponurych myśli.
- W porządku Szczerbek. - wyprostowałem się i przygotowałem do lądowania widząc osadę.
O tej porze, przed południem, Berk jest całkiem ciche. Po drodze do domu od czasu do czasu ktoś zaczepił mnie kłaniając się i pozdrawiając. Z Sali słyszałem dobiegające krzyki i śpiewy. Ci wikingowie którzy nie mieli akurat co robić, przesiadywali najczęściej w Sali i pili. Czasem do nieprzytomności, choć głowy wikingów są twarde jak skała. To wystarczy by wyobrazić sobie ile muszą wypijać by stracić kontakt z rzeczywistością.
Otworzyłem drzwi do domu a mama podskoczyła jak oparzona. Wcześniej pewnie musiała siedzieć przy stole i przygotowywać obiad, ponieważ teraz na podłodze leżały kawałki warzyw i ryb. Szczerbatek oczywiście chętnie zajął się rybami. Mama częściej bywała w domu niż na zewnątrz. To zrozumiałe, nie czuła się jeszcze zbyt pewnie.
- Och, nie wiedziałam, że wrócisz tak wcześnie. Coś się stało?
Pokręciłem głową i pomogłem jej posprzątać. Odkładając ostatni kawałek marchewki na stół zobaczyłem, że mama ociera szybkim ruchem twarz. Przełknąłem ślinę i udałem, że się uśmiecham.
- Przyszedłem tylko po notes. - skłamałem i wybiegłem po schodach do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku i pochyliłem nisko głowę chwytając się za włosy. Zrobiłem kilka mocnych wdechów i wydechów, aż nie poczułem się o ułamek lepiej.
- Czkawka? - zawołała mama a zaraz potem usłyszałem, że wychodzi po schodach. Poderwałem się z łóżka i sięgnąłem szybko do szafki udając, że szukam notesu. Wyciągnąłem go akurat gdy pojawiła się na szczycie schodów. - Pomyślałam sobie, że może chciał byś wieczorem polatać. No wiesz, ty, ja, Szczerbatek i Chmuroskok. Tylko nasza czwórka.
Tylko nasza czwórka, pomyślałem gorzko. Czwórka, już nie szóstka.
- Chętnie. Postaram się wrócić przed zmierzchem. - posłałem jej najszczerszy uśmiech i machnąłem notesem. - Znalazłem.
Odwzajemniła uśmiech i przepuściła mnie na schodach. Już sięgałem klamki, kiedy dobiegł mnie ponownie jej głos.
- Sądzisz, że uda mi się kiedyś zająć to samo miejsce w Twoim sercu, jakie zajmuje Stoik?
Oparłem głowę o drzwi, potem odwróciłem się i popatrzyłem na nią najczulej jak potrafiłem. Może i mi było ciężko, ale jej musiało być o wiele bardziej. Miała tatę ponownie tylko przez jeden dzień. Nie znała praktycznie nikogo tutaj, była sama. Ja miałem przyjaciół, ona tylko smoki. Powinienem się nią bardziej zająć. Wprowadzić do życia osady.
- Mamo - chwyciłem ją za rękę jednak przez chwilę nie wiedziałem co więcej powiedzieć.
- To pierwszy raz od miesiąca kiedy mnie tak nazwałeś - powiedziała cicho.
- W takim razie masz już odpowiedź na swoje pytanie, prawda? - uśmiechnąłem się lekko i pociągnąłem w kierunku drzwi. - Chodźmy do Pyskacza. Powinnaś zacząć wychodzić i zaczniesz dzisiaj. Jego znasz, więc nie będziesz się bała, prawda?
Valka chwilę walczyła ze swoimi uczuciami, ale w końcu pozwoliła mi się poprowadzić. Wyszliśmy na pole, Chmuroskok latał ponad nami a Szczerbatek skakał goniąc mniejsze smoki.
- Nie będę - przytaknęła Valka a mi zrobiło się trochę cieplej na duszy.
Słyszałeś tato? Chyba zaczynamy ponownie żyć.
C.d.n.
Wybaczcie ewentualne błędy, ale godzina późna a i człowiekowi umykają niektóre rzeczy nawet jeżeli trzeci raz coś czyta.
Wow... WOW!!! Genialne! Jesteś naprawdę niezła! Świetnie oddajesz uczucia bohaterów i opisujesz sytuacje. I fajnie, że Astrid znów jest tą samą Astrid z jedynki. Warto było czekać :-)
Hej dzięki za miłe słowa :) Lubię wczuwać się w bohaterów więc może dlatego łatwiej mi myśleć tak jak oni :) Astrid lubię właśnie za jej osobowość i dlatego nie lubię zmieniać ją w ciepłą kluchę, Astrid to baba z charakterem i taka ma być :D
Jej!!! Pięknie! Mogłoby się wydawać, że będzie długie i męczące, a jest wprost przeciwnie :). Świetne opisy, przemyślane dialogi, mała ,,misja" do wypełnienia i wtrącone myśli. Mam niedosyt i czekam na więcej :)
To jest właśnie ta niepewność, czy czytanie się opłaci, czasem coś krótkiego jest lepsze niż dziesiątki stron a czasem warto jednak napisać coś więcej. :) Przy opowiadaniach wolę dodawać rozdziały dłuższe, czytelnik wtedy ma większy komfort czytania i tak szybko nie zapomina o historii. :) Dziękuję za komplementy :) Myślę że nowy rozdział pojawi się niebawem.
Piękne opowiadanie!!! Bardzo ciekawe, świetnie napisane - niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! :)
Bardzo mi miło :) Fajnie jak ma się kogoś kto czyta i przedstawi swoje zdanie :) Przyznam szczerze, nie bardzo wiem jak rozwinąć historię, ale moi bohaterowie zawsze żyją swoim życiem więc nawet jeżeli coś planuję to raczej w stu procentach tego nie zrealizuje, zawsze coś innego nagle wyskoczy :)