Film ma dwa plusy:
1. Jest o Polsce, więc ogląda się nam ciekawie
2. Wątek Waldena jest dobry, a aktorstwo Włosoka po prostu rewelacyjne.

Ale cała reszta to porażka. Bohater snuje się z wiecznie tą samą miną podczas gdy z offu dobiega nas jego głos wciskający natrętnie smętną i tandetną filozofię życiową rodem z przebojów Waszki G.

Jako autor aktów przemocy jest kompletnie nieprzekonujący (a podobno lubił się od dzieciństwa bić)

Psychologicznie mało która postać jest tam spójna. Jego dziewczyna na wstępie żąda od niego "prawdy" - taka jest ostra! A potem cały czas "nie wie", co się dzieje. Nie poznałaby prawdy, gdyby ta wyskoczyła zza krzaka i kopnęła ją w zadek. Ojciec - drugi naiwny.

Ogólnie jest to pomysł zerżnięty z "Chłopców z ferajny", tylko kijowo zagrany (poza Włosokiem) i rozwodniony pseudo-mądrościami.

Stale powracające wyklinanie "Masy" ma zaczarować widzów: "Masa opowiadał Wam bajki. TERAZ dopiero dostaniecie kawałek prawdziwego mięsa!!!"

A potem dostajesz sojową parówkę maczaną w skisłej musztardzie.