Kiedy w końcu autorzy tego typu filmów (polubownie nazwijmy je filmami grozy) przestaną nam fundować wielokrotnie przetarte zakończenie z pytajnikiem. Co dalej?
Już od pradziejów panie/panowie z dyplomami na języku polskim wielokrotnie podkreślały, że dobra historia ma wstęp, rozwinięcie, zakończenie. W tym obrazie część pierwsza, wydawałoby się, że fundamentalna została połknięta w kilka ogólnikowych zdaniach. Historia o średniowiecznym Zakonie Rycerzy Świątyni mogłaby w sposób odczuwalny dla widza ubarwić, czy raczej umilić czas pędzanych przed ekranem. Zresztą to krótkie wprowadzenie stanowi najciekawszy punkt filmu. Cytując Republikę "potem długo, długo nic". Idąc ciągiem chronologicznych zdarzeń znajdujemy się w czasach Zimnej Wojny w Rumunii, gdzie kilu panów w poszukiwaniu - tam myślę - skarbu templariuszy postanawia splądrować średniowieczny kościół i znajdującą się pod nim jaskinią (coś na wzór Egzorcyzmy: Początek). Niestety panowie przez ułamek sekundy zapominają o otaczającym kościół skalanym zboczu i wyjmują z plecaka dynamit, czy C4. Błąd logiczny, a błędów w filmie jest co niemiara. Oczywiście i tą historię można by było rozwinąć. Jednak nie. Szybkim ruchem reżyserskiej ręki znajdujemy się w czasach obecnych, gdzie czeka na nas dość upierdliwy pasożyt, który byle muchę potrafi zmienić w żadne krwi stworzenie (też pytam sam siebie, czy właśnie o to tu chodzi). Tak, więc dostajemy mieszankę nietoperza, salamandry, ósmego pasażera Nostromo oraz człowieka (jeden z nich nosi na "karku" tajemniczy tatuaż V.S.S.F.). Poza tym spotykamy tu zmutowanego węgorza. Reasumując nic strasznego.
O samej akcji nie ma, co się rozpisywać, gdyż jak to zawsze bywa w grupie najpierw wszyscy trzmają się razem, a w obliczu zagrożenia wolą się podzielić. Scenarzysta nie zapomniał też o Super Bohaterze, który nie zważając na krwiożercze możliwości demona postanawia podjąć jedyną słuszną decyzję „wracam po innych”. W tym momencie kamera przeskakuję do pozostałych nieszczęśników, którzy muszą stawić czoła pojedynczej jednostce do zabijania, a jeden z walecznych braci zostaje zaatakowany przez bestię. I tu następuje coś dziwnego. Nasz pan Super w mgnieniu okna pokonuje dzielącą dwie grupy drogę. Nawet powiem więcej robi to tak szybko (w grę wchodzi wspinaczka, bieg, pływanie), że jeszcze był wstanie pomóc zaatakowanemu koledze o którym przed chwila wspomniałem. Jednak na tym nie koniec. Bestia o dość pokaźnych rozmiarach jakimś cudem potrafiła zmieścić się w mikrusa mieszcząc się w drobnych szczelinach jaskiń. I tak cały czas.
5/10