Zaczyna się świetnie. Grupka gangsterów, robi brawurowy napad i ucieka z diamentami. Następnie gromadzi się w kryjówce czekając na łup. Coś jednak poszło nie tak i ich szef się nie zjawia. Między bandziorami dochodzi do rozłamu. Brzmi znajomo? Pierwsze 40 minut "Jeffa" to takie "Wściekłe psy", do tego jeszcze bardziej emocjonujące i przemyślane. Tarantino miał na prawdę dobrą inspirację.
Niestety po mocnym, hipnotyzującym wstępie jest coraz gorzej. Intryga robi się zbyt oczywista a zakończenie rodem z westernów w żaden sposób mnie nie ruszyło. Mireille Darc jako dziewczyna Jeffa zajmuje chyba zbyt dużo miejsca w tym filmie. Ładna z niej ozdoba, ale aktorka nijaka.
Jeżeli mam przyznać ocenę to będzie to najpewniej mocne 5. Pierwsza połowa jest co najmniej dobra, druga co najwyżej nijaka. Obejrzeć warto, choćby po to by zobaczyć skąd zrzynał Quentin, ale uprzedzam że gdy już zobaczycie napisy końcowe czeka was wyłącznie uczucie zawodu.