Cudowny film. Świeży jak letni deszczyk ale nie banalny. Dawno nie widziałem czegoś tak poruszającego.
Przypomniałem sobie. Poruszająca była ich podróż, bo nie była bez celu. Sama jednak nie byłaby nietypowa, gdyby nie sposób jej potraktowania, pokazania właśnie nie banalny i z humorem. Myślę że można zobaczyć samą banalność, gdy się nie zobaczy tego czegoś mniej oczywistego.. uczuć jakie nie są pokazane kawa na ławę.
Cóż mnie akurat szukanie źródeł i akceptacji siebię w tak nachalny sposób, raczej nie przekonało do filmu ;)
Ja mam mieszane uczucia. Film bez wątpienia miał swój urok, jakąś magię, ale z drugiej strony był też dość nudnawy. Nie podobała mi się scena na początku, nie znoszę motywu dominacja/uległość i przedmiotowego traktowania ludzi. Później niby się ta relacja poprawiła, ale wciąż miałam niesmak. No i jeszcze ta matka jednego z bohaterów (nie zapamiętałam, który to był Jess, a który James :P). Gdyby to była jeszcze jakaś zapijaczona, skretyniała patola, ale żeby całkiem normalnie wyglądająca kobieta była tak obrzydliwie wulgarna, to ja już nie wiem, skąd się tacy ludzie biorą :/ Generalnie cała trójka była dość niedojrzała. Film pokazywał taki przełomowy moment, gdy się dopiero wchodzi w dorosłe życie. Wciąż jeszcze nie odczuwa się pełni odpowiedzialności, ale już "odcina pępowinę". Taki czas chyba właśnie jest najpiękniejszy i najbardziej szalony. Nazwałabym go raczej summer wine ;)