Opis mnie rozbawił, włączyłem "dla zabawy". Okazało się, że ten film jest dramatem i uderza w
niezwykle poważne tony.
To, co musimy zrobić, to - jak mi się wydaje - zechcieć spojrzeć na tę całą historię
metaforycznie. Chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że leży to jak najbardziej w intencji
reżysera, który stale do spoglądania "pod spód" zachęca. Zresztą, przede wszystkim - ma
przecież scenariusz idealny do krwawego gore (jak zresztą reklamuje go nie wiadomo czemu
producent), a jednak wycisza wszystkie "rzeźnickie" momenty, nie dając nacieszyć oka
amatorom ludzkich podrobów.
Co dostajemy w zamian? Według mnie dramat Z KRWI I KOŚCI :)
Przede wszystkim dramat rodzinny - z barwnymi charakterami, które próbują pozbierać na nowo
swój świat po stracie ojca, którego śmierć uruchamia chaos, niemoc, zwątpienie w kultywowane
dotąd wartości. Znamienne, że zażartymi strażniczkami męskiego, patriarchalnego porządku,
chcą być tutaj (z różnym skutkiem) kobiety - matka i córka. Tymczasem pierworodny syn,
prawowity "następca tronu", próbuje odmówić posłuszeństwa, próbuje ten stary porządek
zanegować.
Tajemniczy rytuał, którego obowiązek spełnienia uruchamia cały splot wydarzeń, to metaforyczny
ukłon bohaterów w stronę tradycji i normatywnego spojrzenia na świat, które - jak zdają się mówić
twórcy - bywają niepotrzebne, zgubne, a przede wszystkim... okrutne.
Podsumowując, zachęcam zmetaforyzowania tego obrazu. Wydaje mi się, że ma
to sens, a ryzyko popełnienia nadinterpretacji wcale nie jest zbyt wielkie.
Tak, a w tle Meksyk. Miejsce, gdzie można robić wszystko, a prawo nie istnieje. Fajnie fabuła i motyw główny współgra z sytuacją w tym kraju.
Ja też włączyłam ten film dla zabawy a okazało się że wcale nie jest taki zły :)